Mam mieszane odczucia co do "Freak Orlando" (1981) niemieckiej reżyserki Ulrike Ottinger. Z jednej strony film ów powinien przypaść do gustu miłośnikom filmowej psychodelii Alejandro Jodorovskiego skrzyżowanej z dziwacznymi postaciami jakby żywcem wyjętymi z kina złego smaku Johna Watersa, z drugiej zamierzona teatralność "Freak Orlando" zaczęła mnie męczyć. Orlando (Magdalena Montezuma) sprzedaje mityczne sandały we Freak City Mall. Do czasu gdy jej klienci nie urządzą rewolty domagając się zwrotu pieniędzy. Orlando wkracza w świat 'odmieńców' (freaków) - pojawiają się sceny ze Średniowiecza, ma miejsce ewolucja od pogaństwa przez chrześcijaństwo do nazizmu (sceny sfilmowane na Stadionie Olimpijskim w Berlinie).
Nie da się ukryć, że "Freak Orlando" jest filmem na wskroś absurdalnym i niezwykle oryginalnym, by nie rzec cudacznym jeśli chodzi o kostiumografię. Chrześcijaństwo w filmie symbolizują biczownicy trzymający fallicznego idola. W jednej z sekwencji Orlando przebiera się za mężczyznę i zakochuje się w syjamskich bliźniaczkach. Dziwaczny zachodnioniemiecki surrealizm, który jednak na dłuższą metę trochę nudzi.