Na Alicji i Cieniach bardzo się zawiodłem, zwłaszcza jeżeli chodzi o Deppa - typ odstawia ostatnio okropną fuszerę. Ale na szczęście o nim nie ma co tu pisać, tym razem nie załapał się do obsady. Sam film jest zaskakująco dobry i przypomina klasykę typu Żukosoczek czy Edward Nożycoręki, ale nie do końca jest to zasługa Tim Burtona.
Sam film niby wydaje się dobry, mamy tu piękną animację w stylu Gnijącej Panny Młodej, niestety nie ma zbytnio na czym zawiesić oka jeżeli chodzi o designy, no może pojawia się kilka ciekawych, ale to tyle. Postacie są ok, niestety tylko ok, Victor, jego rodzice czy koledzy ze szkoły są mało barwni i nic specjalnie ciekawego siez nimi nie dzieje. Tytułowy Frankenweenie - oczywiście na początku i końcu filmu ma większą rolę bo to tytułowa postać, ale niestety on i jego relacje z Victorem są zepchnięte na bok a powinny być rdzeniem filmu. Z postaci na uwagę zasługują Elsa mówiąca głosem Winony Ryder (nieprzypadkowo wygląda jak Lydia) i Mr. Rzykruski (Martin Landau) - zwłaszcza szkoda tej drugiej postaci, bo potraktowana cąłkiem po macoszemu miała większy potencjał na rozwinięcie.
Sam film jest ok, ale to co czyni go czymś więcej to muzyka - Elfman jak zawsze jest genialny i tutaj ratuje nieco wypalonego Tima Burtona. Zwłaszcza robi wrażenie przy ilustrowaniu wzruszających momentów, momentami aż chce się płakać z tego wzruszenia. Bez muzyki film pewnie poleciałby o oczko - Elfman i jego kompozycje są bardzo ważne w opowiadanej historii.
Sama historia jak już wspominałem - za dużo w niej nudnego motywu z kontestem naukowym a za mało relacji psa z panem. Momentami jest to mi rekompensowane całkiem niezłą sceną w cyrku czy finałem. [SPOILER]Niestety z finałem też coś jest nie tak, podoba mi się walka Frankenweeniego/Sparkiego z tym nietoperzastym Kotem, a zwłaszcza jak tego maszkarona przeszywa na wylot odłamek z wiatraka - to było mroczne. Zakończenie - mieszkańcy, którzy wcześniej chcieli zabić psa decydują sięgo ożywić i nic to nie daje,a Victor godzi się z faktem, że jego pies odszedł i jest gotowy zachować go w sercu tak jak wcześniej radzili mu rodzice... no i to jest dobra 'bajka' z morałem. Niestety pies ożywa co uważam za idiotyczną konkluzję, Disney zrobił z tego rzygodajną naiwną bajeczkę odzierając film z pięknego przesłania.
Ostatecznie film na końcu trochę skopany ale to nie problem go szybko zeedytować w jakimś prymitywnym programie do obróbki filmów. Tak czy owak cieszę się, że Burton wreszcie zrobił coś wartościowego przy pomocy starych przyjaciół (Dannego, Winony, Landau i oczywiście Lee). Polecam, jako takie sentymentalne wspomnienie po klasycznych tworach Czarownika z Burbank.