No właśnie, ale.
Dawno mnie żaden film tak nie wciągnął. Nie dlatego, że był specjalnie wyrafinowany, ni ambitny li tylko musiałem poznać do końca tę (poniekąd sztampową) fabułę. Jeśli oceniać filmy przez "przykucie do fotela" to ten miałby u mnie 9. To tak jak w przypadku Pottera. Sam się dziwię, że czytam takie bzdury, a jednak chcę poznać do końca fabułę.
Może to wynika z mojej dziwnej słabości do filmów traktujących o podróżach w czasie. Oczywiście są tu nieścisłości, ale naprawdę ciężko jest znaleźć film z podróżami w czasie bez takowych. Mnie raził tylko fakt, że po "załadowaniu wspomnień" nadal nie kojarzył rzeczywistości, w której się znajdował. Reszta nie rzucała się w oczy, np. błąd dot. stygmatów był oczywisty, a dostrzegłem go dopiero po przeczytaniu wątku na forum.

A teraz co do komentarzy. Wielu ludzi pisze, że film ten jest prosty jak konstrukcja cepa itp. Może i jest, ale ta kategoria filmów (time machine) sama z siebie zmusza do myślenia. Pętla czasowa, determinizm, możliwości jest masa... Niezależnie od tego, jak banalny jest sam film temat zmusza do myślenia. Czy Terminatora (jako serię, trójki nie liczę z pewnych powodów) można potraktować jako film zmuszający do główkowania? Niekoniecznie, a jednak dochodzi ten element paradoksu czasowego, który każe zastanowić się nad pozornie prostym filmem.

Daję nie do końca zasłużone 8/10. Za to, że wciągnął jak mało który inny film i to mimo prostoty...