i do tego na pewno za długi. ale jak ktoś lubi taką konwencję to już nie wnikam
Taki w styl Nolana: dobrze dopracowana scenografia, ciągle coś się dzieje, ale w sumie nic ten film nie wnosi...
Trudno mi zebrać myśli odnośnie opinii, ale spróbuję. Film oglądałam z 2 lata temu, jeśli coś nie pamiętam/przekręcam, wybaczcie.
Cóż... Przyznam, że w pewnym momencie (bodajże od uzdrowienia Amsterdama) film zaczął się lekko ciągnąć. Były momenty, kiedy byłam rozproszona, sceny lekko przegadane, ale mimo wszystko, nadal byłam zachwycona. Nowy Jork w tamtym okresie, brudny, śmierdzący, niebezpieczny - a jednocześnie pokazany z pewną pasją. Ośmielę się powiedzieć, że w pewnym momencie miasto staje się jednym z bohaterów.
Aktorstwo... DiCaprio lubię, i to bardzo, ale fakt faktem, miał bardzo niewdzięczną rolę tchórza maminsynka, którego głównym celem było pomszczenie ojca poprzez wbicie noża w plecy swojemu... późniejszemu mentorowi? Rola Amsterdama zagrana dobrze, ale wiadomo, bohater w pewnym momencie bardziej przypominał zdradzieckiego węża.
Rzeźnik... Daniel Day-Lewis. Mistrz. geniusz, moim zdaniem bodajże najgenialniejszy aktor w historii. Człowiek, któremu mało który aktor w historii kina może dorównać. Owszem, otrzymał bardzo charyzmatyczną rolę, ale fakt jej odegrania... Ludzie kochani, on nie grał. ON BYŁ BOHATEREM. On był Billem. Którego mimo różnorakich bestialstw kochało się coraz mocniej. Kreacja ta jest tak dobra, że to aż trochę przerażające.
Bardzo przyjemnie pokazano narastające konflikty pomiędzy Amerykanami a imigrantami. Nie powiem, niekiedy skala przedstawionego tu konfliktu była trochę przesadzona, ale ogólnie ciekawie ukazano tę walkę o władzę.
Czy warto oglądać, to już kwestia gustu. Powiem jedno - dla samego Billa Rzeźnika warto spróbować.
Rozumiem Twój punkt widzenia. ze swojej stronie patrzę na to w ten sposób, że czasem zaczynasz oglądać film i wciąga od razu, chcesz go potem obejrzeć znowu, a czasem jakoś nie "czujemy" klimatu. I tak właśnie mam z tym filmem, jakoś mi jak to się mówi "nie leży"
Tu się zgodzę, Gangi najlepiej się ogląda za pierwszym razem. Wtedy wszystko jest nowe i film prezentuje się zupełnie inaczej. Za drugim razem, cóż, widzi się pewne niedociągnięcia, ale koniec końców, ostatecznie oceny nie zmieniłam.
Po 4 bodajże seansie bardzo uderzyło mnie jedno - że ten film staje się coraz bardziej aktualny, może nawet niewygodny. Scorsese uderzył w coś bardzo kłopotliwego teraz, mianowicie w zjawisko migracji. I przyznam szczerze, że nie zdziwię się, jeśli coraz więcej osób zacznie popierać nie biednych Irlandczyków i Amsterdama, ale właśnie Billa i jego gwardię, która bardzo brutalnie, ale starała się walczyć o swoje wartości.
Jednym z najlepszych momentów w filmie jest rozmowa rannego Amsterdama z Mnichem w katakumbach. Tu uderzyło mnie jedno - Mnich miał cholerną rację, zaś motywy działania Cuttinga stają się o wiele bardziej zrozumiałe. Chodzi mianowicie o spostrzeżenie dotyczące faktu, że Irlandczykom fakt zdobycia pewnych praw, ziem, przywilejów może po pewnym czasie nie starczać i ci będą sięgać po jeszcze więcej. Coś, jak w tym przysłowiu, dasz palec, a ktoś sobie weźmie całą rękę. No kurczę... jakbym widziała dzisiejszą Europę Zachodnią, a wiem co mówię, mieszkałam tam ponad rok.
