Nie będę po raz drugi pisać tego samego, więc wysyłam tylko linka do mojego tekstu:
http://filozofiapopkultury.salon24.pl/405320,gniew-tytanow-chrzescijanska-tresc- w-
mitologicznej-formie
ludzie patrza i widzą i to o wiele więcej
film jest proreligijny i tu nie mam żadnych watpliwości, "proreligijny" w znaczeniu zachęcenia do wiary.
Ale już sama fabuła nie odwzorowuje bezpośrednio legendy chrześcijanskiej. W filmie to "ojciec" poświęca się dla syna i ludzkości, syn nie przeżywa rozterek, nie krzyczy "czemus mnie opuścił", nie umiera i nie chce umrzeć za innych. Nikogo nie zbawia.
Raczej "Syn" jest wyobrażeniem zwyklego człowieka jak powinien zachować się "prawdziwy" syn boga i wizja ta nie ma nic wspólnego z postawą powiedzmy "hipissowsko-pacyfistyczną". Zwykły człowiek dokonując targu czy wymiany z bogiem oczekuje w zamian za ofiarę co najmniej ochrony jesli nie zysku. Pomijam specjalnie inny filmowy fakt: mordowania ojca przez syna...
Po pierwsze nikt tu nie twierdzi, że film bezpośrednio cokolwiek odwzorowuje, po drugie miałabym wątpliwości co do jego "proreligijności" ale o tym już napisałam, więc nie będę się powtarzać i po trzecie w końcu - nie miałam nigdy zamiaru przekonywać o jedynej słusznej interpretacji danego filmu (a wręcz przeciwnie - uważam, że każdy człowiek widzi filmy z własnej perspektywy) chodzi tylko o to, żeby nie mylić formy z treścią bądź tej treści w ogóle nie zauważać
po pierwsze nie twierdzę, że ktoś do czegoś kogoś przekonuje (!), film /jak dla mnie/ ma cechy proreligijne w stylu: obraz świata bez "boga"; ludzie nie sto raczej jakby próba wskazania na ą religijni, żyją w doborobycie i szczęściu a tymczasem gdzieś pojawiają się demony, które cały ten raj zaraz zniszczą... To raczej namowa do szukania wartości gdzieś głębiej /religia/ patrzenia w przyszłość /zbawienie/ - taka newagowska równowaga