6,1 59 tys. ocen
6,1 10 1 58930
5,0 59 krytyków
Gladiator II
powrót do forum filmu Gladiator II

Opinia

ocenił(a) film na 6

24 lata temu Ridley Scott zabrał nas na niezwykłą wycieczkę do starożytnego Rzymu dając nam niezwykły film o człowieku honorowym, lojalnym, mądrym, będącym gorącym patriotą, którego życie brutalna rzeczywistość sprowadza do jednego celu- zemsty. Gladiator z 2000 roku był filmem pozornie prostym (pozornie, bo wgłębiając się w niego odnajdziemy wiele wątków takich jak patologia władzy, czym jest wolność?, za co warto walczyć?), pięknym i epickim. Dla wielu jest to film kultowy.
Mija prawie ćwierć wieku i ten sam reżyser daje nam kontynuację historii Maximusa, i ja, tak jak wiele innych osób, pytam się po co?

Gladiator z 200r. to historia zamknięta. Jasne, pozostawia parę wątków i pole do opowiedzenia dalszej historii, ale czy naprawdę jest to konieczne?

Niemniej w sequelu do wyżej wspomnianego filmu dostajemy historię Luciusa- syna Lucilli i jak to już pokazywały materiały promocyjne Maximusa. Lucius/ Hanna traci żonę podczas bitwy z Rzymianami i pragnie zemsty- czyli mamy lekko zmienioną fabułę z pierwszej części. I właściwie jakby nie patrzeć na Gladiatora II, to jest to swego rodzaju remake I.

Dowód? Proszę bardzo- bitwa na początku, strata, niewola, mentor, zły władca (no w dwójce są to władcy), walka o przyszłość Rzymu, walki w koloseum….
Nawet postaci są żywcem wyjęte z jedynki i nie chodzi mi tu o Lucillę czy senatora Grakchusa, którzy wracają do swych ról. Mam na myśli właściciela niewolników (w I Proximo, w II Makrynus), mamy dobrego protagonistę kierującego się zemstą, o władcy/władcach już wspomniałem, nawet dziwny gość prowadzący show walki gladiatorów (swego rodzaju konferancjer) jest tu skopiowany z I części.

Można by więc pomyśleć, że skoro mamy tyle skopiowanych elementów z świetnej jedynki, to może jest to bardzo dobry film? Mało oryginalny, ale nadal bardzo dobry… no właśnie i tak i nie.

Zacznijmy od tego co w tym filmie działa. Otóż przed wszystkim dwie postacie- grane przez dwóch świetnych aktorów.

Pierwszą z tych postaci jest Makrynus, grany przez Denzela Washingtona. Powiedzieć, że niespełna 70 latek błyszczy w tym filmie, to jak nie powiedzieć nic. Denzel kradnie show, gdyż po pierwsze jest wybitnym aktorem, a po drugie jego postać i cały wątek z nią związany jest niemalże wyśmienity (o tym dlaczego niemalże zaraz).

Druga postać to Marcus Acacius, świetnie grany przez Pedro Pascala. Jego postać i historia jest czymś czego w jedynce nie było i może to pozwala temu bardzo dobremu aktorowi błyszczeć na tle pozostałych postaci. Szkoda tylko że Accaciusa w filmie Scotta jest tak mało, a jego wątek, o ile bardzo ciekawy, jest zmarnowany.

Te dwie postacie (tych dwóch aktorów) sprawia, że film wciąga, absorbuje widza i ekscytuje do bólu. Mamy do czynienia przy postaci Accaciusa z wizją Maximusa, który nigdy rodziny nie stracił, z wizją wojownika honorowego, patrioty oddanego Rzymowi, ale z drugiej strony lojalnego władcom. I ten konflikt między dobrem Rzymu, a lojalnościową w stosunku do zwierzchników jest naprawdę ciekawy i dobrze pokazany.

Z kolei Makrynus- to postać makiaweliczna, niegodziwa, ale szalenie ciekawa, której działania wywołują ciarki. Jest to świetny schwarz charakter, który ma własną wizję Rzymu, daleko odbiegająca od wizji Marka Aureliusza z I części.


