Mega się zawiodłem. Film jest strasznie przewidywalny, co może ma swoje plusy, bo można rozwiązywać te "zagadki" wraz z główną bohaterką, ale i tak te zagadki wydają się dosyć naciągane. Jedynym znaczącym plusem jest dla mnie to, że filmy o Enoli są w realiach 19 wieku, (Mocno fantazyjnych realiach 19 wieku). Największy zawód miałem na samym końcu, gdzie spełniły się moje obawy co do tożsamości geniusza zbrodni. Zwyczajnie Moriaty nie pasuje mi na kobietę, a tym bardziej czarną za bardzo gryzie mi się to z dotychczasowymi przedstawieniami tej postaci. Od obejrzenia anime o Moriatim nie widzę go inaczej, jak o Napoleonie Zbrodni, nie napoleonce. Jeżeli filmy są o Eleonorze Holms to mogli już z tej babki zrobić Moriatiego, ale takiego dla Eleonory, jej nemezis. W końcu to Ela miała w filmie więcej interakcji z Moriatttą, niż Sherlock. Tym zabiegiem moim zdaniem trochę za bardzo polecieli w kosmos. Padł tutaj moim zdaniem również trochę dobór aktorów: Henry Cavill, nie gra mi na Sherlocka, brakuje mu jakiejś większej charyzmy, wydaje się supermanem na jakimś urlopie, a nie ponadprzeciętnie inteligentnym i ekscentrycznym detektywem. Aktorka od Nastki nawet sobie dobrze radzi, choć jest napisana na taką Mery Sue, która zwłaszcza w pierwszym filmie wyglądała na przynajmniej 2 levele wyżej od Szerlocka. Owszem powinna wyróżniać się na tle innych ludzi, ale moim zdaniem scenarzyści mogliby ją odrobinę znerfić, dać jej jakieś znaczące słabości, które mogłaby zwalczyć w tym, poprzednim i następnym filmie. Bo tak jakoś nie czuć jej motywacji i życia w cieniu legendarnego detektywa.