PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=33191}

Gerry

6,1 4 719
ocen
6,1 10 1 4719
6,9 9
ocen krytyków
Gerry
powrót do forum filmu Gerry

Czuję wielką ulgę po obejrzeniu najnowszego obrazu amerykańskiego reżysera, Gus Van Santa, który, przypomnę, wyrósł z nurtu niezależnego kina gejowskiego ("Mala Noche"), twórcy m.in. późniejszego wspaniałego obrazu "Moje własne Idaho" (patrz filmoteka IS). Wspomniana ulga jest tu w pełni usprawiedliwiona: ostatnie dzieła, które wyszły spod jego ręki ("Szukając siebie", "Psychol", "Za wszelką cenę" czy też głośny "Buntownik z wyboru" z Matt Damonem w roli głównej) nie wróżyły na przyszłość nic dobrego. Co więcej, dobitnie świadczyły, iż reżyser na dobre porzucił swe filmowe korzenie cechujące się przede wszystkim oryginalnością formalną i przejął na trwałe hollywodzkie patenty na "robienie filmów". Na szczęście nic z tego! Po flircie z masówką, Van Sant serwuje nam chyba swój najbardziej offowy film z wszystkich, które dotarły na ekrany polskich kin. Co cechuje ową offowość? Przede wszystkim rozwiązanie wizualne. Sam reżyser podkreśla, iż chodziło mu o eksperyment formalny. Eksperyment ten z pewnością można zaliczyć do udanych- przepiękne zdjęcia Harrisa Savidesa, niesamowicie długie ujęcia przywołują na myśl filmowe perełki twórców irańskich (zwłaszcza Abbasa Kiarostiamiego).
Ale pytanie nasuwa się jedno: czy naprawdę film ten to tylko eksperyment formalny? Otóż, zdecydowanie nie. Pozornie na ekranie nic się nie dzieje. Oto dwójka przyjaciół przyjeżdża na jakieś pustkowie, porzuca swój pojazd i rusza przed siebie w nieznane. Bez celu, jak mówi jeden z nich: "Pieprzyć cel". Idą, biegną, idą, biegną, idą... Rozmawiają, niejednokrotnie bardzo niezrozumiale. Jedna z tych rozmów wyraźnie zapożyczona z "Blue" Dereka Jarmana wydaje się być pretensjonalnie dobrana do całości. Tylko "wydaje się", gdyż w miarę upływu czasu wszystko, co obserwowaliśmy na ekranie, zostaje usprawiedliwione. Lecz na ten moment trzeba będzie długo poczekać.
Kim są nasi bohaterowie? Proste pytanie, lecz bardzo trudno na nie odpowiedzieć. Powód? Reżyser całkowicie odrzucił zarys psychologiczny postaci, w wyniku czego nie ujawnia żadnych niuansów z ich przeszłości. Dlatego też nie wiemy o nich zupełnie nic. Nie wiemy, kim są, skąd pochodzą, dlaczego zdecydowali się na tak ekstremalną i niezrozumiałą wędrówkę. Co więcej, nie wiemy nawet, jak mają na imię!!! Widz odczuwa wrażenie, że ta niewiedza będzie mu towarzyszyła do końca seansu, śledząc dziwne poczynania filmowego duetu. I tak oto widzimy na przykład ciągnącą się w nieskończoność scenę... próby zejścia ze skały jednej z postaci, próby zdobycia wody, a zwłaszcza absurdalne pomysły na odnalezienie zagubionego szlaku. I w końcu wszystko zaczyna być dla nas jasne- rozwiązanie podsuwa pod koniec filmu (dopiero?) oto taka scena: "Gerry & Gerry" leżą wyczerpani, jeden z nich oznajmia drugiemu "Odchodzę", po czym ten drugi kładzie się na tym pierwszym... Nieco dziwnie przedstawiona scena zbliżenia wyraźnie sugeruje, że pomiędzy nimi istnieje związek o podłożu homoseksualnym. Powie ktoś: banalne. Otóż nie! Aby tego dowieść, musimy zanalizować wszystko od początku. Po pierwsze, czy ma jakiekolwiek znaczenie wybór scenerii? W pierwszej części widzimy tereny nizinne, później górzyste, a w finale teren płaski jak bilardowy stół. Wydaje się, że mamy do czynienia z symbolicznym odniesieniem egzystencji homoseksualnej: "faza pierwsza"- świat stoi przed NAMI otworem, nieznany, a kwintesencja NASZEJ natury niezroumiana. Wszystko wydaje się być niewinne. Stąd wybór w pierwszych ujęciach filmu terenów nizinnych. Lecz niebawem następuje, i to dość szybko, faza druga- faza buntu, poczucie zniewolenia, totalnej samotności, wydaje się, że wszystko wokół się piętrzy. Stąd nagle (pozornie niewytłumaczalnie) nasi bohaterowie przemierzają tereny górzyste. I w końcu faza trzecia- mająca wymiar najbardziej enigmatyczny - pogodzenie się z losem, samoakceptacja. Stąd powrót do terenów nizinnych. Przyjmując taki punkt widzenia, można zadać pytanie, dlaczego wspomniana wyżej scena zbliżenia jest raczej beznamiętna i wygląda dość dziwnie? Cóż, może nasi outsiderzy nie są już zdolni do kochania... co może być następstwem zbyt późnego przejścia z fazy drugiej do trzeciej, zbyt długo trwał głód emocjonalnego spełnienia. I tu sprawa się komplikuje: po co reżyser umieścił w swej "historii" dwóch bohaterów? Aby aspekt homoseksualny swego dzieła nie umknął naszej uwadze? Mało prawdopodobne. Na szczęście można ten zabieg wyjaśnić (w pewnej mierze): bohaterowie opuszczają swój pojazd i wyruszają bez celu (jak już wspominałem), znajdują się w fazie pierwszej, wszystko jest piękne, wspaniałe aż do momentu, gdy zdają sobie sprawę z tego, że zgubili swój szlak i następuje paniczne jego poszukiwanie (faza druga). Zagubienie, poczucie zagrożenia i porzucenia (w apekcie społecznym) rodzi wspomniany bunt i skłonności rzutowania własnych bolączek na innych - stąd dłuuuga scena ze skałą. Niezrozumienie własnej tożsamości znajduje swój wyraz w toczonej rozmowie przy rozpalonym ognisku (scena jakby wycięta z "Mojego własnego Idaho") przypominająca narkotyczne monologi z "Blue" Dereka Jarmana ("Zdobyłem Teby"). Jednak NASZE niedostosowanie do samotności u kresu fazy trzeciej sięga apogeum. Stąd wytłumaczalna jest kulminacyjna scena filmu.
Wielki film Van Santa z pewnością podzieli widzów. Niektórzy homoseksualnego zabarwienia treści przekazu wogóle nie dostrzegą, a sam film pozostanie dla nich tylko i wyłącznie wysmakowanym eksperymentem formalnym z akademickim zacięciem bez żadnego konkretnego tematu. Jednak ci, którzy powinni go odczytać nieco inaczej (MY!), być może potraktują dzieło Amerykanina jako przełomowy film gejowski. Gejowski inaczej. Film, w którym homoseksualizm został starannie zakamuflowany, a istota tego kamuflażu odzwierciedla NAS samych.

