Gdzie jest Nemo

Finding Nemo
2003
7,2 202 tys. ocen
7,2 10 1 202197
7,4 50 krytyków
Gdzie jest Nemo
powrót do forum filmu Gdzie jest Nemo

Bringing Up Nemo

użytkownik usunięty

Właściwą projekcję poprzedza krótki film studia Pixar sprzed lat czternastu, który pozwala stwierdzić, jak ogromny postęp techniczny dokonał się od roku 1989. Ilość szczegółów, rozmach, precyzja ruchu poszczególnych postaci; to wszystko, co w najnowszym filmie studia po prostu zapiera dech, w tamtej mini-produkcji znajdowało się jeszcze w powijakach. Niemniej treściowo trudno o większą zbieżność. Można powiedzieć, że "Gdzie jest Nemo" jest wysokobudżetową kontynuacją wątku myślowego, który można było wyczytać z krótkiej historyjki małego bałwanka.

Bałwanek śmieszy, albowiem pragnie przekroczyć własne determinacje. Oto przyszło mu żyć w szklanej kuli, a popędy pchają go w stronę ślicznej lalki, która do świata kuli nie przynależy. Bałwanek wierci, rozkuwa, wysadza - wszystko na próżno. Kiedy czysty przypadek sprawia, że już-już ma on dopiąć swego, determinacja powraca z dawną siłą i wszystko zaczyna się od nowa. Innymi słowy, bałwanek jest skazany na ten byt, który mu przypadł w udziale i nigdy go nie przekroczy.

Zadać trzeba pytanie brzmiące może mało poważnie, ale w istocie niesłychanie doniosłe: błąd bałwanka - gdzież on tkwi? Bo przecież nie w pomyślunku (wyrafinowanym). Nie w wykonaniu (precyzyjnym). Czyżby zatem było tak, że bałwanek filmowy, jak i my, bałwanki z krwi i kości, znajdujemy się wszyscy w kleszczach Losu, z których nie ma ucieczki? Aż strach pomyśleć...

No ale, jako się rzekło, film "Gdzie jest Nemo" rozwija myśl sprzed lat. Może da się w nim znaleźć jakiś ratunek?

Bohaterem filmu jest nie bałwanek, ale błazenek (to taki gatunek ryb), o imieniu Marlin. Lata temu zażywał on szczęścia u boku ukochanej, oczekując narodzin swojego licznego potomstwa. Aliści doświadczył z całą mocą tego, co tak dotykało bałwanka: mianowicie determinacji. Błazenek jest mały, rekin wielki. Rekin może więc pożreć błazenka i nie będzie miał z tego względu wyrzutów sumienia. Nie będzie miał ich nawet wówczas, gdy pożre on zarówno panią błazenkową, jak i ileś-tam dziesiąt małych błazeniątek. Tak to już jest w przyrodzie i nie dziw, że w filmie coś takiego Marlina spotyka. Oto cała jego hołubiona rodzina znika w mgnieniu oka. Stoik powiedziałby: nie ma co płakać, nie stało się bowiem nic, co sprzeczne byłoby w jakimkolwiek stopniu z naturą rzeczy. Najbliźsi mogli zostać zjedzeni, więc skoro zostali - po prostu dosięgła ich właściwa im determinacja.

Ale Marlin nie jest stoikiem, tylko pragmatykiem. Skoro przy życiu został jeden jedyny, słabiutki na dodatek synek Nemo, to zadaniem Merlina jest bronić go od niebezpieczeństw. Marlin będzie odtąd dwoił się i troił, wykazując nieprawdopodobną energię, by tylko uchronić Nemo przed jakąkolwiek konfrontacją z tym, co groźne.

Wiadomo jednak, że zazwyczaj wysiłek wychowawczy ukierunkowany na konkretny cel, sprzyja uzyskaniu celu przeciwnego. Marlin chce nauczyć Nemo wstrętu do tego, co obce, uczy go więc de facto fascynacji niebezpieczeństwem. Nemo się buntuje, wypływa na zakazane wody - i natychmiast zostaje złapany w sieć przez człowieka.

Marlin ma dwie możliwości: może się załamać, może też się zbuntować. Wybiera bunt. Jest to bunt przeciwko własnym determinacjom; przeciwko temu, co przynależy do natury ryby (że może być złowiona) i temu, co należy do natury człowieka (że jest on potężniejszy od małego błazenka). Marlin podejmuje walkę i postanawia odnaleźć synka - w tym sensie przypomina on bałwanka z krótkometrażówki.

