Jeden z najgorszych filmów jakie widziałem w ciągu ostatniego roku.
Aż się zacząłem martwić czy coś ze mną jest nie tak skoro tyle dobrych opinii :)
Jedynie Mark Ruffalo i muzyka była ok ,reszt to dno moim i tylko moim zdaniem.
Ten film nie dostarczył mi kompletnie żadnych wrażeń oprócz zgryzoty,ze zmarnowałem 2 godziny życia.
To nie hejt czy podpucha.
pozdro
Dla mnie film najgorszy nie był - Ruffali zdecydowanie na plus; ale w niektórych momentach aż miałam takie dziwne wrażenie, że Carella aż boli jego gra o.o
Nie pytam co Ci się w nim podobało bo pewnie żadnego konsensusu nie osiągniemy :)
pozdro
Odpowiedź nie jest skomplikowana i nie ma zamiaru przekonywać kogokolwiek do polubienia filmu.
Po pierwsze, jest to absolutnie wyjątkowa historia. Pewnie nie wywarłaby na mnie takiego wrażenia, gdybym cokolwiek o niej wiedział.
Po drugie, postacie. Rzadko kiedy w sztuce filmowej twórcy przywiązują tak dużą uwagę do "narysowania postaci", które dotknięte są takimi "ranami" jak bohaterowie 'Foxcatcher'a". Uzmysławiałem sobie, w trakcie oglądania, że decyzje jakie podejmują w filmie można byłoby wytłumaczyć sięgając po podręcznik dla studentów psychologii, czy psychiatrii. I to było tak fascynujące i to dostarczyło mi tyle wrażeń.
Człowiek jest fascynującym stworzeniem.
Nie wiem czemu, ale dla mnie postacie są płaskie i nijakie. Mark Schultz zachowuje się jak tępy Hulk, który myśli tylko o tężyźnie fizycznej i nie zauważa jak du Pont go wykorzystuje dla podbudowania swojego wizerunku, a po porażce idzie do kąta popłakać jak dziecko. Nie dostrzegłem żadnych szczególnych "ran" na psychice bohaterów - Schultz żyje w cieniu brata - temat poruszany przez setki filmów, du Pont żyje w cieniu matki, stara się jej przypodobać - również problem podejmowany wielokrotnie. Nielogiczny jest dla mnie przyjazd Davida do du Ponta - czyżby faktycznie chodziło jedynie o pieniądze?
Wyjątkowa historia? Tak, ale tylko dlatego, że du Pontowi coś odwala i postanawia ustrzelić Davida bez żadnego powodu. Szurnięty bogacz, który wyżywa się na innych za śmierć matki i nic ponad to. Film po prostu nie wprowadza wg mnie nic nowego i jest sztucznie rozwleczony, bo na pewno niejeden film jest bardziej treściwy a krótszy niż Foxcatcher. Jednak trochę żałuję, że oglądałem bo wszyscy piali jaki to wspaniały film a wg mnie to przeciętniak powielający schematy.
P.S. Uważam, że Channing Tatum dostał beznadziejną rolę, bo z innych filmów znam go jako ciekawego człowieka a tutaj grał tępego mięśniaka, strasznie stereotypowa rola mu przypadła. Chyba, że to nie wina reżysera tylko sam tak zagrał bo inaczej nie umiał / nie chciał :P
Nie relacje między bohaterami, jak odniosłem wrażenie, były ważne, a zachowania samych bohaterów które następnie rzutowały na podejmowane, czasem bardzo dla nich istotne, decyzje życiowe.
Ja wiem, że życie w cieniu brata, czy wykorzystywanie innych, tak jak du Pont robi to dla podbudowania siebie, były eksploatowane w kinie i nie są niczym nowym. Ale to nie o tym był dla mnie ten film.
Inaczej go odebrałem i cieszę się z tego powodu, bo mnie się podobał i absolutnie nie uważam czasu jaki spędziłem oglądając ten film za stracony.
Raczej mnie ubogacił.
Może wymaga jakiejś specyficznej psychiki od odbiorcy? Tego nie wiem.
Powiem tak - historia może i ciekawa ale sposób jej przełożenia na język filmu koszmarny.
Jeśli Du Pont był taki naprawdę to nie dziwi mnie dlaczego jego matka wolała konie. Nie było pokazane w filmie nic sensownego za co matka mogła by go kochać lub tylko tolerować z życzliwością.
Mark to tępy atleta,który zachwycony płaconą kaską decyduje się na lizanie dupska milionerowi. I nic więcej.