użytkownik usunięty
Querelle

pewne obiekcje
bardzo zgrabny komentarz, ciekawa interpretacja, gratuluje indywidualizmu w spostrzezaniach. Przynzaje ze do az tak daleko idacych wnioskow sie nie posunelam a mysl o pewnym gejowskim wydzwieku tego obrazu podsunely mi poprzednie dziala Van Santa. Mam jednak zastrzezenia co do ostatniej sceny, w moim mniemaniu jeden z "Gerrych" nie polozyl sie na drugim poto by w jaks sposob znalezc z nim kontakt fizyczny, ja odczytalam te scene w sposo nastepujacy; bohater kt mowi "odchodze" wyciaga do swego przyjaciela reke, chce by drugi odwzajemnil ten gest sympatii i pozegnania zarazem, "Gerry1" nie zdaje sie miec zadnych pozytywnych uczuc dla swego przyjaciela, jest on mu zawada postanawia ukrucic mu cierpiena ("Gerry2"jest wyrazniej mniej wydolny fizycznie) dusi go wiec. Bohater odchodzi zostawiajac niezywego Gerrego. Czy nie tak? Ja i moi przyjaciele doszlismy do wlasnie takich wnioskow. Co natomiast znaczyl neologizm "gerryzm" i jaki cel mialo wprowadzeie go w dialogi bohaterów? Masz moze jakies propozycje?

