Przesliczna 60letnia Michele gra rozwydzona wdowe. Kobieta madra, wyksztalcona, piekna, inteligentna ma wszystko oprocz rozumu zycia. Tak wslasnie upada swiat. Ludzie tworza dobrobyt a potem im sie to nudzi. Film nudny, ale ciekawy dla kogos kto nie zna takich ludzi.
To film nie tylko o takich ludziach, ale też o znaczeniu samotności (lub jej braku) w życiu człowieka. A może i przede wszystkim o tym? Przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie. Przyjemny, lekki dramat, ale w pamięci na długo nie zostanie.
Jakiej samotnosci? W NY? Michele moge zrozumiec ale jej syn? To glupek, ale nawet ten glupek ma dziewczyne, film smutny. Inaczej nie wiem jak nazwac.
"Rozum życia" to właśnie mądrość. Wykształcenie jej nie daje, podobnie jak uroda.
Dla mnie to film o melancholii, depresji, braku sensu życia, celu, zawieszenie między jawą a snem