Bruce... jest po prostu głupi i nie uważam tak tylko dlatego, że nie znoszę Carrey'a. Jest to pusta komedyjka o dość niskim poziomie humoru. Bruce... jest o niebo lepszy, może dlatego, że bohatera gra gość, który ma autentyczny talent komediowy. Humor jest bardziej wysublimowany no i znalazło się kilka kwestii nad którymi warto się już prywatnie, po filmie zastanowić. Ale przede wszystkim świetne są zwierzaki.
Hmm, mysle ze to co napisales to:
1. prowokacja
2. masz 7-8lat
3. jestes niepelnosprytny umyslowo i smiales sie na "Dublerach".
Tak czy siak nie warto zawracac sobie glowy opinią takiego kołka...
Zdecydowanie Evan gorszy.
Smieszniejszy, wiecej sie dzialo, mniej idioodpornego moralizatorstwa - czego nie znosze w filamach made in usa.
Choc stwierdzenie ze P.B. nie daje poprostu tego o co prosisz lecz sposobnosc by to znales/zdobyc bylo naprawde najmadrzejsza kwestia jaka padla w filmie.
Nie mam uwag co do gry aktorskiej "Evana", jego zona byla malo przekonujaca a dzieci prawie nie zauwazalne.