calkiem ciekawy film, bardzo trudny i nuzacy do momentu gdy nagle zaczynamy rozumiec znaczenie wydarzen w Meanwhile Town i realnym Londynie. Musze przyznac ze ten film to jakby eksperyment rezyserski i generalnie calkiem udany. Wyimaginowany w glowie szalonego Preesta swiat z miastem, ktorego nazwa zaczyna sie na Mean, to swiat chorych obrazow, chorej rzeczywistosci, gdzie kazdy musi wyznawac jakas religie. Tutaj jest fajne przeslanie (wychodzace z glowy chorego czlowieka) odnosnie wyznan, zlota mysl ze przez narzucanie ludziom religi mozna latwiej manipulowac badz kontrolowac nimi.
Inna rzecz to fajnie skonstuowana koncowa akcja, gdzie losy 4 poszczegolnych bohaterow zazebiaja sie w finalnej scenie. Mozna powiedziec ze jest to cos oryginalnego badz po prostu wzorowanego na innych produkcjach, jak np. V for Vendetta.
Film ciekawy ale nie porywajacy. Mysle ze udane byly przejscia z realnosci w swiat koszmarnej immaginacji Preesta ale czy na tyle poprawne aby mogly sie podobac innym? Mnie sie podobalo. Jest kilka rzeczy ktorych w tym filmie nie rozumiem jak np. rola tego sprzatacza. Kim on byl? Dziwne tez, a moze nawet zbyt przejastrawiona jest relacja corki z matka, i projekt naukowo-artystyczny dotyczacy... wlasnie czego? Ten projekt jest naprawde mroczny, glupi ale mroczny.