Nie chcę tu rozprawiać o polityce, mimo że miejscami ten film aż kipi od tego w jakie idee wierzą ludzi jak poglądy przekładają się nad ich codzienne życie. Obraz lekko hippisowskich, idealistycznych marzycieli, który mimo grzechów są postaciami pozytywnymi, otoczonymi nie zrozumieniem i rozczarowaniem wobec idei, którymi byli karmieni o USA i jego snu. Obraz nieżyczliwych rednecków rozwiał ostatecznie niegdyś mój dawniej konserwatywny światopogląd zrzucając zasłonę szeryfa pod flagą konfederacji na rzeczywisty obraz tępych, przyziemnych ludzi, którzy nienawidzą wszystkiego co nie pasuje do ich wizerunku świata. Oczywiście nie chcę generalizować, bo to też byłoby nie w porządku, ale widzę, że dzisiaj cofamy się do takich kryzysowych lat, gdzie rozmarzeni idealiści przegrywają z przyziemnymi , buraczanymi ludźmi, u nas w Polsce mieliśmy swoje San Francisco od lat 90 tak do końca 2005 roku. Co widzę dzisiaj u nas? Radykalizujące się społeczeństwa, kryzys polityczne czy gospodarcze lub mentalne. Gdzie ci marzyciele, ci młodzi, których kiedyś było jakby więcej?