Wytłumacz mi co ma spowodować by widz choć trochę utożsamiał się z głównymi postaciami.By choć troszeczkę je polubił bądź znienawidził.By był w stanie wczuć się w ich sytuację. Gdyby jeszcze z filmu chociaż w mikroskopijnym stopniu wynikało dlaczego obaj byli tacy niepociumkani i zakompleksieni .
Jedyną postacią z krwi i kości był Dave dobrze grany przez Ruffalo ale i on nie był w stanie spowodować by dało się to oglądać bez obrzydzenia.
To właściwie w zamyśle reżysera o czym miał być ten film ?
O tym ,że niepełnosprawny na umyśle bogacz zabija brata innego niepełnosprawnego bo ten był jedyną szansą dla niego na posiadanie "przyjaciela" nie opłacanego przez matkę ?
Gdyby to było nakręcone przez chłopa (lub babkę :) z jajami to mogła być nawet ciekawa historia ,a wyszły tylko flaki z olejem.Płaskie postaci ,dłużące się sceny będące tylko wydmuszkami ,z których miało niby wynikać ,że bohater nad czymś rozmyśla czy coś przeżywa.
Sorry ja też Cię nie chcę do czegokolwiek przekonywać .Tobie się podobał ten film ,u mnie wzbudził obrzydzenie.
Człowiek jest fascynującym stworzeniem -tu się zgadzam :)
ale
oprócz ludzkich rozterek Dave'a co ważniejsze rodzina czy kasa,a w końcu próba pogodzenia obydwu tych rzeczy nie znalazłem nic fascynującego w postawach tak płaskich postaci w tak marnym obrazie.
hej
To nie jest telenowela, żeby miała opowiadać tylko o postaciach i ich emocjach :) Ten film jest krytyką Stanów Zjednoczonych - dekonstruuje amerykański mit bohatera, który ciężką pracą i poświęceniem osiąga sukces i z gorszego zawsze staje się mistrzem świata pomimo okoliczności - i niewątpliwie jest dość mocno antykapitalistyczny. Wszyscy są w nim ofiarami pieniądza, konkurencji i sukcesu. To narracja rzadko spotykana w Stanach Zjednoczonych, gdzie kino wtłacza ludziom w podświadomość wiecznie te same schematy z takim samym zapałem jak propaganda sowiecka na swoim obszarze.
Poprzez małą historię o zapaśniku, opowiadana jest taka naprawdę historia o kulcie walki i przemocy, wiary w fałszywe ideały. Rodzina DuPont zajmuje się przecież bronią - w imię pozornie szlachetnych wartości takich jak patriotyzm, przyczynia się do wojen prowadzonych przez Stany Zjednoczone (nie wiem, czy wiesz, ale Stany zaangażowane są na dzień dzisiejszy w ponad 170 konfliktów na całym świecie). Ten wątek jest bardzo konsekwentnie prowadzony przez cały film i ma swoje odzwierciedlenie w podboju świata przez Marka.
Film pokazuje również absolutną władzę ludzi bogatych nad biednymi. Obnaża brutalność i absurdy kapitalizmu w wersji amerykańskiej. Ludzie biedni nie mają wyboru, zawsze są zależni od bogatych - czy bezpośrednio czy pośrednio poprzez to jak bogaci rządzą krajem (widać przecież też jak DuPont ma w kieszeni policję, wojsko, cała drużyna dorosłych uznanych zapaśników siedzi bez mrugnięcia obserwując jak DuPont udaje, że trenuje w najbardziej żałosny sposób. Bogaci mogą pozwolić sobie na absolutnie wszystko, biedni muszą się dostosować.
Postaci wg mnie są przy tym szalenie interesujące i wcale nie płaskie. Ich motywy są mimo wszystko zaskakujące. Nikt nie jest tutaj dobrym wujkiem, każdy działa mając przede wszystkim swoje własne dobro na uwadze (znowu kapitalizm!), a nie jakiekolwiek wartości. Postać Du Ponta jest dla mnie szczególnie interesująca i bardzo niejednoznaczna.
Moim zdaniem świetne kino.
Dzięki za próbę sensownej polemiki ale moim zdaniem widzisz w tym filmie to co chcesz zobaczyć.I oczywiście masz do tego prawo !
Ja oglądam filmy raczej sercem niż głową. To oprócz rozrywki dziedzina sztuki ,która ma dostarczyć mi jakichś ciekawych odczuć - wzruszenia,wkurzenia,radości,zachwytu. Świetne kino to dla mnie coś o czym za jakiś czas będę pamiętał, o czym po seansie będę mógł pomyśleć,coś co zostanie w postaci obrazów,muzyki czy czegokolwiek w mojej duszy na zawsze.
