Film wyglądał jak przeciętny amerykański serial, który (niestety, czy stety) kończy się
w środku sezonu i trzeba wymyślić jakieś szybkie zakończenie... My tu gadu gadu, a
amerykanie nagle potrafia się zmienić. Na początku myślałem, ze są 2 części filmu, a tu
nagle koniec. Pff? Od początku filmu zastanawiałem się jak przedstawia kosmitów. Pomyśl
z kulą nie był zły, pomysł z tą całą tkanką na Klaatu tez nie był zły, ale metalowy
człowiek - no no no... Rodem z komiksu. I oczywiście wszystko w Ameryce. God bless
America... Po takich filmach człowiek myśli, że amerykanie na prawdę kiedyś uratują cały
świat przed zagładą. Gdyby już nie mogli pierwszej kuli umiejscowić w jakimś kurde
Uzbekistanie? Albo w Czechach, bardziej prawdopodobne. I oczywiście kosmit mówi po
angielsku. Jestem pełen podziwu, jak Klaatu rozmawiał z tym żółtkiem po chińsku -
jedyne, czego musiał się do filmu nauczyć na pamięć. Mimo w miarę dobrych efektów (ta
cala papka na ciele Keanu, "robaki wpierdalaki",kula itp) film jest kiepski. Jedynie coś
mnie tknęło, jak do toalety przyszła baba-żołnież i zapytała się, czy może pożyczyć
telefon. I oczywiście „świetnie przetłumaczone napisy”…
Nie polecam tego filmu.