No cóż widać w niektórych filmach z USA amerykańskie zamiłowanie do otwierania się i manifestowania swoich przekonań, wizji i wiary. Tu mamy do czynienia z komediową adaptacją przypowieści biblijnej. Oczywiście nie ma co porównywać dzieła Toma Shadyaca do gniewu bożego opisanego w Starym Testamencie R 6:14, ale jest to jasny przekaz: amerykanie nadal mogą się pochwalić większą skłonnością manifestacji niż europejczycy.
American dream - idea, która nasunęła mi się automatycznie, króluje tutaj niepomiernie. Świecka Europa nie wyda tak odważnego w naszym rozumieniu filmu, a Amerykanów wręcz korci. I choć europejskie marzenie lansuje się coraz mocniej, nadal Włochy czy Polska nie potrafią wskrzesić w sobie czystej eksplozji radości wiary, jaką widzimy w amerykańskich produkcjach.
Na koniec dodam tylko, iż w filmie pokazano też ciekawy wątek na temat błędów konstrukcyjnych, co w chwili katastrofy na rzece Mississippi daje do myślenia.
pozdr, 8/10