Bogaci zawsze mieli i mają do powiedzenia więcej niż biedni.Światem od dawna właściwie rządzi pieniądz.Nie zauważyłem w "F...." antykapitalizmu ani historii o kulcie walki.
Każdy z nas,którzy są pracownikami najemnymi czyli nie są szefami we własnych interesach ma te same rozterki co Mark czy Dave.Ile za daną cenę /wypłatę możemy poświęcić ze swej niezależności. Czy cel uświęca środki.
Wolę historie o tych,którzy sprzeciwiają się magii forsy i pokazują wała swym chlebodawcom bo to są raczej wyjątki od reguły. Oglądanie na ekranie niewolnika ,który liże tyłek swemu panu to tak jakby patrzeć na sfabularyzowane życie kasjerki z Carrefoura czy asystenta z korporacji. Zaznaczam ,że film o kasjerce nakręcony przez Innaritu ,Formana czy Tarantino na podstawie scenariusza z "cojones"mógłby być hitem wszechczasów lub tylko normalnym arcydziełem filmowym :)
Sumując - w filmie "Foxcatcher"nie znalazłem nic poruszającego , skłaniającego do przemyśleń czy przynajmniej interesującego. Myślę,ze to nie historia braci zapaśników powiązana z milionerem miała na to wpływ lecz raczej nieudolność reżyserska.
To po prostu (moim zdaniem) od pierwszej sceny do końcowych napisów było zrobione mdło,nijako,nieciekawie,bez myśli przewodniej,bez ikry, bez klasy i bez większego sensu.
pozdrawiam
Troszkę sobie przeczysz :) Mówisz, że film poza rozrywką jest dziedziną sztuki i że w związku z tym chcesz, żeby dawał Ci radość, wzruszał itd. - a to właśnie przecież ma na celu rozrywka. Dzieło sztuki ma już funkcje znacznie szersze i jedną z nich skłonienie widza do przemyśleń na temat świata, w którym żyje. A żeby film mógł do tych przemyśleń skłonić, musi najpierw w jakiś sposób ten świat zaobserwować.
Zapewniam Cię, że nie widzę tego, co chcę :) Oczywiście każdy odbiór jest subiektywny, będąc efektem poprzednich doświadczeń, horyzontów i wielu innych czynników zewnętrznych. Ale jak zaczynasz dostrzegać w filmie kolejne warstwy poza telenowelowymi, to są one dla Ciebie równie oczywiste jak te telenowelowe. O "Taksówkarzu" można przecież też powiedzieć tylko, że to film o szaleńcu i dyskutować o nim wyłącznie na poziomie psychologii i motywacji. Ale jest to pominięcie warstwy społeczno-politycznej i kontekstu, w którym znajduje się główny bohater (z którego przecież również wynika jego zachowanie!). To tak jak pojechać na tydzień na wycieczkę objazdową z przewodnikiem i zobaczyć w przelocie główne zabytki z okna autokaru, a potem mówić, że ten, który szedł pieszo widział, co chciał, bo Ty z autokaru nie widziałeś. Film nie musi nazywać się "Frost/Nixon", żeby być opowieścią polityczną.
Oczywiście przyjemniej jest oglądać historie o tych, którzy się sprzeciwiają "magii forsy", ale przecież znakomita większość się nie sprzeciwia. Nie widzę nic złego w oglądaniu życia kasjerki czy asystenta w korporacji. Znowu oczekujesz rozrywki! Znowu chcesz się poczuć dobrze i wygodnie! A jak powiedział Luis Bunuel: "Nie jesteśmy tutaj, żeby zapewniać Wam rozrywkę, jesteśmy tutaj, żebyście poczuli się niekomfortowo". Po to, żebyście zastanowili się nad swoim własnym życiem i kompromisami, do których sami jesteście zdolni i do czego one mogą prowadzić.
Oczywiście wiele osób szuka w kinie zapomnienia i przeżycia czegoś wyjątkowego. Jest to forma eskapizmu, ale nie ma w tym nic zdrożnego. Natomiast cała masa filmów dąży do czegoś zupełnie odwrotnego. Można to odrzucić, ale nie można polemizować z tymi filmami, używając argumentów typu "nie było w stylu, który lubię, więc było nieudane". To tak jak mówić, że szwedzki to brzydki język, bo za mało przypomina francuski.
Nie przeczę sobie nic a nic !!! :)
Pisałem o tym,ze kino bywa dla mnie sztuką zmuszająca do przemyśleń i oferującą jedne z najpiękniejszych odczuć jakie są dane człowiekowi czyli zachwytu i radości.
Moim zdaniem rozrywka na najwyższym poziomie bywa sztuką przez duże "SZ" !
