Napisałbym Ci tu długą, porywającą opowieść, która zmieniłaby twoje zdanie, ale mi się nie chce, bo mało obchodzi mnie Twoje zdanie.
I próbujesz udowodnić swoje obeznanie ocenianiem Forresta na 1, a Kill Billa na 10 ? :) Profesjonalnie to robisz.
oczywiscie, Kill Bill to film doskonały w swoim gatunku, od wykręconej fabuły, kultowych postaci, muzykę, tworzenie napięcia, po świetną choreografie walk. Natomiast taki Forrest to taka łzawa i oklepana historyjka, od zera bohatera jakich wiele, nic ciekawego
oglądanie ze zrozumieniem coś Ci nie służy. Mogę odwrócić strony. Forrest Gump to świetny dramat ze śmiesznymi scenami, który opisuje, że w życiu może zdarzyć dosłownie wszystko i nigdy nie jesteśmy pewni swojego losu. A Kill Bill to proste 'zabijanie na ekranie', które polega na jak największej ilości krwi. Nie znalazłem tam jednak ani świetnej muzyki, ani fabuły, napięcie też nie było mistrzowskie, a walki widziałem lepsze.
W 100 % zgadzam się z Twoją oceną Forresta - też jest to dla mie jeden z ukochanych filmów życia (5 seansów w kinie, niezliczone seanse na VHS i DVD, z niecierpliwością wyczekuję wydania BD), jednakże również w 100 % NIE zgadzam się z oceną jakże genialnego pastiszu kina kopanego/samurajskiego jakim jest Kill Bill - jak dla mnie najlepszy po Pulp Fiction film Tarantino.
'Zielona Mila' już mi się mniej podobała. Nie miała tego czegoś, co miał 'Forrest'. Poza tym nie lubie mieszać dramatu z fantazją.
Zdajesz sobie oczywiście sprawę, że tą jedynką wystawiłeś ocenę wyłącznie sobie? :)
I jeszcze porównywać Forresta do Kill Billa... Trzeba mieć niemało odwagi, żeby się ukazać takim, jakim się jest naprawdę. :) Żałuję, że specjalnie dla tego filmu nie mogę rozszerzyć skali ocen, bo chętnie dałbym mu 20, albo i więcej. GENIALNY!!!
Pomimo mego uwielbienia Mistrza Tarantino, to muszę przyznać, że Kill Bill nie jest tak rewelacyjny jak Forrest. Ale już Bękarty i Pulp Fiction miażdżą niemal każdy film.