moje wnioski są jednakowe, moich znajomych również... a tak naprawdę tylko Gus wie do końca... :]

użytkownik usunięty
Querelle

????
jesteś zdrowo popierdzielony mówiąc delikatnie

Querelle

prawo do swojej interpretacji, a ja mam prawo powiedzieć, że gadasz głupoty. zinterpretowałeś to tak jak było ci wygodnie, argument z tymi nizinami i górami po prostu wyssany z palca... orginalne, ale przekombinowane i naciągane. jednak jak już wspomniałem masz prawo to sobie interpretować jak chcesz. pozdrawiam

Querelle

prawo do swojej interpretacji, a ja mam prawo powiedzieć, że gadasz głupoty. zinterpretowałeś to tak jak było ci wygodnie, argument z tymi nizinami i górami po prostu wyssany z palca... orginalne, ale przekombinowane i naciągane. jednak jak już wspomniałem masz prawo to sobie interpretować jak chcesz. pozdrawiam

użytkownik usunięty
Querelle

wielka interpretacja wielkiej improwizacji. gdyby krecili ten film jeszcze raz byc moze gerry skrecilby sobie kostke skaczac ze skaly. krajobrazy bylyby i tak te same.

Moim zdaniem przesadnie przyjeta interpretacja. Majac w podswiadomosci tematyke homoseksualizmu dotyczaca osoby i tworczosci Van Santa mozna taka interpretacje wymusic. Dla mnie nie ma tam zbyt wielu oznak homoseksualizmu. A scena w ktorej leza na sobie to poprostu wczesniej wspomniana chec ulzenia cierpien przyjacielowi. Nie mniej jednak ciekawie sie czyta takie wywody. A film swietny i bardzo offowy .... ale warto czekac do koncowej sceny... zapada w pamiec.

Zastanawialo mnie, jak dwoje ludzi, ktorzy zgubili droge, moga brnac dalej (nie bedac zaopatrzonymi nie tylko w prowiant ale i co najmniej w wode), bez proby chociazby ustalenia miedzy soba sposobu na przetrwanie, czy tez okreslenie kierunku dalszej wedrowki. Ida na chybil trafil, po niewczasie odtwarzajac w umysle, w ktorym miejscu mogli byli skrecic, zawrocic, obrac taki czy inny kierunek.

Otoz mnie sie wydaje ze wcale w tym filmie nie chodzi o dwójke przyjaciol, lecz o jedna osobe grana przez dwoch aktorów.

Wskazuje na to chociazby zbieznosc imion, aczkolwiek nie to jest najwazniejsze. Bohaterowie sa do siebie niezwykle podobni, moze nie aparycja, ale wewnetrzna niespojnoscia. Caly czas mialam wrazenie, ze jest to jedna i ta sama osoba. Nieuporządkowana, próżna, podejmujacąca działania bez zastanowienia, nie tyle spontaniczna co jakby głupia, a rownoczesnie z bedpodstawnymi aspiracjami do przewodzenia.

Wlasnie to, ze bohaterowie nie podejmuja ze soba dyskursu w kwestii opracowania sposobu na nietracenie sił, zdobycie pozywienia czy tez wody, oraz ustalenia planu dzialania w ogole, wskazuje na to, ze jest to jedna osoba. Nawet gdyby mieli nie dojsc do porozumienia, na pewno powinni byli porozumiewac sie ze soba w tej podstawowej sprawie. Nie robia tego, bo bohaterem filmu jest jedna tylko osoba skazana wylacznie na siebie, a przez to bezradna.

Nie rozumiem, skad pomysl, iz bohaterowie [moim zdaniem bohater] zdecydowali sie na ekstremalna wedrowke. Otoz wcale sie nie zdecydowali. Gdyby mialo tak byc w istocie, nie wyruszyliby z golymi rekoma lecz z ekwipunkiem. Zagubili sie i tyle. Miala to byc krotka eskapada – przeciez juz zawracali z powrotem, gdy okazalo sie ze utkneli w obcej okolicy. Cala droga to nie jakas ekstremalna przygopda na wlasne zyczenie, a przymus, jakim jest nasze życie, w którym łatwo o zgubienie sciezki przewodniej, tym bardziej gdy sie jest jeszcze mlodziencem beztroskim.

