Do tematu powrót po latach. Powtórzony praktycznie ten sam schemat, ale dekoracje już inne. Wszak mamy lata 90-te. Bohaterka jest więc mroczną, zakompleksioną gotką, której ściany pokoju obwieszone są plakatami Marilyn Mansona i NIN. Będzie wielka miłość (taka na miarę "Romeo i Julii") i wielki zawód. Szkoda, że emocje już nie takie wielkie i wszystko jakieś wymuszone. Jeśli bawią Was teen slashery z tego okresu, może się okazać, że "Furia" to propozycja właśnie w sam raz, ja jednak wolę oryginały od podrób, więc duchem zostaję dwie dekady wcześniej.
Zgadzam się. Film oglądam niemal bez emocji. De Palmowska adaptacja straszyła i dołowała równo, ale dla dzisiejszych widzów pewnie trąci myszką...
A ja dodam od siebie, że dodatkowo aktorzy o dwie półki słabsi...
Film to totalne nieporozumienie