Naprawdę ciekawy pomysł (niby kolejna antyutopia, ale zaciekawiła mnie), a wykonanie...
ktoś już pisał o dziurach w fabule. Co jednak mnie raziło najbardziej to typowo
amerykańskie sceny pt. Jeden facet rozwala wszystkich i ratuje świat. Na siłę i tandetnie,
przez to naprawdę chciało mi się śmiać, gdy miało być groźnie. Mimo to uważam, że warto
zobaczyć, chociażby momenty, gdy główny bohater odkrywa, jak wspaniale jest mieć uczucia
i tego typu perełki ;)
"ktoś już pisał o dziurach w fabule"
A ktoś inny odpowiadał, że to nie dziury w fabule, tylko dziury w marnej interpretacji danego malkontenta. Równie "sensowne", co czepianie się Roku 1984, że tam są bzdurne hasła, pokroju "wolność to niewola".
"Jeden facet rozwala wszystkich i ratuje świat"
Wszystkich? O ile się nie mylę, skasował tylko Duponta i jego obstawę. Nieprawdą jest też, że uratował świat - on zaledwie wszczął rewolucję.
>A ktoś inny odpowiadał, że to nie dziury w fabule, tylko dziury w marnej interpretacji danego malkontenta.
Jasne, tlumacz sobie braki scenariusza głupotą odbiorcy ;p Jak z piosenkami Comy, nie lubisz - NIE ZNASZ SIĘ NA POEZJI! :D
Problemy z interpretacją to jeszcze nie głupota. Zresztą wszyscy, którzy dotąd wysnuwali hipotezę o dziurach w fabule tego filmu - i, w przeciwieństwie do założyciela tematu, dodawali do tego jakąś konkretną argumentację, pokazywali właśnie, że mieli problemy z interpretacją tego utworu - "dziurami w fabule" było ich zdaniem między innymi to, że gabinet Duponta był urządzony z przepychem, albo to, że w państewku szczycącym się tym, że zażegnało wojny, kręci się mnóstwo uzbrojonych po zęby żołdaków.
Dlatego gdy pojawia się kolejna taka opinia (w dodatku nieuargumentowana), traktuję ją, jak traktuję.