Film jest niestety nijaki, niewiarygodny i co najgorsze totalnie nieangażujący.
1. Zacznijmy od tego, że scenariusz jest zwyczajnie słaby, wtórny. Bez zbędnych spojlerów aczkolwiek wszelakie plot twisty są cienkie jak siki węża.
2. Któryś bohater żyje? Ok. Ginie? Ok. Zero identyfikacji z kimkolwiek. Fatalnie poprowadzone postacie są tak papierowe, że aż boli. Washington i Quinn grają najlepiej a i tak są to średnie kreacje a to już o czymś świadczy.
3. Motywy do zemsty/miłości? Są albo ich nie ma. A jeśli są, to zaraz mogą zniknąć (nie wiadomo czemu).
4. Wszystko jest na siłę. Los bohatera jest jaki jest. Dlaczego nikt z tym nic nie zrobił wcześniej? Przecież to najważniejsza postać. Nie wiadomo i nieważne.
5. Dramatyczne dialogi. Po prostu.
Podsumowując wizualnie z pewnością jest to kawał widowiska, ale transformersy czy szybcy wściekli to też kinowe doświadczenie. Film całościowo jest po prostu słaby. W scenach dialogów, gdyby zamknąć oczy można ten film pomylić z produkcjami typu „M jak miłość”. Zwyczajnie zmęczyłem się tą historią i czekałem (razem z licznymi bohaterami trzecioplanowymi) aż to się w końcu skończy i będę mógł pójść do domu. O licznych nonsensach nie będę nawet się rozwodził