Dla osób, które spędziły jakiś czas w takiej sytuacji, w sensie miasto jest niemal opanowane przyjezdnymi, postawa Billa staje się bardzo zrozumiała. Proszę nie zrozumieć mnie źle, nie jestem fanem przemocy czy rasizmu, nic z tych rzeczy... ale staram się mieć pragmatyczne spojrzenie. I uważam, że Mnich w tym krótkim monologu miał chyba najwięcej racji.
W samej finałowej potyczce między dwoma bohaterami... cóż, dla mnie jest remis. Owszem, koniec końców obie zwaśnione strony w pewnym sensie się połączyły, ale nie była to zasługa żadnego z obu walczących... Najbardziej szkoda mi było właśnie Rzeźnika, który jak dla mnie, to podłożył się pod koniec Amsterdamowi. Niestety, ale w uczciwej, czystej walce Cutting by go raz dwa sprzątnął.
Dlatego radzę obejrzeć film jeszcze raz ;) bardziej po to, by przypatrzyć się właśnie postawie Irlandczyków. Ja sama zauważyłam szczegół czy dwa które sprawiły, że Rzeźnik wydawał się mieć może nawet trochę więcej racji niż Amsterdam.
Ps. co jest najlepsze, ta dygresja odnośnie ewentualnej zachłanności Irlandczyków za jakiś czas została powiedziana przez człowieka, który był ich sojusznikiem... Czyli imigranci nie byli aż tak wspaniali i skrzywdzeni, jak pokazywano to w filmie, skoro ich kompani mieli co do nich taką opinię. Nie mówię tu nawet o opinii Rzeźnika, żeby nie było, iż popieram jedną ze stron. Dlatego tym bardziej warto przyjrzeć się przyjezdnym.
Dodatkowo... cóż. Owe towarzystwo nie jest aż tak kryształowe - liczne gangi, bandytyzm, złodziejstwo, zdrady... Rzeźnik podczas rozmowy z Amsterdamem po zamachu wspomina o tym, że swoimi czynami niejako trzyma porządek w mieście, co jak dla mnie jest racją. Owszem, to okrutnik, ale faktycznie, w mieście istnieje swego rodzaju porządek i ład, każdy zna swoje miejsce. Bill jako jedyny potrafił pilnować te wszystkie gangi, czegoś takiego z pewnością Amsterdam by nie potrafił.
Fajnie, że ktoś na tym forum potrafi zrobić tak ciekawą analizę, naprawdę, aż wstyd mi, że z braku czasu nie mogę się zrewanżować podobną. W każdym razie z tej strony, którą prezentujesz film prezentuje się lepiej i ciekawiej niż w takim bezpośrednim odbiorze. Pozdrawiam!
Dziękuję za słowa uznania ;) przyznam, że na mój punkt widzenia składają się w większości moje ostatnie dwa lata życia. Dzięki temu, co osobiście widziałam wiem, że Irlandczycy byli o wiele bardziej toksyczną społecznością, niż widać to na pierwszy rzut oka...
Pozdrawiam również ;)
W tamtym okresie wszystkie miasta świata były brudne i niebezpieczne. Podobno żeby przejść nocą przez Paryż trzeba było w kilku chłopa torować sobie drogę szablami.
Zależy w jakiej dzielnicy. W bogatych dzielnicach żyło się bardzo dobrze i były zadbane. Zadbane też były centra maist.
No właśnie... Milenijny przełom, to był właśnie ten czas, kiedy w tzw. kinie sensacyjnym zaczynała brać górę moda na komiksowość.
I wraz z postępem technicznym opanowywała je coraz bardziej.
I wciąż nie chce ustąpić.
Niestety.
Nie uważam tego filmu za kiepski, ale moim zdaniem 10-20 lat wcześniej Scorsese nakręciłby go lepiej.
Film fajnie ukazał tło społeczne, kulturowe tamtych czasów, ale długość powodowała, że człowiek oglądając momentami się już męczył.
Zgadzam się z moimi przedmówcami,film niesamowicie przeciągnięty,nudny i męczący. Schematyczny,przerysowany,przewidywalny i sztucznie oświetlony. Piątka z litości za grę aktorską Day-Lewisa i DiCaprio choć nie mieli oni wielkiego pola do popisu.
mi tam się podobał, ale ja lubię długie filmy, o ile są dobre bo jeśli cos jest poniżej ~2 godzin ciężko jest wciągnąć się w film, zaczyna się i od razu kończy