Największą wadą filmu jest nuda. Grupka ocalałych ludzi po atomowej zagładzie gnieździ się w jednym domku i nic z tego nie wynika. Mimo iż nie wszyscy są tam mile widziani, brakuje większych konfrontacji, napięcia i tym podobnych rzeczy. Akcja strasznie się wlecze. Kompletnie nie czuć klimatu postapokalipsy - równie dobrze mogłaby to być grupka ludzi na urlopie w domku letniskowym. A przecież narrator informuje nas na początku, że oto człowiek doprowadził do Totalnej Destrukcji! Jedynym efektem naprawdę specjalnym jest dym. Atomowy mutant, czyli facet w gumowym kostiumie ani nie straszy (to oczywiste), ani nie śmieszy (niestety). Biorąc pod uwagę okres zdjęciowy (9 dni), zrozumiała jest nijakość tego filmu.