No właśnie zabrakło magii...a to za sprawą bohatera Nick'a - w którego wcielił się Josh Hutcherson - sprawiał on wrażenie jakby grał postać z porażeniem mózgowym - te kwaśne miny a'la dauna. Rzadko się zdarza...ale w roli Nicka już prędzej widziałbym Brady'a Corbet'a, który grał Dylana, brata Nicka. Niestety ale postać Nicka chyba przerosła "kunszt i warsztat" Josh'a Hutchersona. Tam właśnie wymagana była nadzwyczajna ekspresja, zaszczucie, niepewność, presja... - tego Josh nie zdołał udźwignąć, przez to postać mi zwyczajnie przeszkadzała i wpłynęło to diametralnie na całokształt obrazu. Piotr Swend wcielając się w niezapomnianego Maćka Lubicza myślę w podobnym tonie ucharakteryzowałby sylwetkę psychologiczną Nicka. Co to reszty spoko...zdjęcia, muzyka...czy wreszcie kapitalny i charyzmatyczny Benicio Del Toro. Film to solidne 6,5. Gdyby tylko Josh Hutcherson nie sprawiał wrażenia wyrwania go z castingu ze "Szpitala" TVN na pewno magia mogłaby zostać zachowana.