Wczoraj obejrzałem Full Metal Jacket i musze powiedziec, ze jest to jeden z najbardziej nierównych filmów jakie oglądałem. Całość zaczyna się świetnie, od poczatku do końca szkolenia wszystko jest przemyslane, film wciąga a historia jest ciekawa. Niestety po szkoleniu film zaczyna się staczać, wieje straszną nudą i drugą cześć ratuje juz tylko akcja ze snajperem.
Pierwsza część (szkolenie) 10/10
Druga (wietnam) 4/10
Całość 7/10
Jestem tego samego zdania, że film jest nierówny. Część szkoleniowa jest rewelacyjna. Nawet pierwsze sekwencje z Wietnamu też są niezłe, jednak druga część filmu wieje dłużyzną i nudą. Nie ma w niej nic nadzwyczajnego, kontrowersyjnego czy obrazoburczego.
Nierówny to złe określenie, bo 2 część też jest kapitalna tylko utrzymana w kompletnie innym klimacie. Ma też swoje plusy jak np. świetna muzyka. Tak naprawdę można by stworzyć 2 odrębne filmy z tych części i nikt by nie miał wtedy pretensji do Kubricka o "bardzo wątpliwą" nierówność.
Owszem, jest kapitalna, tego nikt nie neguje. Jest utrzymana w kompletnie innym klimacie, co właśnie czyni film nierównym. Mi zabrakło płynnego przejścia... wyłącznie.
Przejścia płynnego nie było to fakt, ale to pokazuje tylko że obie części są kompletnie różne. Nierówny film to taki, który opowiada jedną historię i ma słabsze momenty, a w FMJ obie historie nie miały słabych momentów.
Takie same były moje odczucia, film jest podzielony na 2 części i druga jest dużo gorsza(co nie znaczy że ogólnie jest zła). W opisie jest napisane, że Joker jest głównym bohaterem, jednak jeśli film podzielić na te 2 części - szkolenie i Wietnam, to w części pierwszej głównym bohaterem jest Szeregowy Pyle. Skupiona jest w sumie na nim cała uwaga przez godzinę, a potem film się toczy tak jakby ta pierwsza część w ogóle nie miała miejsca, ale to jest dla mnie chyba jedyny minus, dlatego;
9/10
Może zostanie to potraktowane jako hipsterska nadinterpretacja jednak wydaje mi się, że celowo film jest jakby zbitką dwóch praktycznie niepowiązanych części. Myślę, że tym sposobem forma obrazuje to, co ja odebrałem jako motyw przewodni filmu czyli dualizm "born to kill" na kasku i pacyfki na klacie. Myślę też, że dzięki dużej różnicy pomiędzy dwoma częściami znacznie wyraźniejsze jest to, że tak na prawdę w obu dzieje się właściwie to samo z bohaterami, choć niekoniecznie tymi samymi i takimi samymi. Ogólnie gdyby oglądać przez pryzmat przygód Jokera to druga część jest jednak ciekawsza. W pierwszej coś się stało, ale dopiero w drugiej widzimy jakie są dalsze konsekwencje.
Mógłbym pewnie wiele innych dziwnych interpretacji się doszukiwać, jednak choćbym nie wiem wymyślił film wciąż jest dla mnie najwyżej średni zarówno w kategorii wojenny jak i psychologiczny, bo nic odkrywczego nie pokazał, nie wzruszył mnie, nie zaskoczył, nie zmusił do zastanowienia, nie rozśmieszył... żadnych emocji ani wielkich przemyśleń nie wywołał. Jedna z bardziej zawyżonych ocen na filmwebie.
Części są jak najbardziej powiązane. Po to szkolili marines, żeby ich wysłać na wojnę. Problem w tym że głównie skupiono się na zabiciu indywidualności, wdrożeniu do bezkrytycznego wykonywania rozkazów i jedynie podstawowych umiejętnościach żołnierskich. Reszty mieli się nauczyć od starszych kolegów już w Wietnamie, bo rozdzielono ich po różnych jednostkach. Odmienny obraz szkolenia pokazuje film "Kraina tygrysów", gdzie uczy się zachowania przy walce w lesie jeszcze w bazie w Stanach, z żołnierze pojechali na wojnę dowodzeni przez zdolniejszych w tym fachu kolegów.