Kto powiedział, że amerykańskie kino nie może być ambitne? Pomimo, że wszelakie intrygi polityczne przyprawiają mnie o mdłości (no, może za wyjątkiem tych z udziałem Renaty Beger) film Clooneya obejrzałem w napięciu..
Swingowo-bluesowy rytm, papierosowy dym, drogie garnitury i antykomunistyczna propaganda. Rzecz o wolności słowa w mediach. Good night, and good luck.
W latach 50, dziennikarz Edward R. Murrow (genialna kreacja Davida Stathairn'a), na łamach legendarnego dziennika CBS wypowiada wojnę senatorowi Josephowi McCarthy'emu (Palmer Williams).
Film otwiera i zamyka sekwencja przyjęcia wprowadzającego w klimat tamtych lat. Gorąca czerwień szminki emanująca z ekranu, pomimo czarno-białych zdjęć(nawiązanie do dawnej kinematografii politycznej), brzdęk kieliszków, szmer rozmów, delikatna mgiełka papierosowego dymu.. Gdzieś pośród tłumu widzimy roześmianą twarz pięknej Shirley Wershby (Patricia Clarkson).
Dub-du-dab..
Przemówienie Murrowa rysuje problematykę filmu.. I tak, widz, zaciekawiony tematem tak odległym, a zarazem tak ważnym i czasowym rzuca się w wir wydarzeń mających miejsce w siedzibie CBS'u w Nowym Jorku. Problematyka staje się bliska, budzi setki przemyśleń..
Minimalizm i klimatyczność zdjęć Roberta Elswita('Syriana', 'Magnolia','Niebezpieczna Kobieta') nadaje filmowi nutkę uroku i tajemniczości. Za serce chwyta też chilloutowy wręcz klimat delikatnego głosu Dianne Reeves, dobiegający gdzieś spośród rzędów mikrofonów, szyb i kabli..
Polecam widzom ambitnym, rządnym klimatu tamtych lat i afer politycznych, zarówno jak i fanom szeroko pojętej kinematografii.
krótka notka z mojego bloga.
edinburgher.slowa.pl