Nie wiem, z którego roku jest oryginalny film, ale wcześniej Lem napisał Człowieka z Marsa - opowiadanie o takim właśnie robocie, nie wiadomo po co pozostawionym na Ziemi - w 1946.
Albo Matrix - Lem w "Kongresie Futurologicznym" wydanym w 1971 przedstawia świat, który żyje w świecie sztucznie wywoływanych iluzji, a niby Matrix to taka perełka sf...
Książek Lema się nie czyta, za to wszyscy rozwodzą się nad genialnością pomysłów, na które przed scenarzystami wpadł nasz polski pisarz. Bardzo niedoceniany, niestety.
Znacie jakieś inne przykłady "zapożyczeń"? Bo ja to tak z biegu... :)
Hmmm... jak zobaczyłem te "insekty", na które podzielił się Gort (ten robot), to jak żywo przypomniała mi się minipowieść Lema "Niezwyciężony" (sam jej nie przeczytałem, ale dość dużo na jej temat usłyszałem).
To tam bowiem były właśnie takie małe automatony, insektoidalne wręcz, które potrafiły się łączyć w potężne struktury, zdolne do emitowania silnych wiązek elektromagnetycznych (które "resetowały" ludzkie mózgi, sprowadzając homo sapiens do stadium rośliny), i których niszczenie absolutnie nic nie dawało, bo unicestwione za pomocą laserów, antymaterii, pól siłowych automatony były błyskawicznie zastępowane przez ich niezliczone kopie.
Datę powstania pierwowzoru łatwo sprawdzić - 1951 rok.
Lem ponoć wielkim pisarzem był (nie wiem, bo jakoś jestem zrażony do niego - bez specjalnych powodów i tylko po lekturze jednego dnia z "Dzienników gwiazdowych"), ale w sumie to co ma piernik do wiatraka? Taki Phillip K. Dick też wielkim pisarzem był i w podobnym okresie tworzył (ty mówisz "Kongres futurologiczny" z 1971 roku, ja mówię "Ubik" z 1969 roku), tylko że zekranizowanych pozycji ma więcej (nie zawsze udanie).
Nie chodzi mi o ekranizację, tylko o pomysły, na które Lem wpadł dużo wcześniej, a którymi wszyscy się tak zachwycają. Wiesz, "cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie" jak mówiła moja nauczycielka :D
Krzewienie patriotyzmu - słuszna sprawa. Myśl z pierwszego postu - moim zdaniem nietrafiona.
Niestety, ale muszę się z Tobą zgodzić. Stasiu Lem to bardzo niedoceniany autor, choć zauważono jego "WIELKOŚĆ". Film moim zdaniem, jest arcydziełem i może dzięki zapożyczeniom, takim właśnie się stał.
Chyba powrócę do moich "dzieł wybranych", dzięki za przypomnienie i natchnienie :)