Fajny pomysł aby zombie umieścić w epoce XIX wieku, zaraz po wojnie secesyjnej. Ale film jest raczej słaby i brak mu dynamiki jak w innych filmach o zombie, do czego już się przyzwyczailiśmy. Trwa prawie 2 godziny, z czego dużo czasu zajmują te przemyślenia na życiem głównego bohatera, który czyta to ze swojego pamiętnika. Ciekawa koncepcja, ale nie pasuje do horroru.
W ogóle marzy mi się taki zombie-movie z klimatem westernowym, gdzie akcja działaby się w jakimś miasteczku na dzikim zachodzie, które napada horda zombie. Choć może już taki film powstał? Tego nie wiem, ale chętnie bym obejrzał. "Exit Humanity" jednak ma zupełnie inny klimat i to zupełnie inny styl.
Ze znanych aktorów zauważyłem dwie znane twarze. W roli tego złego generała Williamsa wystąpił Bill Moseley, który chyba lubi grać w filmach o zombie, bo widziałem go już dwukrotnie w tego typu filmach - grał w "Nocy żywych trupów" z 1990 roku i w "Martwe fale" z 2009. Z kolei w roli tej wiedźmy co miała kontakty z diabłem wystąpiła Dee Wallace - wiedziałem, że skądś kojarzę tę aktorkę, no bo przecież grała w "Critters" z 1986 i "Przerażaczach" z 1996.
Film oceniam na 3/10. Gdyby nie te dłużyzny i nudne sceny o losie człowieka, gdyby był bardziej wciągający to może coś by z tego było... Całe szczęście scen z zombiakami było całkiem sporo i były krwawe.