Najwybitniejszy film w dorobku reżysera ,,Francuskiego Łącznika" i jeden z najważniejszych kamieni milowych kina grozy. W roku 1973 kiedy film miał premierę ludzie w panice potrafili uciekać z pokazów, mdleć na salach kinowych, a niektórzy widzowie twierdzili, że sami są opętani przez szatana (jednym słowem dzieło Friedkina wywołało falę histerii). Żaden horror do roku 1973 nie przerażał publiczności tak drastycznymi i obrzydliwymi scenami (wymiotowanie zieloną flegmą, masturbacja krucyfiksem, obsceniczność). Dzisiaj drastyczne sceny w horrorze są na porządku dziennym, więc ,,Egzorcysta" obecnie może na młodym miłośniku kina grozy nie zrobić wrażenia, natomiast jego warstwa filozoficzno-teologiczna jest najmocniejszą i najaktualniejszą stroną- ,,Wiara w zło i wiara w to, że zło może być pokonane przez dobro"- to jest istota tego wybitnego obrazu nie tylko w historii horroru, ale kina w ogóle.
A współczesny miłośnik horroru niech ma w pamięci oglądając ten szacowny klasyk, że to dzięki temu filmowi horror stał się czymś więcej niż tylko krwawą rozrywką (przypomnę, że film zdobył dwa Oscary za najlepszy adaptowany scenariusz i dźwięk, a jak wiadomo Akademia horrorom raczej statuetek nie przyznaje) i krytycy trochę łaskawiej zaczęli patrzeć na ten niedoceniany i spychany na margines gatunek.