zobaczylem. w pierwszej chwili podobal mi sie bardzo bardzo. godzine po ogladnieciu juz tak zdecydowanie mniej. po dwoch godzinach doszedlem do wniosku ze, i owszem, nie zaluje ogladniecia tego filmu, ale nikomu bym go nie polecil, bo nic nie straca nie ogladajac go (rany, ale dlugachne zdanie mi wyszlo).
film, w ktorym (jak dla mnie) jest mowa o przypadkowosci zdarzen i jednoczesnie zlozonosci wszystkiego, co czynimi. no taki butterfly effect :) a ze pokrywa sie to mniej wiecej z moim ogladem rzeczywistosci, to psioczyc na film mocno nie bede.
choc bardzo, bardzo nie podoba mi sie zakonczenie (to z happy endem), oraz ta czesc filmu, gdzie jest inwalida (no tam to juz chyba kazdy element jest naciagany i teraz jak o tym mysle, to odnosze wrazenie, ze piszacy scenariusz to strasznie sie meczyl przy tym fragmencie i jak najszybciej chcial miec go za soba) - najpierw ta cala gadka z kyliegh, pozniej proba samobojstwa, a na koniec matka chora na raka, co to niby usprawiedliwia naszego bohatera bez skazy, by jednak poszukac innej wersji (no bo w tej to wszyscy sa super, tylko on taki jeden biedny).
no i to zakonczenie - pali wszystkie pamietniki, zdjecie itp. ok, dobry poczatek konca. tylko dalej juz chyba zabraklo pomyslu co z tym zrobic.
ok, mialem nie psioczyc :) jesli juz zdarzy sie wam posiadac kopie tego filmu, to ogladnac mozna. jednak nie starajcie sie zdobyc go za wszelka cene.