Imie jest okreslone – Gerry 1 i 2 – jeden stanowiacy zwierciadlo drugiego. Jeden gadatliwy, drugi milczek. Jeden ulegajacy kaprysom drugiego. Jakby wlasnie wcale nie chodzilo o dwie osoby lecz przeciwstawne rysy charektorologiczne jednej.

Milczek na zakonczenie rozprawia sie z bezmyslna papla w sobie. Dusi wiecznego chochlika w sobie, by ratowac siebie. Cala niebezpieczna podróż, o krok nawet od smierci, przyczynia sie do wzrostu bohatera. To jego peregrynacja wewnetrzna, z ktorej wychodzi dojrzalszy, ogorzały i wewnetrznie ukojony.

Zupelnie sie nie zgadzam, aby jeden kladl sie na drugim. Tego nie ma, tego w ogole nie ma. Gerry milczek unosi sie, klęka nad Gerrym-dowcipkiem, glowe schylajac jakby dotykal jego piersi. W istocie zaciska dłonie na jego szyi. Dowcipek się nawet szamocze. W koncowym momencie rozgrywki, nogi milczka – pierwotnie powiedzmy wplatane w nogi dowcipka – sa ju wraz z ledzwiami zupelnie na zewnatrz. On go nie przygniata cialem, on go zadusza rękoma. Jest to tak wyraźnie widoczne, że nie rozumiem tej calej tendencyjnosci wypowiedzi. Dla mnie oczywiscie oni moga byc nawet gejami – bardzo prosze, ale tam nikt na nikim sie nie kladzie!

Poza tym wcale zaraz sie nie kladzie, tylko najpierw odtraca bodaj dwukrotnie ramie kolegi, zanim zdecyduje sie swoje grabska na jego szyi zacisnac.

Scena zblizenia beznamietna? On go dusi! Tzn. wg mojej interpretacji rozstaje sie w ten sposob z dokuczliwym sowizdrzalstwem w sobie. Przechodzi metamorfoze, odradza sie, pokonuje swoje demony, z ktorymi wyruszył na pustynię. Po akcie oczyszczenia, gdy wstaje wreszcie na nogi, nawet nie patrzy na zwloki, jakby ich tam nie bylo, bo istotnie ich tam wcale nie ma. Umysl czysty oczywiscie dostrzega wiecej, stad udaje mu sie w koncu dostrzec i mozliwosc ratunku.

Klitajmestra

bardzo ciekawa ta interpretacja, w przeciwieństwie do pana na samej górze :)

użytkownik usunięty
Klitajmestra

no.. Ty masz rację - a koleś, który widzi wszędzie homoseksualizm powinien się raczej zastanowić nad dobrym psychiatrą..

Klitajmestra

mi też się podoba interpretacja o pojedynczym bohaterze, który dokonuje rozrachunku z samym sobą - zabija w sobie słabość (jeden z Gerrych jest przecież fizycznie słabszy, płaczliwy, nieudolny - opowiada, jak w grze podbił Teby, żeby je zaraz stracić, nie potrafi zejść ze skały, na którą sam się wspiął).
ale nie odrzucałbym tak od razu wątku z orientacją homoseksualną (choć teorie o krajobrazie i rzekomej scenie seksu w ogóle do mnie nie przemawiają). bo jeśli weźmie się pod uwagę, że bohater jest jeden, to można zinterpretować jego postępowanie jako walkę z własnymi skłonnościami (uznawanymi przez niego za słabość) i ostateczne ich odrzucenie, zabicie w sobie. nagrodą za to miałaby być możliwość przyszłego ułożenia sobie życia i założenia rodziny - w samochodzie Gerry przypatruje się małemu chłopcu i jego ojcu, jakby w tym drugim wdział siebie w przyszłości. może dla podkreślenia tego obrazu nie jest pokazana matka/żona, która prawdopodobnie siedzi na przednim siedzeniu (bo niby dlaczego Gerry nie siedzi z przodu, skoro to miejsce byłoby puste?).

