Gołym okiem widać, ogromną ilość powycinanych scen. Ten film ma tak wiele wątków i postaci, które usilnie starano się przedstawić, że w konsekwencji nie ma żadnego Głównego bohatera. Co najbardziej różni go od swojej pierwszej części.
Opowieść na siłę o wszystkim w konsekwencji stała się o niczym, ponieważ nie można też powiedzieć, że głównym bohaterem było samo Miasto choć należy podejrzewać, że na etapie scenariusza (na papierze naprawdę DOBREGO!) tak właśnie mogło być.
Papier spotkał się z realizacją, która go nie udźwignęła. Scott ma w swoim portfolio cudowne filmy, które za każdym razem dowodzą, że dłuższa *reżyserska wersja*, okazuje się o wiele sensowniejsza i kompletna. Tutaj możemy mieć spore przekonanie, że (podobnie jak Hobbit: Bitwa Pięciu Armii) ten film zyska sens dopiero po wzbogaceniu o dziesiątki minut wyciętych fragmentów.
Nad błędami logicznymi i historycznymi się nie pastwię - to nie film dokumentalny. W przeciwieństwie do Pierwszej Części, również nie Oscarowy. A szkoda.
Wiwatów czy wzruszeń na kinowej sali nie było.