Twórcy zachęceni sukcesem genialnego "Godzilli, Króla Potworów" stworzyli w 9 miesięcy dość porządny sequel. Co prawda do oryginału mu daleko, ale to jeden z najlepszych filmów o Godzilli. Plusami tej produkcji są potwory i ich walka w Osace, mroczna atmosfera, muzyka (a właściwie jej prawie całkowity brak), czarno-biały (byle tylko "Godzilla, Król Potworów" i ten film nie zostały okaleczone kretyńskim pokolorowaniem!), antywojenne przesłanie, które jest wciąż aktualne (zwłaszcza jeśli chodzi o tą niepotrzebną wojnę w Iraku wywołane przez tego potwora Busha i popieranej przez naszych polskich kretynów wracajacych do domu w trumnach) oraz polski akcent tego filmu. Minusami są nieco sztywne aktorstwo, mało scen z Anguirusem oraz pogorszenie się efektów specjalnych (które nadal są dobre, ale potwory mogą wywołać śmiech). Mimo "Gojira no Gyakushu" to obowiązkowa pozycja dla fanów Godzilli.
Aha! Oglądać ten film tylko w wersji japońskiej, bo ci niedorozwinięci Jankesi zamerykanizowali ten film i zrobili z inteligentnego, smutnego filmu żałosną szmirę o potworach przegrywającymi z ludźmi z fatalną muzą zamiast tej pana Sato i happy endem (u Japońców jeden z głównych bohaterów zginął, a tu mamy cieszących się gości gapiących się zachodem słońca).
8/10 - wersja japońska
0/10 - wersja zamerykanizowana
No i widzę że ktoś zna się na rzeczy! W końcu. Co do braku muzyki się nie zgodzę. Jest ona subtelnie wpleciona w film. W sumie lecą dwa tematy muzyczne mające budować nastrój grozy. Sato spisał się świetnie. Co do wersji amerykańskiej powiem tyle: GŁUPOTA! Widać że amerykanie mają manię kończenia filmów "happy endem". To tak jakby śmierć Kobayashiego nikogo nie obchodziła.
Ogółem dla mnie film 10/10.