Querelle

nie wiem czy kolega Querelle zauważył ale senariusz napisał Damon i brat Afflecka którzy w odróżnieniu od Van Santa są hetero, a więc cała koncepcja upada...

oloking

oni wszyscy tworzyli scenariusz do tego filmu. to jedno. a drugie to szukanie jakoś metafor, alegorii w ufałdowaniu powierzchni przypomina mi pewnego literaturoznawcę niemieckiego, który rozpisując się nad 'solaris' lema dostrzegł, że pewne neologizmy opisujące zachowanie się oceanu są rodzaju męskiego, a inne żeńskiego i wysnuł wnioski, że 'solaris' jest alegorią penisa i waginy. ale oczywiście każdy widzi, co widzi.

ocenił(a) film na 9
Querelle

Ten film wyjątkowo skłania do refleksji. Powiem więcej. W moim przypadku pozwala zastanowić się nad życiem i problemami natury emocjonalnej i psychologicznej. Trzy bardzo ciekawe komentarze się tu pojawiły. Pierwszy kolegi Querelle’a, drugi Klitajmestra, który jest odpowiedzią na ten pierwszy i jeszcze komentarz Torne’a „medytacje van santa”. Do wszystkich trzech mam zamiar się odnieść. Podkreślam, że mimo iż nie ze wszystkimi się zgadzam, jestem za dowolnością interpretacji.
Dla mnie jest to film o życiu człowieka, o przemijaniu, samotności i starości. Uważam również że traktować można go jako opowieść o celu, z którego zrezygnowanie może przynieść nieszczęście.
Zacznę jednak od formy. Nawet jeśli nie oryginalnej to dość niezwykłej w dzisiejszym kinie. Bardzo długie sceny – to mi przypomniało termin „dłużyzny” – po raz pierwszy spotkałem się z nim, kiedy twórcy filmu „Efekt Motyla” (swoją drogą naprawdę ciekawego) opowiadali o scenach, które zdecydowali się wyciąć. Jedną z takich scen pokazano z komentarzem reżysera, że postanowił ją skrócić, bo uznał że to „dłużyzna” i widzowie będą się w kinie nudzić. Scena trwała w oryginale chyba 30 sekund dłużej, od tej która znalazła się w wersji, która weszła do dystrybucji. Oryginalna podobała mi się bardziej. Kiedy z kolegami oglądałem ten film, a potem wypowiedzi twórców na temat dłużyzn, to nie mogliśmy uwierzyć, w to co słyszeliśmy. Jak pusty musi być przeciętny odbiorca amerykańskich filmów, żeby w 30 sekund zaczął się nudzić, tylko dla tego że scena ma w sobie więcej naturalizmu i emocji, a mniej akcji? Bulwersujące. W tym miejscu wielkie ukłony w stronę Gusa Van Santa – on nie liczy się z takimi komercyjnymi wymaganiami. Sztuka jest ważniejsza od kasy, dlatego film nazywany jest offowym. Jest to prawdziwe kino niezależne – ambitne i bezkompromisowe.
Takie podejście do zdjęć, pozwala na skupienie się na niezwykłych krajobrazach. Bardzo ładne zdjęcia, ale o tym pisali już chyba wszyscy. Również warto podkreślić, iż muzyka cudownie komponuje się ze zdjęciami.
Co do samej interpretacji ja również nie zgadzam się z interpretacją że chodzi tu o „Homoseksualizm zakamuflowany”. Oglądając film widziałem przyjaciół, nie gejów. O scenie kiedy jeden Gerry dusi drugiego, mam do powiedzenia tyle co Klitajmestra. Nie chcę być złośliwy, użytkowniku Querelle, ale czy to normalne przy stosunkach homoseksualnych, że jeden z partnerów pada martwy i to zaduszony? Co do porównywania ukształtowania terenu, po którym poruszają się bohaterowie, do etapu związku gejowskiego, zastrzeżeń nie mam. Może i tak jest. Jak już mówiłem jestem za dowolnością interpretacji. To dobrze że każdy widzi tu coś dla siebie, o ile nie narzuca innym swojego punkt widzenia.
