I niech nikt źle nie zrozumie tego, ale ''kat'' był zupełnie nieudany.
Nie mam na myśli jego wyglądu ,a bardziej zachowywania się.
Nie patrzę teraz na osobę psychicznie chorą ,odrzuconą przez
społeczeństwo, odizolowaną, cierpiącą, na kogoś kto mógł być
autentyczny. Patrzę na nieudolną charakteryzację ,ale
najważniejsze, patrzę na grę aktorską, która ani trochę nie
wyglądała na prawdziwą. Sztuczna do granic możliwości. Dla
mnie cała ta postać była jakimś wyjątkowym koszmarem. A
można było stworzyć prawdziwego zabójcę z krwi kości, który mógł
utkwić na dłużej w pamięci widza. Od razu sobie wyjaśnijmy. To
nie Hannibal Lecter. Tak więc poza ''spitolonym'' scenariuszem,
mamy równie ''spitoloną'' główną postać negatywną. Następne
osoby ,grające mniej lub bardziej ''wyraziste'' role, spełniają swój
aktorski obowiązek w sposób koszmarny. Zero zaangażowania,
prawdy i przede wszystkim siebie. Brody & Seigner pasują swoją
tragiczną grą do siebie jak ulał. Jeszcze sam fakt, że detektyw
rusza na poszukiwanie zaginionej z jej siostrą, która w obecności
Enzo czuje się jak u siebie w domu. Przecież to bezsensowne i
nieprawdziwe.
Idiotyczne i dziecinne dialogi, toporna gra, dłużyzny, mozolna
akcja, piszcząca muzyka, piszcząca dziewczyna, śmieszno -
mroczna i żałosna gadanina naszego porywacza, a także jego
żółty kolor, angielszczyzna która kuleje, rozmowa przez drzwi i kilka
innych mniej lub bardziej dobijających momentów tego filmu,
sprawia ,iż co najwyżej mogę darować mu 3/10 i to nie wiem czy
aby nie za dużo.
Jedyne plusiki mogą być za dosyć realny efekt krwi oraz te
wszystkie dziewczyny które przewinęły się przez łapy szaleńca.
Co jedna to ładniejsza i urodziwsza. Więc cóż się dziwić Giallo?
W pewnym momencie filmu pada zdanie z ust inspektora, gdy
opowiada historię swojego dzieciństwa : ''Po tym wszystkim już
nigdy nie byłem normalny''. Ten thriller też normalny nie jest.
pozdrawiam