Ten film to jest obraza dla inteligencji widza. Ja nie jestem wymagający, naprawdę, dobrze się bawię na filmach Marvela, Prometeuszu i mnóstwie dziwnej papki w streamingach, nie oglądam filmów z notatnikiem na kolanach i Kałużyńskim na półce regału, ale to... coś... po prostu zmasakrowało mi oczy i mózg.
Koszmarne, infantylne, ogłupiające i wtórne popłuczyny po pierwszym Gladiatorze z 2000, które kolaudację przeszły chyba w ośrodku dla upośledzonych umysłowo i następnie w squacie zamieszkałym przez zwolenników wokeizmu (pierwsza scena ze sznurowaniem zbroi, OMFG!), czego symbolem jest (kto widział ten wie...) napis WHAT WE DO IN LIFE ECHOES IN ETERNITY w grobowcu Maximusa. Nie da się opisać idiotyzmów zawartych w tym filmie, bo człowiek musiałby spędzić dwie doby na notatkach w brudnopisie. Trzeci raz w życiu praktycznie wyłączyłem film w trakcie oglądania. 1# "G.I. Jane", potem 2# "Lucy", teraz to "gie", które dokończyłem, bo kochany Denzel z Waszyngtonu grał cynicznego skurczybyka. A jedyny moment trzymający poziom to Acacius i Lucjusz/Hanno na arenie.
Bogu dziękuję, że dając życie rodzicom twórców protokołu torrent uratował moje 20 zł za bilet, bo chyba bym tego nie zdzierżył.
Takie filmy utwierdzają mnie w przekonaniu, że powinna istnieć opcja zwrotu pieniędzy wydanych na oszukańcze "dzieła sztuki" filmowej. Bo takie "kino" to jest oszustwo.