Jeśli chodzi o zabawę z czasem, to polecam Ciekawy przypadek Benjamina Buttona.
Jeśli chodzi o choroby psychiczne - Piękny umysł. Stygmaty - Jańcio Wodnik.
Filmu Efekt motyla zdecydowanie nie polecam.
A jeśli chodzi o Twoje nic nie warte rady to również odradzam czytać. Do czego to piszesz bo nie bardzo zrozumiałem? Nie podałeś ani jednego argumentu, dlaczego film jest faktycznie marny i napisałeś tylko przykłady Twoim zdaniem lepszych filmów. Ja się pytam jakie znaczenie ma, że ktoś kiedys zrobił lepszy film??
tępota takich ludzi jak Ty mnie onieśmiela siedź w tym gimnazjum i czytaj czytaj i jeszcze raz czytaj. Rozumiem, że komus się może film nie podobać ale jeśli chcesz się tym podzielic to warto dodać do oceny ARGUMENT - Y. Inaczej Twoja tępa gołosłowność jest nic nie warta i zaśmieca internet.
Dla uściślenia
argument - fakt lub twierdzenie przytaczane dla uzasadnienia lub obalenia jakichś tez lub decyzji. (źródło: Słownik jp)
Słowo kluczowe w tej definicji: UZASADNIENIA. Jak do tego dojdziesz to Twoja nic nie warta egzystencja może będzie choć troche uzasadniona.
pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów życiowych ofermo.
Wspaniała riposta wprost palce zamarły mi na klawiaturze, a mą twarz zdobi wyraz zgrozy i osłupienia. Daj mi jeszcze z tydzień czasu, zaklinam się na grób mej babki, że nie spocznę, dopóki nie spróbuję chociaż lekko przyćmić Twej błyskotliwej uwagi, choćbym miał nie zmrużyć oka przez cały tydzień!! Musisz jednak zrozumieć, że osoba tak mało rozgarnięta jak ja, mająca za sobą jeno lekcje pozwalające czytać pisać i obrażać nie może toczyć wyrównanej walki z takim arcymistrzem polemiki, w zasadzie doskonałym erystycznie, którego kunszt wpływania na słabe umysły ludzkie dorównuje boskiemu ideałowi! Wybacz o wielki, że śmiałem naruszyć Twój spokój i kazałem czytać me nic nie warte bzdety...
W życiu nie widziałem bardziej idiotycznej koncepcji, niż ta w Ciekawym Przypadku Benjamina Buttona
Też tak myślałem kiedy film wchodził na ekrany. Wyglądało mi to na straszną, sentymentalną szmirkę z totalnie odjechanym pomysłem, który dla pokoleń wychowanych na Star Trekach i Matrixach będzie zwyczajnie śmieszny. Film obejrzałem i… zmieniłem zdanie. To po prostu kawał dobrej fikcji literackiej sprzed 90-ciu lat (F. Scott Fitzgerald) przeniesiony na ekran przez dobrego reżysera (David Fincher). Cudownym pomysłem jest to, że przez cały czas trwania akcji nikt z bohaterów filmu nie zastanawia się ani nie roztrząsa faktu całkowitej niemożliwości zaistnienia podobnego przypadku - wszyscy przechodzą nad tym do porządku dziennego. Dzięki temu obraz unika pseudonaukowego bełkotu i płytkiego filozofowania ignorantów - tej plagi współczesnego kina. Jest to kolejna historia o miłości, ale z niespodzianką. Dla mnie - może nie wybitne, jednak dobre, wrażliwe kino. Dla ludzi o innym temperamencie - zapewne chała.
Obiecałam sobie podpisać się w pierwszym temacie co to nie zawiera zwrotów "arcydzieło" "rewelacja" i inne takie, co niniejszym czynię *skrobie pazurem*
ehhmm, jeśli toto dotyka teorii chaosu to ja jestem kot Schroedingera .. albo.. albo bułka z masłem o.0' a nie... przepraszam.. jest coś z motylkiem w tytule :)
3 na szynach.
Nie rozumiem skąd przekonanie, że TEN film dotyka teorii chaosu? Może jednak wybrałeś zły temat i chodziło o inny film z motylkami w tytule bo coś Ci się chyba pomieszało...
To ja nie rozumie? albo się umówimy , że wszystkie te zjawiska ukazane w filmie to można opisać przy pomocy mechaniki klasycznej gdzie każdy układ grzecznie wraca do pierwotnego stanu... Ja tam się nie znam, ale zdawało mi się, że może mierzymy się raczej z układem chaotycznym, takim co to w nim tak ładnie i ciekawie się dzieje, ulega zniszczeniu jednorodność czasu: gubi rozprasza informacja początkowa oraz pojawia się atraktor. I tak dalej.
