To wprost niewiarygodne, że taki religijny gniot (pod każdym możliwym względem) może się komuś podobać, nie
mówiąc już o samej treści, która wygląda jak nieudolna katecheza dla gimnazjalistów. Popyt na tego typu produkcje, z
duchownymi wypowiadającymi się z pełną frasunku i metafizycznej grozy miną, jest prawdopodobnie możliwy tylko w
ciemno-katolickiej Polsce... Rozumiem, że można coś takiego dawać wieczorem w neokatechumenacie, ale są chyba
jakieś granice religijnej naiwności przechodzącej w śmieszność?