Jedyny plus jaki dostrzegam w tym filmie to Pascal i Washington. Ich postacie miały jakikolwiek charakter, można się było nimi jakkolwiek zainteresować.
A reszta filmu? Jeden wielki chaos.
Historia toczy się bardzo szybko, trochę bez ładu i składu.
Pierwszy raz złapałem się za twarz jak zobaczyłem zmutowane pawiany. Drugi raz jak zobaczyłem jeźdźca na nosorożcu. A trzeci jak zobaczyłem rekiny w koloseum. Głupota głupotą pogania.
Poza tym strasznie irytuje wątek Lucjusza, a raczej jego pochodzenia. Serio? Skąd twórcy wytrzasnęli to, że Lucjusz był synem Maximusa? Maximusa który kochał swoją żonę i syna nad życie i był wzorem honorowego, oddanego dowódcy rzymskich wojsk? Wiem, że było coś między nimi jeszcze przed wydarzeniami z 1 części, ale kłóci się to z historią Maximusa niemiłosiernie. Dodatkowo na okrasę dostajemy zero jakichkolwiek wyjaśnień o historii Lucjusza zwieńczonych jego magicznym powrotem do Rzymu. Widocznie rzymscy bogowie tak chcieli i to ma nam wystarczyć.
A najciekawsze z tego wszystkiego były moje dziwne flashbacki z Gwiezdnych Wojen (zwłaszcza nowych). Walka imperium i republiki - to rozumiem. Ale miejscami miałem dziwaczne wrażenie, że pretorianie zachowują się jak szturmowcy (a nawet mroczni szturmowcy z Mandaloriana). Zwłaszcza w scenie walki z Akacjuszem oraz na początku sceny gdy mieli zabić Lucillę na arenie. Ale może to tylko drewniana gra statystów a ja jestem zbyt wstrząśnięty oglądaniem tego "dzieła" i zaczynam majaczyć.
Film miał jakiś potencjał, ale oglądając go miałem raczej wrażenie że to film puszczany na TV Puls, a nie kontynuacja wielkiego Gladiatora z 2000 roku.