Co zatem sprawia, że kolokwialnie mówiąc film nie dowozi….

Po pierwsze powtarzanie schematów z pierwszej części. O tym już wspomniałem, postaci, sceny, ale mamy w sequelu także wiele wspomnień Maximusa, które byłyby totalnie bezsensu, gdyby na chwilę zapomnieć o pierwszej części. Moim zdaniem sequel ma się bronić sam, a nie tylko w nawiązaniu do poprzednika, a ten film pod tym kątem kuleje.

Po drugie i to chyba największy minus tego filmu- Paul Mescal. No delikatnie mówiąc nie przekonuje. Po pierwsze jego postać jest napisana bardzo źle, a po drugie sam aktor też wygląda w roli Lucjusza/ Maximusa 2.0 nie najlepiej.
Maximus-Russell Crowe- był od pierwszej sceny magnetyczny, on w piętnaście minut pierwszej części kupił mnie jako widza bardziej niż Paul Mescal przez 2,5h. Jest to spowodowane tym, że zemsta Maximusa miała sens. Jego rodzinę zamordowano w okrutny, haniebny sposób. Lucjuszowi żona ginie w walce jako żołnierz. Nie ma tu nic haniebnego, co pchałoby głównego bohatera do takiego wytrwałego dążenia do zemsty.

Paul Mescal, który bardzo dobrze gra introwertycznego ojca w „Aftersun”, nie pasuje do roli charyzmatycznego wodza jakim ma być Lucjusz w Gladiatorze II. Widać, że aktor się stara, ale po prostu mu nie wychodzi.

Jako widowisko/ film akcji film jest poprawny. Sceny walk są okej, CGI za to kuleje.

Co do Riddley’a Scotta to dał nam film bez ordynarnych i tępych błędów historycznych, jak w „Napoleonie”, ale wszystko to jest bez rewelacji. 2024 będzie kolejnym rokiem bez wielkiego sukcesu filmowego, jakie przecież reżyser ma już na swoim koncie, ale są to sukcesy sprzed wielu lat.

Natomiast ten film mógłby być wg mnie choć trochę wybitny gdyby reżyser odważył się na zmianę jednej sceny. Chodzi o zakończenie i tu uwaga na spojlery gdyż do tej pory się ich wystrzegałem...
Moim zdaniem nie wygrywa ta postać, która powinna. Makrynius Denzela Washingtona jest tak niezwykłą postacią motywowaną wizją Rzymu/ świata, w którym wygrywa ten sprytniejszy, silniejszy, Rzymu jaki znamy z historii, Rzymu jak z „Gry o tron”, gdzie żaden władca nie może być pewny jutra, a każdy nawet niewolnik, może ostatecznie stać się cesarzem, że to ta postać powinna zatryumfować. Niestety Ridley Scott i David Scarpa- osoba odpowiedzialna za scenariusz, nie mieli na tyle odwagi by zdecydować się na zakończenie, które mi bardzo pasowało. Proszę sobie wyobrazić jak wyglądałoby zakończenie historii, gdzie dwaj główni bohaterowie- Maximus i Lucjusz- walczą o wizję Rzymu sprawiedliwego, demokratycznego, Rzymu dla każdego, a na koniec przychodzi sprytniejszy tyran i pokazuje, że takiego świata nie ma i że świat władzy jest światem jak z przyrody- silniejszy zabija słabszego, a historię piszą zwycięzcy i o przegranych nikt pamiętać nie będzie, a legenda Maximusa umrze wraz z przeminięciem pokoleń. To by było coś.

Zamiast tego dostajemy typowy holywoodzki happy end i przywrócenie ładu i porządku przez Lucjusza, który jednoczy Rzym, odrzucając po drodze swoją zemstę i pamięć o żonie, co pokazuje, jak niemrawo napisana jest ta postać.

Film jest poprawny, z kilkoma ciekawymi wątkami. Fajny do zobaczenie raz, ale równie dobrze mogłoby go nie być.
6,5/10