Byłem wczoraj na filmie. Czekałem na ten obraz dość długo i na nieszczęście się doczekałem.
Powiem od razu - film jest słaby.
Sprawia wrażenie robionego w pośpiechu, pozbawionego większych emocji.
W skrócie fabułę można opisać tak:
Spoiler:
Przylatuje kosmita, blabalablaplepleple, bum! trach! szast! prast! blablablaplepleple, odlatuje kosmita.
Dzieło oglądałem obojętnie, nie było w nim prawie nic co jakoś by mnie poruszyło, zachwyciło, albo chociaż żebym mógł powiedzieć - ooo... to było całkiem niezłe.
Pomimo dobrych efektów specjalnych i kilku fajnych zdjęć, filmu nie polecam. Bardzo mnie zawiódł. 3/10.
Irytującym jest fakt, że w dzisiejszych czasach wystarczy wcisnąć do filmu oczywiste, namiętnie wałkowane od początku do końca "przesłanie" (brakowało tylko żeby je umieścili na jakimś pasku na dole ekranu) i już większość ogłosi go dobrym filmem, bo z przesłaniem...
Ja fabułę opisałabym nieco inaczej aczkolwiek myślę, że moglibyśmy dojść do kompromisu:
Spoiler:
--> Główny bohater ginie
--> Ooo będzie się coś działo ! --> ..a jednak nie sie nie dzieje...
--> Główny bohater powrócił
--> Nic się nie dzieje
--> Nic sie nie dzieje
--> Nic się nie dzieje
--> (...)
--> Wreszcie coś zgodnego z trailerami! Może mi się spodoba ;) ...jednak nie zdąży, skończył się...
Zanim zostanę skrytykowana i obrzucona błotem, pozwolę sobie zauważyć, że oceniam film wg tego jako jaki był reklamowany.
Gdyby mi ktoś "Dziecko Rosemary" reklamował dobre 2/3tyg jako świetny,mocny, pełen zwrotów akcji i efektów specjalnych horror, to po jego obejrzeniu również nie wypowiadałabym się najpochlebniej.
Pojęcia nie mam o czym myśleli, albo co pili ;) tłumacząc tytuł na nasz język i co takiego, i kiedy zauważył kosmita w ludziach, że się zdecydował nas ocalić, bo widocznie zasnęłam na chwilę.
Cały czas powtarzał, że jednak ludzie zmieniają się w chwilach zagrożenia ale albo ten fragment przez przypadek wycieli w trakcie montażu albo zapomnieli w ogóle nakręcić...
Ciekawa jestem czy oryginał z '51 roku był równie wciągający i fascynujący, czy po prostu odkryli genialny sposób na zepsucie dobrego filmu mimo zatrudnienia do niego całkiem niezłej obsady i wykorzystania o wiele lepszych, współcześnie dostępnych technologii :)
Film jest wypruty z jakichkolwiek emocji, wartości..
Za to kampania reklamowa świetna!
Szkoda tylko, że gdyby nie tytuł, to ciężko byłoby poznać, że to ten sam film...
Nie wystarczy naładować w film sprawdzonych,chwytliwych motywów żeby był dobry...
Temu filmowi nie pomogło dziecko nie radzące sobie ze stratą rodziców, młoda inteligenta pani bakteriolog wychowująca wspomniane dziecko, po stracie męża, mobilizacja sił zbrojnych, przemiana jaka się dokonuje w Reginie Jackson pod wpływem strachu przed zagładą, nieodpowiedzialność jaśnie nam panujących, John Cleese jako naukowiec wygłaszający wzruszającą(niestety tylko z założenia ) mowę,
nieunikniony, nadciągający wielkimi krokami koniec naszej cywilizacji..
Był potencjał, były zadatki na dzieło...
No właśnie, "były" .
Oceny nie wystawiam. Wierzę, że wielu osobom przypadnie do gustu, a może kiedyś i mi ;)