Siedem lat temu byłam pod wrażeniem filmu, oceniłam go na osiem gwiazdek.
Obecnie niestety nabrałam dystansu i zweryfikowałam swoją ocenę.
Film ma duży potencjał, sam pomysł rewelacyjny, niestety na tym się kończy.
Przedstawiona historia jest marnym przełożeniem dystopijnej Orwellowskiej rzeczywistości, w której ludzie mamieni są potencjalnym pokojem nie zauważając że stają się jedynie plastikowymi żołnierzykami w wielkiej religijnej (nie bez powodu obecni są klerycy i ojcowie) wojnie przeciw uczuciowym poganom.
Wątki są nieskładne, gra głównego bohatera tępa. Niepotrzebny wątek dzieci, którymi nikt się nie zajmuje, wprowadzony tylko po to żeby zaszokować widza manipulacją młodego umysłu, po czym zadławić wszelką grozę ugłaskanym nawróceniem na koniec. Niepotrzebny wątek pseudomiłosny, w którym kobieta nie ma żadnej mocy sprawczej, a jedyną jej drogą ocalenia jest wzdychanie do kolejnych kleryków po kolei. Niepotrzebne sceny żywcem zaczerpnięte z masakr genialnego Tarantino. Niepotrzebne ukazanie pychy, strachu, nienawiści u ludzi podobnież pozbawionych emocji.
Historia mogłaby wbijać ludzi w fotele i wywoływać niepohamowane refleksje na temat granicy kontroli spóleczeństwa. Niestety tego nie robi.