W przeciwieństwie jednak do bałwanka, Marlin swoją walkę wygra. Albo inaczej: nie tyle wygra on sam, co walka zostanie wygrana dzięki kooperacji. Warto bowiem zwrócić uwagę na to, jakie wartości są w tym filmie afirmowane - innymi słowy, jakie wartości pozwalają, zdaniem twórców, na przekraczanie własnych determinacji.

Mówiąc krótko, film "Gdzie jest Nemo" kładzie nacisk na to, że prawdziwą wartością jest nie tyle jednostkowa pomysłowość, co ponad-jednostkowa wspólnotowość. Nie intelekt, ale serce i zdolność empatii. Nasz biedny Marlin kombinuje, ile się da i cały czas coś mu w tym przeszkadza. Coś, a właściwie - ktoś; chodzi o niewielką rybkę imieniem Dory. Jest ona zaprzeczeniem intelektu: nie może planować i kalkulować, albowiem nie ma pamięci. Zapomina wszystko, co tylko usłyszy, żaden więc z niej kompan w poszukiwaniach. Zdawałoby się! W istocie, reprezentuje ona to, co budzi dreszcz grozy w sercu każdego pragmatyka: a mianowicie - intuicję.

Dory robi to, co należy do porządku danej chwili. Kieruje się przy tym zasadą frajdy i ufności. Marlina doprowadza to do szału, a jednak w kluczowym momencie zaufa jej całkowicie - i wygra. Jest to sytuacja po prostu bliźniacza z tą, którą niegdyś Howard Hawks przedstawił w "Drapieżnym maleństwie" ("Bringing Up Baby"): tam Katherine Hepburn wtrącała intelektualnego Cary Granta w porządek intuicyjny, o którego istnieniu biedny Grant nawet nie wiedział. Nie dziwi więc, że w "Gdzie jest Nemo" znajdziemy co najmniej jeden cytat z tamtego filmu - i to cytat z rzędu tych "kropka w kropkę". Chodzi o scenę, w której Marlin pragnie pozbyć się Dory, a ta z wyrzutem stwierdza, że "ty mnie już nie lubisz"!

Intuicja i współdziałanie - te dwie wartości pomagają również Nemo w realizowaniu jego planu ucieczki z ponurego akwarium, w którym został zamknięty. Również jego zawodzi intelekt: plan zanieczyszczenia akwarium przez zablokowanie mechanicznego filtra prowadzi donikąd. Twórcy wyraźnie podkreślają: intelekt nie może być skutecznym sposobem na walkę z Losem, albowiem zawsze znajdzie się taki przeciwnik, który będzie miał intelekt sprawniejszy. Nemo zniszczy filtr mechaniczny? Właściciel zamontuje filtr laserowy - i po sprawie.

Dopiero współdziałanie, także współdziałanie zrytualizowane, co wyraźnie się tu pokazuje, może prowadzić do wyzwolenia. Dzięki współdziałaniu i przyjaźni Nemo trafi w końcu do oceanu. Dzięki intuicji Dory odnajdzie on swego tatę. A na koniec wespół z nim pokieruje współdziałaniem dziesiątek ryb, które uwolnią się z zarzuconych przez ludzi sieci. Będzie to ostateczne zwycięstwo zespołowości nad determinacją.

Podsumowując: nasz bałwanek z krótkiego filmu nie mógł przekroczyć odgórnych uwarunkowań, bo nie poprosił żadnej z sąsiadujących zabawek o pomoc. Wysilał intelekt, rozwijał pomysłowość i raz po raz przegrywał. Dopóki nie zawoła i nie otworzy się na Drugiego - nie ma co marzyć o pięknej lalce z półki obok.

Marlin, całe szczęście, zrozumiał, gdzie tkwił jego błąd. Wygrał z Losem dzięki miłości. Warto dobrze to przemyśleć. Victor Emanuel Frankl pisał o jednym ze swych pacjentów, muzyku, który stracił umiejętność grania, albowiem każdą czynność artystyczną pragnął wykonywać świadomie: Postępowanie psychoterapeutyczne musiało przywrócić owemu pacjentowi jego zaufanie do nieświadomości [która jest] znacznie bardziej "muzykalna" niż świadomość.

Dokładnie tak jest z Marlinem: dopóki opowiada dowcipy starając się uzasadniać ich treść racjonalnie, dopóty one nie śmieszą. Dopóki chroni Nemo przed światem zewnętrznym, dopóty odbiera mu jakikolwiek świat. Dopiero gdy - tak jak żółwie z prądu australijskiego - podda się sile, która go pcha i nie będzie się starał rozpracować każdego jej elementu - doświadczy szczęścia.

I w tym sensie błazenek stanie się mądrzejszy od bałwanka. Ciekawe, czy homo sapiens potrafi się doń upodobnić?