No dobra, to teraz próbując iść tokiem rozumowania twórców, skoro czas może być niejednorodny a całe życie chaosem jest, to my sobie pomieszamy wszystko ze wszystkim i zrobimy inne tam takie i doprowadzimy do powiększenia entropii układu, co zobrazujemy przez coraz to większe popapranie w życiu bohatera. A żeby nie było zbyt liniowo to popapranie wystąpi na kilku poziomach funkcjonowania tego bidnego chłopaczynki. Wszystko to ładnie tylko bez sensu i nie ma za bardzo w co wbić widelca. Twierdzę radośnie, że film co prawda "chciał dotknąć ale mu nie wyszło" albo faktycznie coś mi się pomieszało i to był jednak film o owadach :/
3 za motylka, bez niego to by dopiero było marnie.
Nie ironizowuj proszę, bo Ci nie idzie... Rozumiem, że ten film nie może być czymś w rodzaju kina Sci-fi z ciekawą koncepcją. Niestety mamy do wyboru albo próbować odnaleźć sens, szukając jak "każdy układ grzecznie wraca do pierwotnego stanu", albo przyjmujemy, że ową jednorodność trafia szlag i pojawia się jak ładnie i obrazowo powiedziałeś entropia. Doprawdy trudny wybór... Sam nie wiem co rzec... W tym przypadku gdyby ten motylek był ładny i miał niebieskie kropki to może faktycznie dostałby nawet 3. Pierwsza część Twojej wypowiedzi właściwie skłania mnie ku przekonaniu, że faktycznie mamy do czynienia z układem chaotycznym, także nie wiem czemu sam na siebie bat kręcisz... Nie mniej jednak było by to zrobione w naprawdę naiwny i tani sposób, dlatego też moim zdaniem Twórca tej produkcji zapewne nie słyszał nawet o teorii chaosu. Zmienność czasu teraźniejszego spowodowana ingerencją wstecz nie musi koniecznie oznaczać filmu poruszającego zagadnienie teorii chaosu zgadza się czy może każdy film możemy interpretować miarą mechaniki kwantowej? Bo jeśli tak to zgrozo... Mam do poprawienia "kilka wypowiedzi"...
Może faktycznie. Wychodzi na to, że swoim zwyczajem marudzę. Oraz opacznie odebrałam przesłanie (choć może to zbyt duże słowo), a zwrot "efekt motyla" w tytule był tylko dla zmyły o.0' Odnośnie niejednorodności czasu to naprawdę nie trzeba nic kombinować, wszechświat nie ma nic wspólnego z nudnymi całkowalnymi układami, w których ruch jest zawsze regularny. Ehm... jestem zwolenniczką wolności interpretacji więc czemu by nie, mechanika kwantowa jest niezwykle urokliwa, spore wyzwanie, ale pomysł fajny :))
"Nie mniej jednak było by to zrobione w naprawdę naiwny i tani sposób, dlatego też moim zdaniem Twórca tej produkcji zapewne nie słyszał nawet o teorii chaosu."
Otóż uważam, że jednak coś liznął. Nawet pokleił kilka zagadnień. Dlatego wyszło ... jak wyszło o.0;
Przepraszam,ze kazałem Ci tyle czekać... Cieszy mnie to co napisałaś:
"jestem zwolenniczką wolności interpretacji" Mam nadzieję, że nie będzie to wybiórcze cytowanie i mogę to zdanie potraktować jako odrębne.
Moja interpretacja bazuje na fakcie, że nie jest to film o tematyce teorii chaosu. Nie znam nie wiadomo jak wiele wyszukanych zagadnień z nią związanych, ale to co wiem wystarczy żeby zdeterminować u mnie taki pogląd a nie inny. Znowu mało wyrafinowana ironia, dlatego gładko odpowiadam, że motylki bardziej bym potraktował jako zwykłe nawiązanie (bardzo delikatne zresztą) a nie identyfikacja tematyki filmu. Wiem co powiesz: "gdybyśmy mieli w filmie jakąś nic nie znaczącą scenę z motylkami to moglibyśmy mówić o subtelnym nawiązaniu, ale TYTUŁ?"
Dlatego myślę, że dalsza kwestia to już sprawa gustu i osobistych przekonań. Moim zdaniem tego rodzaju nawiązanie musiało mieć miejsce w tytule, ponieważ w każdym innym przypadku nie dotarło by do zdecydowanej większości widzów.
A jeśli dzięki temu filmowi choć jedna osoba poświęci chwilę refleksji owym motylkom i może nawet zagłębi się w tematykę, zamiast łykać każdy chłam serwowany ze wszystkich stron, to może to przynieść tylko pozytywy.
Nic nie szkodzi. Pozwolę sobie zacząć od cytatu:
Wiem co powiesz: "gdybyśmy mieli w filmie jakąś nic nie znaczącą scenę z motylkami to moglibyśmy mówić o subtelnym nawiązaniu, ale TYTUŁ?"
Owszem, przez wzgląd na definicję słowa "tytuł". To tytuł otwiera dzieło. To tytuł identyfikuje utwór. Czym jest nazwa? To, co zwiemy różą, pod inną nazwą równie by pachniało - że tak sobie tutaj zacytuję dzieło mistrza Szekspira, tylko po cholerę zatytułowane "Romeo i Julia"?
"jestem zwolenniczką wolności interpretacji" Mam nadzieję, że nie będzie to wybiórcze cytowanie i mogę to zdanie potraktować jako odrębne.