Od samego początku naszej rozmowy było wiadome,że drastycznie inaczej odebraliśmy ten film. Argumentów drugiej strony zawsze warto posłuchać ale przecież nie spowoduje to zmiany tak diametralnie różnego zdania.
Ty mówisz o tym,że ten film skłonił Cię do przemyśleń , mnie wręcz przeciwnie.
To po prostu słabiutki film nie mający żadnych walorów opisujących sensownie nasz świat na żadnym poziomie czy to telenowelowym czy jakimkolwiek innym :)
Ja jestem dosyć samokrytyczny. Byłbym w stanie uznać ,że może zbyt mało kumaty jestem by zrozumieć tzw.trudny film o walorach docenianych przez najwybitniejszych znawców kina.
ALE NIE W TYM PRZYPADKU !!! :)
Ja zaczynam zauważać ,że coraz mniej pasuję do bycia targetem dla amerykańskiego (choć nie tylko) przemysłu filmowego w dwudziestym pierwszym wieku. Pytanie czy to mnie się pieprzy we łbie czy kino schodzi na psy pozostawię bez odpowiedzi :)
Jeśli w 2014 roku na 10 najbardziej kasowych filmów ,chyba 9 to fantasy i komiksy to kurna dla kogo to jest kręcone - gimnazjalistów o mózgach przedszkolaków?
Jeśli w wśród filmów kandydujących do najważniejszych nagród filmowych są "Poradnik pozytywnego myślenia" ( w tamtym roku),"Whiplash" czy "Foxcatcher" (wiem,że nie w kategorii film roku) to obawiam się ,że nominacje były przygotowywane i przyznawane w przedszkolach specjalnej troski zwanych dla niepoznaki Akademią Filmową :)
Myślę również ,że nie jestem uprzedzony do filmów "nie w moim stylu czy guście". Uwielbiam filmy Alejandro Innarritu, a nie trawię teatru.Jego ostatni film "Birdman"jest taki teatralno-filmowy czyli teoretycznie powinien mi kompletnie nie pasić ale klasa z jaką jest zrobiony powoduje mój szacunek i wysokie oceny (choć gorsze niż 3 jego wcześniejsze filmy).
To ja napisałem,że film o kasjerce mógłby być rewelacyjnym filmem. Problem w tym kto by się za niego wziął. Jeśli tłumok ,który spłodził "Foxcatchera " to pewnie byłaby kicha do kwadratu. Wręcz lubię uczciwe i bliskie realnemu życiu filmy ale film to coś więcej niż proste streszczenie jakiejś historii.
Ośmiogodzinny film o 1 dniu z życia kasjerki Carrefoura pokazujący jak 2 razy idzie siku,robi jedną kupę,dłubie w nosie w toalecie,użera się z durnymi klientami,wysyła 3 SMSy, puszcza 2 "cichacze",a przez resztę czasu kasuje na kasie byłby może uczciwym obrazem jej dnia.
ale
Ja chcę filmów ,które przeniosą mnie na wyższy poziom postrzegania.
"Foxcatcher" przeniósł mnie niestety w najniższe rewiry .....
Mam nadzieję ,że się nie pogniewasz za mój niewyparzony język :)
hej
Miller nadał temu filmowi zupełnie niepotrzebny i wymuszony ciężar. Znaczy się, kategorycznie przesadził z nim, co sprawiło, że niektórzy widzowie zostali tym wręcz przygnieceni. A szkoda, bo historia jest dosyć ciekawa.
Osobiście nie czułem specjalnego "ciężaru".
Zdecydowanie nie jest to film rozrywkowy, ale gdzie mu tam do filmów Lyncha, czy w ogóle kina noir?
A z tym filmem rozrywkowym to chciałeś mi osobiście dopiec?
Lynch, klimaty noir, czyli to co jest mi znane i przyswajalne.
Miller zrobił film bardziej pod krytykę, aniżeli pod publikę.
Sorry, tym razem miałem wrażenie, że się duszę, a za tym akurat nie przepadam.
"Miller nadał temu filmowi zupełnie niepotrzebny i wymuszony ciężar" w 100% popieram
Niestety się zgadzam. Zachęcona wysokimi ocenami znajomych i nominacją do Oscara dla Steve'a Carrella postanowiłam obejrzeć i żałuję, bo zmarnowałam 2 godziny. Już od połowy film mi się strasznie dłużył, co 10 minut zerkałam na zegarek. Dałam 4/10 za aktorstwo.
Miałam te same powody wyboru tego filmu i tych samych wrażeń doznałam w trakcie. Rozważałam nawet wyjście z kina, co zdarza mi się rzadko.