Ten film ma tak niewiele wspólnego z tytułowym efektem motyla i teorią chaosu, że Lorenz w grobie się przewraca.
W efekcie motyla charakterystyczne jest to, że mała zmiana niewielkiego elementu układu może finalnie spowodować olbrzymie zmiany całego układu. Najczęściej nie da się powiązać jednoznacznie zmiany początkowej z jej następstwami.
A tu? Wręczenie kawałka metalu do ręki w parę sekund później owocuje zabójstwem. Zbliżenie do skrzynki na listy - kalectwem. Zabranie laski dynamitu - śmiercią bohaterki. Ciąg przyczynowo-skutkowy jest tak do bólu oczywisty, że zęby bolą.
Jedynym zbliżonym do efektu motyla momentem jest spicz głównego bohatera do ojca Kayleigh. Trochę za mało uwagi poświęca w nim Tommy'emu. W efekcie Tommy dostaje bańki od ojca przez kilkanaście lat i staje się bandytą.
Szkoda, iż taki dobry (choć banalny) pomysł na film został zmarnowany.
Inna rzecz: po mrocznym, trzymającym w napięciu początku, film zakręca w kierunku słodko-pierdzącej opowieści o szczęśliwym studencie koledżu, który ma piękną dziewczynę, laski na niego lecą, jest przywódcą studenckiego bractwa itd. Wow, jaka zmiana. Szkoda tylko, że napięcie opada jakby reżyserowi skończyła się viagra.