Proszę uprzejmie, nie neguję Twojej interpretacji oraz szanuję Twoje odmienne zdanie. I nie ukrywam, że będzie mi miło jeśli powstrzymasz się od emocjonalnego cechowania / interpretowania moich wypowiedzi w sytuacji gdy nie nazywam i nie oceniam Twojego sposobu wypowiadania, ani tym bardziej nie oceniam Ciebie przez pryzmat tego co piszesz. Skupiam się na obserwacji, jedyne co interpretuję i oceniam to film.
Wracając do kwestii. Wrzucenie "Efektu motyla" w kategorię Sci-Fi to moim skromnym zdaniem tragiczne nieporozumienie :/
Nie wiem czy dobrze interpretuje Waszą rozmowę (czytałem nieuważnie) ale macie problem z tytułem ?
Wyjaśnie na schemacie
Efekt motyla: Kokon -> Gąsienica -> Kokon -> Motyl -> Kokon -> Gąsienica -> Kokon -> Motyl ...
Nie wiem czy dobrze pamiętam pare ładnych lat temu o tym czytałem ;)
Sci-Fi to chyba najbliższy gatunek do opisania Efektu Motyla, chyba że nazwiemy go Surrealistycznym innej opcji nie przewiduje
No no mechanika kwantowa, Szekspir... Ciekawa z Ciebie osobistość. W takim razie moja kolej:
„Słowo nie jest niczym innym dla tęgiego umysłu jak rękawiczka z koźlej skóry. Jakże łatwo ją wywrócić na niewłaściwą stronę!"
Dla zwolenniczki wolnej interpretacji ten argument powinien mieć wartość: Moim zdaniem tytuł może zawierać metaforyczne nawiązania, niekoniecznie będące identyfikacją treści całego filmu (Lot nad kukułczym gniazdem, Lśnienie, Requiem dla snu, Miasto Boga itp). Sam tytuł nie jest jednoznacznym wyznacznikiem tematyki poruszanej w filmie. Zawiera tylko mętny zarys jakiejś części problematyki. Uważam, że jeśli chodzi o EM to faktycznie twórców trochę poniosło jeśli chodzi o tytuł, ale nie czepiałbym się tego za wszelką cenę.
"I nie ukrywam, że będzie mi miło jeśli powstrzymasz się od emocjonalnego cechowania / interpretowania moich wypowiedzi w sytuacji gdy nie nazywam i nie oceniam Twojego sposobu wypowiadania, ani tym bardziej nie oceniam Ciebie przez pryzmat tego co piszesz."
Jeśli zostałem inaczej odebrany to przepraszam. Znany jestem z tego, że podchodzę bardzo emocjonalnie do wielu kwestii podczas dyskusji, ale chciałem Cię zapewnić, że naprawdę również szanuję Twoje zdanie, a elementy oceny w moich wypowiedziach są po prostu złym nawykiem (tak bardzo trudno mi się go pozbyć!) i nie chciałem Cię w żaden sposób urazić. Niestety każdy ma swoje wady a to jest właśnie moja...
Może sama specyfikacja Sci-fi wyklucza wrzucenie do tego gatunku EM. Miałem na myśli bardziej wolną interpretację reżyserską zawierającą elementy fantastyki. Film obyczajowy z wątkiem fantastycznym, lekki film bez ukrytych odniesień do głębokich teorii. Tą koncepcję patrząc z Twojej strony wykluczają motylki, ja to widzę troche inaczej co wyjaśniłem wyżej. Nie znaczy to, że w jakikolwiek sposób neguję Twój punkt widzenia, przeciwnie, w zasadzie dostrzegam w nim sens.
Ale tak jak wyżej napisałem myślę, że to indywidualne podejście gł wpływa na to, z czym mamy do czynienia w tej produkcji i to ono determinuje ostateczną ocenę.
może raczej ciekawska ;)
hehe.. "reszta jest milczeniem."
Zgoda z tytułami, mogą być bardzo odległymi nawiązaniami, nie przeczę. W końcu "Efekt motyla" nie dotyczy owada dosłownie... No właśnie. pluję się, bo samo pojęcie "efekt motyla" stanowi samodzielny byt, weszło w kanon kultury masowej i rodzi konkretne skojarzenia. I przyznaję, mam żal jak nie wiem co, bo tytuł narobił mi apetytu na porządny obiad, a dostałam zupę z muchą o.0; Nie przeczę, że jest nawiązanie do tego co można pożenić z chaosem deterministycznym, chociażby przez ukazanie zjawiska małych zaburzeń, które potrafią dramatycznie wpłynąć na wynik końcowy. Tylko że niezgrabne, nieeleganckie i z lekka bez sensu. Żadnej finezji, żadnego wyzwania. Ot, garść truizmów pomiędzy wartką akcją. I powód, dla którego oceniłam film tak nisko.
Ocena oceną, a z dyskusją różnie bywa, nie mam tendencji do obrażania się, bez obaw nie wzięłam do siebie, w zasadzie to podzieliłam się swoją obserwacją ^^.
Z ostatnim zdaniem w zupełności się zgadzam. Aloha.