nie ma co się dziwić. kiedy widzi się przy tytule notkę "komedia romantyczna" i to do tego w typowo amerykańskim wydaniu, to rzeczywiście już na początku wiadomo, że będzie happy end i "nieoczekiwany zwrot akcji"- w tym wypadku rezygnacja ze ślubu z politykiem i powrót do swej wielkiej miłości sprzed lat... ale w końcu dokładnie o to w takich komediach chodzi. one mają być lekkie, zabawne, umilające czas (zazwyczaj wieczory :D ) przecież nikt nie dopatrywał się tam roli Reese przedstawiającej życiowy dramat stulecia ;P. i na szczęście jest wiele takich komedii, przy których można po prostu oderwać się chociaż na 1,5 godz od swoich własnych problemów