Ambitny film majacy swoj staly niezmienny klimat ktory buduje nie tylko jeden element filmu ale kazdy - dialog, ujecia, fabuła, kolorystyka ! Film przeznaczony dla widza ktory lubi poddac sie refleksji i majacy spokoj zeby tego dokonac - ogladanie go podczas impresski na pewno odejmie mu wiele walorow....
Ty chyba nie wiesz co to znaczy ambitny film. Idiotyczna fabuła, beznadziejne sceny walki, denne zakończenie. Gra aktorów przeciętna. Jedyne co jest dobre w tym filmie to zdjęcia i efekty specjalne. Film jest płytki, a jeśli ma jakieś drugie dno to odnalazłby je każdy debil. Nie mów więc że ten film jest ambitny i rewelacyjny. Dla mnie ambitne są filmy Kieślowskiego, Kubricka a nie jakiegoś tandeciarza - Wimmera.
Sorry, ale jak ktoś mówi, że w tym filmie są dobre efekty specjalne, to mnie śmiech ogarnia. To właśnie pokazuje jak się znasz... Film jest świetny ale akurat efekty specjalne są tu raczej niespecjalne a rzekłbym nawet, że poniżej średniej. O ile pirotechniczne są jeszcze całkiem ok, to komputerowe juz kiepściutko - panorama Librii razi sztucznością, nie wspominając już o tych wybuchach na koniec. Ale na szczęście jest ich niedużo i absolutnie nie psują dobrego efektu całości.
Cała reszta twojego postu to czysta ignorancja. Oczywiście najłatwiej rzucać hasełka w stylu "idiotyczne to, beznadziejne tamto". Tylko to tak naprawdę nic nie mówi. Co masz do walk? Przynajmniej są pomysłowe a nie powielają mordobić z każdego filmu akcji klasy B. A przy tym są ciekawie zaaranżowane i naprawdę nieźle sfilmowane i zmontowane. A co jest idiotycznego w fabule? Że nie ma tego zagadkowego "drugiego dna"? To przesłanie filmu musi być jakoś głęboko ukryte, żeby film był ambitny? Pewnie najlepiej, jak jest jeszcze w ogóle niezrozumiały... Wtedy z pewnościa mądre głowy pokiwają z uznaniem nad jego wyjątkowością. A co jest głupiego w zakończeniu? Masz jakieś argumenty czy tylko tak sobie piszesz?
A to rzucanie nazwiskami to już żenada. Starasz się zapozować na ambitnego widza i podeprzeć w ten sposób swoje wywody? Wow, oglądasz filmy Kieślowskiego - zaimponowałeś mi... Tylko co to tak naprawdę mnie obchodzi, zwłaszcza kiedy mowa o takim filmie jak "Equilibrium"? I jeszcze jedno - o wartości filmu nie świadczy nazwisko reżysera. Filmów nie kręca nazwiska. Jak film nie jest zrobiony, przez kogoś kogo ty uważasz za dobrego twórcę, to jest z gruntu zły? Daj spokój...
Nie uważam się za wielkiego znawcę kina, ale chyba mam prawo wyrazić swoje zdanie. Jeżeli chodzi o efekty specjalne to napisałem że są dobre, a nie rewelacyjne, ale to akurat nieistotne.
Chodzi o to że Caharin zachwala i nazywa ambitnym film, który jest pośmiewiskiem krytyków na całym świecie. Wcale nie skłania do refleksji, kończy się banalnie, jak zwykle "dobro" zwycięża. Wow, ale niezwykłe zakończenie, faktycznie bardzo pomysłowe. A Preston ratuje rodzaj ludzki. No niezwykłe zakończenie.
A nazwiska reżyserów przedstawiłem po to żeby pokazać pewnemu idiocie twórców prawdziwego refleksyjnego kina. Mówiąc, że Equilibrium zmusza do refleksji Caharin rozśmieszył mnie po prostu. Skrytykowałem jego wypowiedź bo całkowicie się z nią nie zgadzam. Bo Equilibrium należy do kina akcji, kina mało ambitnego, komercyjnego, które nie zmusza do zbytniego myślenia. I jest to niezaprzeczalne. Nie krytykuję kogoś za to że ogląda takie filmy (sam często oglądam, lekkie, wręcz idiotyczne filmy dla rozładowania napięcia) i że mu się podobają. Bo nie ma w tym nic złego i dziwnego. Ale jest wiele niezrozumiałego w tym, że ktoś gloryfikuje ten film i uważa go za ambitne dzieło.