Klitajmestra twierdzi, iż tytułowy bohater tak naprawdę jest tylko jeden. Z tym również się nie mogę do końca zgodzić, choć całkiem podoba mi się ta interpretacja. Bardzo ciekawa i dająca zupełnie inne spojrzenie na film. Jest kilka argumentów, które obalają takie wyjaśnienie fabuły. Sekwencja ze skałą, mogła by być jednym z przykładów. Kiedy jeden Gerry boi się z niej zeskoczyć, drugi mu pomaga, przygotowując podłoże, odrzucając kamienie itp. Jedna osoba nie mogłaby być jednocześnie na i obok skały. Gdyby bohaterów nie było dwóch, nie ścigali by się ze sobą i być może nawet nie zgubiliby się (uważam że miało to wpływ na ich orientację w terenie). Jednak jestem pod wrażeniem tego co napisał Klitajmestra.
Odnosząc się do komentarza Torne stwierdzam, że jestem właśnie takiej wykładni filmu najbliższy, choć ja podkreślam co innego, ale nie jest to sprzeczne. Torne podkreśla głupotę bohaterów podając za przykład dywagacje na temat tropu zwierząt. Z tym się akurat nie zgadzam. Jeden i drugi byli bardzo zmęczeni ciągłą podróżą. Tyle godzin bez picia i morderczo świecące słońce z pewnością wpłynęły na możliwości racjonalnego myślenia. Tak więc nie zdziwili mnie wtedy swoim mizernym myśleniem. Jednak przyznać muszę, że "gerries" przynajmniej kilka razy wykazali się naiwnością i innymi ludzkimi słabościami.
Życie i przemijanie - oto moja koncepcja na zrozumienie filmu. Faza pierwsza to dzieciństwo, kiedy czujemy się bezpiecznie i nie mamy poważnych problemów (bohaterowie na początku jadą samochodem, co może nie jest typową alegorią bezpieczeństwa, ale w kontekście ich późniejszej sytuacji jest sytuacją zupełnie komfortową). Drugi etap to młodość – wyjście z dzieciństwa ( z samochodu ) i dążenie do jakiegoś celu, ideału. Kolejna faza życia to zerwanie z młodzieńczymi ideałami i rezygnacja z nich: ”fuck the thing”, a w efekcie zejście ze swojej drogi. Następnie faza wieku średniego, czyli wykonywanie swojej pracy bezrefleksyjnie. Podroż przed siebie aż wreszcie, przychodzi czas refleksji i zastanowienia nad tym czy dobrze się wybrało, czasem jest to czas żalu, za błędy i niewykorzystane szanse z młodości. Przed ostatnią fazą jest starość. Czas kiedy człowiek jest wyjątkowo samotny. Podróż po tym białym płaskim terenie, która odbywała się w żółwim tempie, a główni bohaterowie ledwie powłóczyli nogami była dla mnie bardzo podobna do starości. Ostatnim etapem jest oczywiście śmierć.
Wydaje mi się iż szczególne znaczenie w tej historii ma Samotność. W końcu cały film rozgrywa się na pustyni. Istotnym momentem w jest sytuacja kiedy bohaterowie mijają znak „Wilderness trail” (Szlak przez pustkowie). Dla niektórych ludzi, życie jest właśnie taką drogą przez pustkowie. Dla większości czasem tak w życiu bywa, że czujemy się samotni – nawet jak kogoś mamy. Samotni w sensie niezrozumiani, bo czasem gdy nie jesteśmy sami, samotni się czujemy.
Być może przesłaniem jest to ze nie należy rezygnować z wytyczonych celów, bo to może nas zgubić (w przenośni i dosłownie)?
Obawiam się, ze film może być postrzegany również jako głos negatywny w sprawie eutanazji. Kiedy jeden Gerry zabija drugiego, po niedługim czasie okazuje się że rozwiązanie problemu było tak niedaleko.
Na koniec dodam, że miałem to samo odczucie co Aniko – pić mi się chciało na filmie wyjątkwo:) Ja oglądałem go u siebie w domu, ale gdybym był bez picia na sali kinowej, to mógłbym się naprawdę męczyć, choć może wtedy jeszcze bardziej wczułbym się w sytuację głównych bohaterów ;)

