Trochę to dziwny film, zaczyna się jak najgorsze filmy dla nastolatek, skretyniała bohaterka zostaje na lodzie i musi zacząć radzić sobie w życiu. Jednak z każdą minutą film staje się coraz sympatyczniejszy.
Nie wiem czy to zasługa małej Dakoty Fanning, która kradnie każdą scenę w której się pojawia, czy też chłodnych, nieco melancholijnych zdjęć Michael'a Ballhaus'a. Z chwilą kiedy główna bohaterka (grana zaskakująco nieźle przez Brittany Murphy) przestaje się w końcu wdzięczyć do wszystkich i wszystkiego, a fabuła koncentruje się na relacjach rodzinnych głównych bohaterek, film staje się całkiem porządnym patrzydłem na jesienno/zimowe wieczory spędzane w towarzystwie bliskiej nam osoby.