Myślę, że Forresta można interpretować na różne sposoby, dla mnie jest to historia zawierająca American dream. Moja antyamerykańska paranoja dochodzi tu do głosu i w filmie dostrzegam mnóstwo wkurzających wątków. Zemeckis chce nam powiedzieć między innymi, że w Ameryce każdy może się dorobić, nawet taki półgłówek jak Forrest. Przede wszystkim mówi nam, że jesteśmy tylko drugoplanowymi aktorami w przedstawieniu dziejącej się wielkiej historii i wielkich ludzi. Choć mamy niewątpliwie często wpływ na tych wielkich i sami jesteśmy niejednokrotnie naocznymi świadkami wielkich wydarzeń, to nie zmienia faktu, że jesteśmy tylko aktorami drugoplanowymi nie wiedzącymi zbyt wiele, i lepiej dla nas żebyśmy pokornie odgrywali swoje role. Może dlatego ludzie niegodzący się na zastany porządek świata tacy jak hipisi zostali przedstawieni jak jakieś cudaki, którym nie wiadomo właściwie o co chodzi, cieszą się po prostu za każdym razem kiedy Abbie Hoffman mówi słowo f**k.
Dla mnie ten film to nic szczególnego ponad typowy amerykański obraz podtrzymujący mit o american dream. Fikcja filmowa fikcją, ale podtrzymywaniu tego kłamliwego etosu mówię stanowcze nie.
"Może dlatego ludzie niegodzący się na zastany porządek świata tacy jak hipisi zostali przedstawieni jak jakieś cudaki, którym nie wiadomo właściwie o co chodzi"
A może nie byli to ludzie buntujący się na panujący porządek świata, a jedynie grupa nierobów, nadużywających wszelkich używek w imię słowa "wolność" ?
Pokazano ich z przymrużeniem oka, bo to był lekki film.
Myślę, że twoja interpretacja jest dość infantylna. Co do hipisów, to całkowicie się zgodzę z użytkownikiem powyżej. Nie są to żadni buntownicy tylko właśnie owe "cudaki". Film wbrew pozorom wcale nie jest prosty. Zawiera dużo symboliki. Sam Forrest ma charakter symboliczny. Jest symbolem człowieka, który nie szuka prawdy (jemu co prawda można to wybaczyć, bo jest lekko szurnięty, ale inaczej film nie przekazał by tego, co miał do przekazania). Samo to, jak Forrest opowiada o ludziach, którzy zmarli- np.Kennedy. Jechał i ktoś go zastrzelił- tak to mniej więcej brzmiało. Typowe podejście ludzkości, która nic nie wie, a każda inna prawda jest traktowana jako spisek. Ich symbolem jest właśnie Gump, który jest co prawda mniej zatwardziały i bardziej otwarty na informacje, ale zachowuje się jak typowy leming. "... historia zawierająca American Dream"- może z punktu widzenia Forresta, który zaliczał się do ludzi, którzy "latają jak liście na wietrze"+ miał problemy z głową. Kolejnym symbolem był bieg Forresta. Miała to być pozorna wolność, ale sam główny bohater powiedział "gdy już dobiegłem do oceanu wróciłem"- właśnie dlatego jest to pozorna wolność- wszędzie są granice. Mało kto w owych czasach panuje nad swoim przeznaczeniem. Nie mamy żadnego wpływu na to co się dzieje na świecie, a świadkami mogą się nazwać tylko nieliczni. Radzę Ci obejrzeć ten film jeszcze raz i dobrze się w niego wgłębić.
Czemu ma niby służyć symbol człowieka który nie szuka prawdy? Do czego ma się odnosić ta pozorna wolność?
Mam taką teorię że wielu ludzi lubi ten film, bo tak łatwo im się utożsamić z głównym bohaterem, to znaczy w swoim życiu tak często po prostu nie wiedzą 'co jest grane' i jednocześnie uważają, że gdzieś tam są ludzie mądrzy którzy wiedzą. To bardzo smutne.
Nigdy nie zrozumiem fenomenu tego filmu.
Mówimy dokładnie o tym samym. Chodzi tu o to, aby próbować się dowiedzieć "co jest grane". Co do pozornej wolności- ludzie często myślą, że są wolni, ale nie jest to prawda. Wszędzie są granice (jak już napisałam wcześniej), a poza tym każdy człowiek jest do czegoś przywiązany. Forrest jakby to wszystko rzucił (dom, matkę, znajomych) i był wolny, ale wolność miał ograniczoną- granicą okazał się ocean. No cóż, myślę, że w tej kwestii nie dojdziemy do porozumienia. Każdy może rozumieć to inaczej ;)
nie paranoja, a 100% racji
polecam reckę
www chicagoreader com/chicago/stupidity-as-redemption/Content?oid=884918
A gdybyś tak obejrzał film bez paranoicznego pryzmatu? Popatrz, kamień w ręku kibola, to broń, kamień w ręku tłumu kamienującego jakiegoś muzułmanina, to narzędzie zbrodni, kamień w rękach rzeźbiarza to dzieło sztuki, ale po co te konteksty? Gdyby tak czasami wyjść sobie na dwór i przestać się doszukiwać, przestać się męczyć, szukać powodów i celu? Gdyby tak przystanąć na chwilę i spojrzeć na kamień może się okazać, że bez kontekstu (jedynym kontekstem będzie przyroda) jest to po prostu śliczny kawałek skały, który niezależnie od miejsca na świecie obserwowany przez szczere i pozbawione nienawiści oczy będzie po prostu czymś pięknym i ponadczasowym. Może tak lepiej postrzegać niektóre rzeczy?
Mnie ten film urzeka za każdym razem, prawdy w nim zawarte są uniwersalne dla wszystkich ludzi na Ziemi. Jest prosty i głęboki, ciepły i przykry, nostalgiczny i dający nadzieję. Jakiś taki po prostu cudowny. Ja tak postrzegam ten film.
Film ci się nie spodobał, bo widzisz tu jakieś konteksty. Tymczasem inni nie próbują ich wynajdować i świetnie się na tym filmie odprężyć. Dokładnie tak, jak swe życie przeżył główny bohater. Nie przywiązując wagi do otaczających go wydarzeń, podczas gdy inni szukają na siłę swego widzimisię, będąc nieszczęśliwymi.