Humor tego typu: Głównego bohatera porywa gang przygłupich skinheadów, których wcześniej z łatwością pobił kijem golfowym. Porywają go po to żeby zrobił dla nich ten swój nowy magiczny narkotyk. Kiedy nasz bohater pichci swój wywar jak panoramix, skinheadzi skaczą jak małpy. W końcu chemik oznajmia: GOTOWE! i daje piksy skinom, którzy jedzą je jak wygłodniały pies kiełbasę. Po chwili okazuje się, że nasz szczwany chemik zamiast super speeda zapodał im lek przeczyszczający. Skinheadzi skręcają się po podłodze srając w gacie, a bohater wychodzi sobie rzucając im na odchodne papier toaletowy.
Ten gag podsumowuje właściwie typ humoru i akcji całego filmu.
Dla mnie tragedia, rozumiem, że to tzw. "komedia gangsterska" ale bez przesady. Jeden genialny bohater a wokół niego banda debili, zarówno tych po jego stronie jak i przeciwnej. No i całkiem fajna dupa w roli zabójczyni dla okrasy. "Chłopaki nie płaczą" to przy tym majstersztyk. Zdecydowanie bardziej przypominało mi to bardzo słaby "Weekend" Pazury.
Ocena 6,8? Za co? Za wątek tajemniczego kiltu? Normalnie jak ta tajemnica walizki z Pulp Fiction. Najgorsze jest to, że chciałem nadrobić filmowe zaległości i obejrzeć najgłośniejsze filmy Guya Ritchiego, do których Formuła jest porównywana, ale jeśli to coś podobnego to odpuszczam.