"[...]I jeszcze jedno - o wartości filmu nie świadczy nazwisko reżysera. Filmów nie kręca nazwiska. Jak film nie jest zrobiony, przez kogoś kogo ty uważasz za dobrego twórcę, to jest z gruntu zły?[...]"
Całkowicie się zgadzam i nie wiem po co to piszesz, bo nigdy tego nie negowałem i nie sugerowałem czegoś innego w swoich wypowiedziach.
A Wimmera nazwałem tandeciarzem bo robi głupie filmy i nie bazuję tu na Equilibrium, mówię raczej o Ultrafiolecie i innych kichach do których pisał scenariusze (no może z wyjątkiem pomysłowego scenariusz do "Rekruta", który jest jego największym osiągnięciem filmowym jak dotychczas).
"[...]Że nie ma tego zagadkowego "drugiego dna"? To przesłanie filmu musi być jakoś głęboko ukryte, żeby film był ambitny? Pewnie najlepiej, jak jest jeszcze w ogóle niezrozumiały... Wtedy z pewnościa mądre głowy pokiwają z uznaniem nad jego wyjątkowością.[...]"
Twoje pytanie jest retoryczne i głupie zarazem. Tak, przesłanie filmu musi być gdzieś ukryte, inaczej obraz staje się prosty i banalny! Tak, ambitny film może być trochę niezrozumiały (ale nigdy zawiły), to jest często powodem odrzucania filmów przez odbiorców i Akademię Filmową przyznającą Oskary (przykład "Lśnienie").
Tak, wtedy mądre głowy kiwają z uznaniem nad wyjątkowością filmu!
PS. jeszcze co do efektów. Faktycznie nie były one rewelacyjne, ale ogólnie rzecz biorąc były dobre. Ale efekty specjalne może ocenić każdy i nie trzeba być specjalistą w sprawach kina żeby to zrobić.
I jeżeli uporczywie twierdzisz że efekty w tym filmie były poniżej średniej (a w dziedzinie efektów specjalnych jesteś debeściak, a ja się na tym nie znam), to ostatecznie mogę się zgodzić i przyznać ci rację. Skoro taki filmoznawca i fachowiec mi to mówi... Ja się do błędu mogę przyznać. Bo to dla mni nie jest czymś wstydliwym
Jasne, że masz. Tyle tylko, że jak się rzuca hasełkami w stylu "idiotyczne", albo "do bani" to tak naprawdę nic to nie znaczy. Skrytykowałeś, ale jedynym argumentem jest to, że ty sądzisz inaczej - druzgocący argument... Skoro ty coś oceniasz jako mało ambitne, pozwól innym oceniać po swojemu. Jeśli dla kogoś film jest ambitny to super. I nie jest z tego powodu idiotą.
Inna sprawa: Z twojej wypowiedzi wynika, że ambitny jest film, który jest trochę niezrozumiały. Akurat ten film mówi o rzeczach ważnych i mówi o nich jasno i wprost. Co w tym złego? Czy treści, które przekazuje, przestają być przez to ważne? Jak film nie zostanie zrozumiany to znaczy że jest ambitny? I co mają do tego Oscary? Wiele dobrych filmów nie zostało nimi nagrodzonych, wiele zostało. I co z tego wynika? Nic.
Po trzecie: wiem po co użyłeś tych nazwisk i właśnie to uważam za żenujące - takie pozowanie na ambitnego widza, bo się oglądało to czy tamto. A ja na przykład Kieślowskiego nie trawię. I nie obchodzi mnie, że powszechnie jest uważany za wybitnego reżysera. Jego filmy to dla mnie stek przeintelektulizowanych bzdur. Mam prawo do takiej oceny, czy to też czyni ze mnie idiotę? A może mamy po prostu różne gusta?
I na koniec: mam głęboko w dupie zdanie krytyków i recenzentów. Mam swój rozum i nie musi mi nikt mówić kto jest ambitnym twórcą, które filmy są dobre a które nie. Sam to potrafię ocenić. Dlatego śmieję się z tych "mądrych głów", bo dla mnie liczy się tylko to, co mi się podoba. I nie czuję wstydu, że uważam za dobry film, który zjechała jakaś tam krytyka.
PS. za speca od efektów specjalnych wcale się nie uważam. Po prostu patrząc na pewne współczesne standardy ich tworzenia, nie można nie zauważyć sztuczności w paru miejscach "Equilibrium". To nie ma nic do znania się. Trzeba się tylko przyjrzeć i przypomnieć sobie jak to robią najlepsi.