Bardzo ładny film. Moja ocena to 9 / 10.

ocenił(a) film na 8
DeathGhost

Jak widać jeszcze nikt nie zgodził się z jakże naiwną interpretacją autora wątku - nie będę oryginalny.
Najbardziej identyfikuję się z interpretacją Klitajmestra, bo podczas seansu miałem dokładnie takie same odczucia. Niestety, jak już zauważył DeathGhost ta interpretacja ma zbyt wiele dziur. Dlatego też jak dla mnie, ta stworzona przez DeathGhosta wydaje się najbardziej racjonalna. Osobiście jestem nią wprost zachwycony Bo jeśliby interpretować Gerry'ego jako alegorię życia ludzkiego, to nawet te tzw. dłużyzny nabierają sensu. W końcu "w życiu piękne są tylko chwile";)
Za to spojrzenie na film jako manifest przeciw eutanazji byłoby zbyt dużym spłyceniem tego dzieła, więc dla mnie tak interpretacja odpada...


Swoją drogą to chętnie bym przeczytał interpretację "Last Days" twojego pióra drogi kolego DeathGhost.Bo choć film wspaniały to, podobnie jak "Gerry" niezwykle trudny w odbiorze.
Więc...przymyśl to, prosze;)

Pawian

Czy ktoś może mi napisać jak się ten film skończył bo zasnołem w połowie

ocenił(a) film na 9
Pawian

Dzięki za dobre słowo :)
Po 8 miesiącach obejrzałem wreszcie "Last Days" i zamieściłem swój komentarz. Niestety, jak na mój gust, odstaje od Gerrego.

ocenił(a) film na 8
Querelle

Jeśli film wzbudza tak różnorodne emocje i opinie, to znaczy, że jest to dzieło nieprzeciętne i że nakręcił je artysta, który lubi zostawiać widzom sporo czasu do namysłu nad tym, co nakręcił. A że jest tak wiele tych interpretacji, jest potwierdzeniem, iż Van Sant osiągnął swój cel zamierzony.

użytkownik usunięty
Thommy

nie lubię improwizacji, amm wrażenie że taka "trudna w odbiorze prowizorka" prowokuje do niepotrzebnych wymysłów. lubie klarownośc.

ocenił(a) film na 8

Prowizorka?? Bardzo ryzykowne i nietrafne moim zdaniem okreslenie tego dziela. Jestem prawie pewien, ze Van Sant swiadomie nakrecil film taki, jaki nakrecil - wieloznaczny, z wieloma podtekstami (z homoseksualnym wlacznie) i niedomowieniami. Przyznaj, ze nie chcialo Ci sie myslec po seansie nad tym filmem;)

ocenił(a) film na 9
Thommy

Zgadzam sie z interpretacja klitajmestra w 100%
wszystko zostalo juz powiedziane, odniose sie tylko do dlugiej sceny, przedstawiajacej probe zejscia gerry'ego ze skaly.

otoz mysle ze ta scene trzeba rowniez rozpatrywac jako metafore. zwrocmy uwaze, ze zadne z ja glownego bohatera nie wie jak, ten, nzawijmy go "gadatliwy" gerry dostal sie na skale. przypomina mi to sytuacje, gdy osoba bedaca pod wplywem emocji a nie zdrowego rozsadku znajduje sie w sytuacji bez wyjscia i nie jest sobie w stanie z nia poradzic. przy czym wyraznie gerry gadatliwy waha sie czy skoczyc, zmienia swoje decyzje i co najwazniejsze oczekuje pomocy od drugiego gerry'ego. ten, jako bardziej spokojny caly czas probuje pomoc, w sposob raczej mechaniczny niz tworczy. zauwazmy jak probuje zebrac piasek i ulozyc prowizoryczna poduszke.
i moim zdaniem najwazniejszy moment, ktory przekonal mnie zupelnie do tego, aby ta scene (jak i caly film) rozpatrywac czysto metaforycznie: po udanym skoku (ktory w normalnych okolicznosciach nie bylby mozliwy - jest zbyt wysoko, a piasek nie daje zadnego oparcia) gerry gadatliwy wstaje i wlasciwie bez slowa idzie dalej. spokojny pyta sie go czy wszystko w porzadku, a gadatliwy po odpowiedzi, ze tak rusza dalej. pokazuje to lekkomyslna czesc osobowosci glownego bohatera i brak nawet proby wyciagniecia wnioskow.

oczywiscie caly film jako ukazanie zycia czlowieka jest wspanialy i wystawilem mu ocene 9/10, mimo ze bezposrednio po obejrzeniu to mialo byc 2. film wymaga przemyslen zeby go zrozumiec, bo oderwany od interpretacji jest przytlaczajaco nudny i monotonny.

pzdr

ocenił(a) film na 9
Querelle

Klasyczna nadinterpretacja - wręcz kuriozalna. Radzę dobrze uważnie oglądnąć sobie "kulminacyjną scenę" filmu. Poza tym goście rozmawiali po prostu o grze komputerowej - nie mówię, że było to bez znaczenia, ale na pewno nie był to "narkotyczny monolog". Gratuluję dobrego samopoczucia!

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones