PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10915}

Good Night and Good Luck

Good Night, and Good Luck.
7,1 19 356
ocen
7,1 10 1 19356
7,6 15
ocen krytyków
Good Night and Good Luck
powrót do forum filmu Good Night and Good Luck

Rok 2001. Z mapy Nowego Jorku znikają Twin Towers. Zaledwie kilka dni później prezydent, który przegrał wybory ogłasza wielką wojnę z terroryzmem. Pierwszym jej aktem jest inwazja na Afganistan jeszcze w październiku 2001 roku. Rezultatem jest obóz w Guantanamo.
Rok 2002. Rozpoczyna się propaganda antyiracka. Irak staje się siedliskiem wszelkiego zła. Źródłem broni masowego rażenia, która w ciągu 45 minut może dotrzeć do Wysp Brytyjskich prowadząc do milionowych ofiar, Hussain ma mieć bezpośrednie powiązania z Ben Ladenem i poszukiwać źródeł uranu dla broni nuklearnej. Wszędzie widać wielką kampanię medialną, która doprowadzi do ataku na Irak w marcu 2003 roku. Potulne media powtarzają to, co im gabinet Busha mówi, gdyż (wzmacniane przez bushowską propagandę) istnieje powszechne przekonanie, że kwestionowanie gabinetu Busha oznacza popieranie terroryzmu. Kto nie jest z nami, ten jest przeciwko nam. Dopiero z czasem okazuje się, że wszystkie powodu ataku na Irak były tylko pretekstami.

A teraz cofnijmy się w czasie.
Rok 1945. Kończy się II Wojna Światowa, a zaczyna się Zimna Wojna.
Rok 1950. Dotychczas mało znany senator z Wisconsin wygłasza przemówienie, które stanie się początkiem mccarthyzmu. Początki były skromne, ale wybuchła afera z Rosenbergiem i Projektem Manhattan i machina inwigilacji zaczęła się toczyć. I znów krytykować McCarthy'ego nie można było. Krytyka oznaczała popieranie komunizmu. Kto nie był z nim, ten był przeciwko Ameryce.

"Good Night, and Good Luck" przypomina wydarzenia z początku 1954 roku, które stały się początkiem końca McCarthy'ego. W programie 'See It Now' przeciwko bezprawnemu postępowaniu państwa wobec własnych obywateli Edward R. Murrow wystąpił wprost z atakiem na wszechpotężnego McCarthy'ego. Mimo że grozić mu mogło zwolnienie i napiętnowanie jako komunista, ujawnił demagogię senatora nie poparte żadnymi dowodami oskarżenia, które stały się powodem upadku wielu ludzi i zdemaskował inercję mediów i opinii publicznej w obliczu jawnego i powszechnego łamania praw obywatelskich i wolności. Tym przypomnieniem reżyser i odtwórca jednej z głównych ról George Clooney komentuje wydarzenia, jakie mają miejsce aktualnie na świecie.
W sposób prosty i konkretny pokazany jest tutaj proces bezrefleksyjnej zgody opinii publicznej na głośne poczynania władz. Kiedy ludzie się boją, oczekują o rządzących stanowczych działań. Nie zastanawiają się jednak, czy przypadkiem działania te nie wyrządzają im więcej krzywd niż pożytku. Przesłanie filmu jest proste: nie ma usprawiedliwienia dla łamania i ograniczania swobód obywatelskich. Podejrzenie o terroryzm nie jest żadnym powodem do przetrzymywania latami ludzi w więzieniach, w tragicznych warunkach bez postępowania sądowego.
Film też jest swoistym prztyczkiem w nos dla amerykańskich mediów, które są wyraźnie spolegliwe wobec prezydenta Busha i nie bardzo chcą (czy też raczej chciały, bo teraz są już nieco bardziej odważne) krytykować działania amerykańskiej administracji podejmowane w ramach wojny z terroryzmem. Przypominając postać Murrowa i jego współpracowników, Clooney pokazuje, jakiego dziennikarstwa w dzisiejszych czasach brakuje. Jakich dziennikarzy potrzeba Ameryce i światu. Tylko naświetlanie prawdy, tylko wymaganie, by władze chroniły wolność, a nie ją ograniczały, jest, zdaniem twórców tego filmu, gwarantem sukcesu w promowaniu wolności i demokracji na świecie.

"Good Night, and Good Luck" to bardzo inteligentny, wręcz sprytny film. Czarno-biały obraz jeszcze bardziej przybliża nas do czasów, gdzie wszystko jest czarno-białe (a w zasadzie czerwone). Brakuje w tym filmie akcji, wszystkie najważniejsze wydarzenie zostają zupełnie jedynie wspomniane, nie zobaczymy ich na ekranie. W tym filmie bowiem liczy się słowo, które okazuje się silniejsze od broni masowego rażenia. Znakomite, choć przecież tendencyjne, monologi są niczym ostrza wymierzone w molocha demagogii, ówczesnej jak i nam współczesnej. Surowy, niemal ascetyczny, wymaga od widza skupienia na racjach i tym samym pobudza do myślenia i stawiania pytań. Bardzo dyscyplinowana reżyseria tworzy obraz jednej tylko ze stron. Widzimy walkę dziennikarzy z własnymi lękami i ograniczeniami. Rezultaty są gdzieś w tle, bo też one, choć monumentalne dla całego kraju, są niczym wobec osobistego zwycięstwa człowieka, który pozostaje wierny swojemu sumieniu i rzeczywiście walczy o wolność.

Film jest popisem aktorskim Davida Strathairna. W gruncie rzeczy całość opiera się na jego mimice i grze głosem. Gdyby zawiódł, film nie miałby racji bycia. Jednak Strathairn nie zawodzi. Przy takiej bliskości kamery, która często koncentruje się tylko na jego twarzy, potrafił wykorzystać w stu procentach swoje możliwości i jednym drgnieniem powieki przekazać więcej, niż byłoby to w stanie zrobić tysiąc słów. I choć nie jest to rola genialna, tak jak jego konkurenta do Oscara Hoffmana, to nie ulega wątpliwości, że bez niego "Good Night, and Good Luck" nie miałoby racji bytu.
Wielkie brawa należą się także za montaż i zdjęcia. Wspaniale wykorzystują możliwości aktorskie całej obsady, a jednocześnie tworzą dodatkowe warstwy dla interpretacji. Media są tutaj wszechobecne, często postaci widzimy nie wprost, a w odbiciu, w negatywie szklanego ekranu. Tworzy to niesamowity efekt, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę ogólną surowość narracji.

Nie jest to film na miarę "Capote", ale niewątpliwie jest to bardzo ważny obraz świadczący o tym, co dzieje się na świecie. Na swój sposób tendencyjny, a jednak poprzez wybór prostoty i surowości, a nie głośnego i wielobarwnego kolażu Moora, Clooney daje na intrygujące spojrzenie na nieuchronną powtarzalność historii.

Warte obejrzenia.

ocenił(a) film na 9
torne

Brawo, naprawdę świetny komentarz. Pozdrawiam

ocenił(a) film na 1
Sqrchybyk

No coz, masz racje z ta powtarzalnoscia historii. Natomiast co do Murrowa, prawda jest zupelnie inna. Murrow zaslynal w historii dziennikarstwa tym, ze wraz z ekipa po raz pierwszy wycieto fragmenty wywiadow, wypaczono znaczenie zdan, powybierano odp. gesty McCarthy'ego i zlozono go w jeden wielki paszkwil, niszczac tym samym senatora. To dzieki Murrowowi media sa dzisiaj takie jakie sa, a robiac film oparty na klamstwie dziennikarskim Clooney sam to potwierdzil. Natomiast jezeli chodzi o rzekomy fanatyzm McCarthy'ego, to po czasie okazalo sie, ze pani Moss zostala oficjalnie zdemaskowana jako sowiecki szpieg w 1958 roku, podobnie jak Laurence Duggan (wielki kumpel Murrowa z departamentu stanu, ujawniony dzieki rozszyfrowaniu telegramow Venony). Sam mr Welch potwierdzil przed dziennikarzami NYT, ze wszelkimi sposobami probowano oczernic McCarthy'ego.

Film dobrze zrobiony, jednak dla mnie to zwykla propaganda lewicowego Hollywood, niestety:( Odsylam do obszerniejszego komentarzu na ten temat, jest pod recenzja Good Night, and Good Luck.

ocenił(a) film na 8
godbeast

Kilka uwag.
Ten film nie jest obiektywny, to oczywiste. Dla mojej oceny tego filmu nie ma to jednak większego znaczenia. Czyż w gruncie rzeczy każdy dobry film nie powinien być subiektywny, nie powinien manipulować rzeczywistością, emocjami, by wywołać w widzu konkretne przeżycia, myśli. Tak jest i z "Good Night..." Rzeczywiste zdarzenia nia mają większego znaczenia, są one jedynie materiałem, na którym buduje Clooney pewną konstrukcję, a jest nią komentarz do aktualnych wydarzeń. Clooney bardzo wyraźnie unika w swoim filmie kwestii kto był a kto nie był szpiegiem komunistycznym, ponieważ nie ona jest istotna. O wiele większą wagę ma dla niego Patriot Act i Guantanamo Bay. Film pokazuje, że ograniczanie wolności nie jest żadną drogą do zwycięstwa. Prowadzi tylko do jeszcze bardziej nieczystej walki wszystkich stron, a historia i tak pójdzie własnym torem.
Czy jest to lewicowa agitka? Być może. Jeśli jednak jest to propaganda, to filmowi należy się jeszcze wyższa ocena, bo zrobić dobry film propagandowy nie jest wcale tak łatwo.

ocenił(a) film na 10
torne

Torne, gratuluje świetnej recenzji ! Chciałbym tylko dodać wątek strachu. W latach 50' był to strach Amerykanów przed komunistami. Strach wprowadzony przez propagandę McCarthy'ego. Jest to aluzja do sztucznie wprowadzonej paniki przed terroryzmem, którą obserwujemy teraz.

Pozdrawiam,
kortez

Kortez

Jak wskazują doświadczenia, strach przed komunistami (którzy - przypomnijmy - wykradli przy pomocy szpiegów technologię budowy bomby atomowej) był kompletnie nieuzasadniony. Przecież to nie komuniści wymordowali miliony własnych obywateli (na samej Ukrainie zginęło podczas Wielkiego Głodu wywołanego przez politykę Stalina do 8 mln ludzi), to nie komuniści zamykali swoich rodaków w łagrach, nie komuniści katowali ludzi na Łubiance. To wszystko zrobiły krasnoludki, a McCarthy, zamiast wskazywać te wredne kurduple jako źródło wszelkiego zła, wskazywał komunistów. Wstrętny propagandzista.

Kortez

Strach uzasadniony * Bo jak inaczej nazwać zniewalanie i mordowanie w imię czerwonej zarazy.

ocenił(a) film na 1
torne

Oczywiscie masz racje, jednak tylko w kategoriach filmu. Chcialbym jednak zauwazyc, ze film jako film jest dla mas ktore nie rozumieja i to jest jego moc, dlatego przekaz i historia, a w tym przypadku zwykle klamstwo, jest rzecza niezwykle istotna. Mysle, ze Clooney, poprzez wykrystalizowanie osoby Murrowa wyraznie wskazuje kto jest dobry i kto komunista nie byl (a raczej ze nie bylo to istotne). Natomiast Holywood, jako jedyny osrodek amerykanskiej lewicy (demokraci to nie lewica) z wielka zajadloscia atakuje republikanski swiatopoglad, majac niestety w wielu miejscach racje, ale takze wypaczajac niektore wydarzenia. Czy gdyby ktos zrobil film o "dziwkarzu" Pilsudskim czy homoseksualiscie Janie Pawle II i bylby to film dobry w kategoriach filmu manipulujacy uczuciami itd. to mialbys takie same zdanie? Moim zdaniem jest pewna granica, przytoczony przyklad bylby przesada, natomiast "Good Night..." te granice przekracza. Malo skladne, ale dopiero wstalem:)

ocenił(a) film na 8
godbeast

ach, szkoda, że ja o takiej porze nie wstaję ;)
A wracając do filmu. Cóż, dla mnie film to film. Nie oczekuję od niego prawdy, a dobrej historii i/lub ciekawej, intrygującej myśli. Potrafię też oddzielić film od rzeczywistego świata i nie oceniam filmów w kategoriach zgodności z moim światopoglądem. Choćby taki "Triumf woli". Nie ma nic dalszego od moich poglądów niż faszyzm, a jednak ten film uważam, za prawdziwe mistrzostwo kina.
Clooney zrealizował całkiem dobre, sprawnie zrobione kino z interesującym komentarzem do współczesnych wydarzeń. A że przy okazji zmanipulował faktami? OK, nie wybrałem się na ten film oglądać lekcji historii, tę wolę poznać w zaciszu domowym korzystając ze źródeł w formie pisanej :)

godbeast

Hmmm, trochę dziwię się, że bronisz McCarthy'ego i zarzucasz Clooneyowi lewacką propagandę, skoro Twoje poglądy estetyczne (społeczna rola sztuki) to czysty marksizm.



Poza tym yo wszystkim - mój pierwszy wpis.

ocenił(a) film na 1
Villon

a na jakiej podstawie oceniasz moje poglady estetyczne? gdzie ja sie na ten temat wypowiedzialem? to ze mi podloze ideowe tego filmu nie lezy, to znaczy, ze jestem "estetycznie marksistowski"? chlopie, zastanow sie co mowisz!

godbeast

nie lubię filmów propagandowych. Dla zasady, że wiem coś niecoś o historii... film mi się podobał, dobrze zrobiony i wogóle- ale masz całkowitą rację- produkt pop kultury- czyli widz, nie załapie tego i łyknie film jako fakty historyczne (w lepszym przypadku- jako fikcję literacką). Poza tym to zataczane "koło historii" ma jeszcze jedną wspólną cechę... i wtedy i teraz zagrożenie jest realne. Jeśli ktoś woli atakować stanowisko McCarthy'ego (bądź Busha- za którym osobiście nie przepadam, ale to inna historia...), niech najpierw zobaczy ile jest już ofiar tego "straszaka politycznego" zwanego terroryzmem (tyle zrozumiałem z wypowiedzi Kortez'a - jeśli źle zrozumiałem, to przepraszam, popraw mnie).

godbeast

1. Na podstawie Twoich wypowiedzi.

2. Tutaj: "film jako film jest dla mas ktore nie rozumieja i to jest jego moc, dlatego przekaz i historia [...] jest rzecza niezwykle istotna" - to jest teza dialektycznej teorii sztuki reprezentowanej przez Marksa.
Widocznie o tym nie wiedziałeś, no to teraz już wiesz.
I nie masz się co bulwersować, bo ja w tym przypadku akurat nie chciałem deprecjonować Twojego stanowiska, tylko zauważyć w nim pewną rozbieżność na linii etyka - estetyka.

3. Nie dlatego, patrz wyżej.

Villon

hmm... widzę, że znasz Marksa... ja nie ;). Ale chciałbym Ci powiedzieć, że ten styl rozumowania nie jest przypisany jedynie Marksowi- spójż na retoryków średniowiecznych(autorów nie podam, bo łaskawie się niepodpisali)- zamień słowo film słowem teologia... i nie wmawiaj mi, że zakonnicy byli marksitami- bo tego nie zniesę. :) idę się doedukować z Marksa- bo póki co, to można mnie łatwo zagiąć ;)
Pozdrawiam

jc_

No tak, ale jednak estetyka i teologia to dwie różne bajki...

Villon

widzę, że z kolej Ty masz braki w dziale zwanym logiką i w retoryce... gdyby było inaczej- nie pojmował byś średniowiecznego wyrażenia "teologia" w dzisiejszy sposób. No nic... pozdrowienia od niepocieszonego fana Burtona...

jc_

Całkiem niepotrzebnie się teraz zbłaźniłeś.
No ale to chyba prawda, że głupota nie lubi się ukrywać.

ps. Paliłeś coś?

Villon

hmm... że co niby paliłem? stwierdziłem tylko, że potraktowałeś teologię (po Twoich słowach) jako teologię naszych czasów(ja pisałem o średniowieczu)... a Ci którzy mają zajęcia z historii literatury i logikę widzą, że w średniowieczu te pojęcia były przedstawiane inaczej. Czy fakt, że chodzę na wykłady i biorę czynny udział w ćwiczeniach jest dla Ciebie głupotą? nie rozumiem (teraz naprawdę podzułem się głupio)... w każdym razie miałem dobre chęci... i podtrzymuję słowo- myliłeś się... ale i tak pozdrawiam, bo przynajmniej (w przeciwieństwie do więkrzości forumowiczów) dajesz jakieś pole do dyskusji :)

ocenił(a) film na 1
jc_

no obserwujac wasza rozmowe widze, ze na sile probujesz tutaj cos udowodnic. Masz chyba jakies kompleksy chlopie

godbeast

hmmm :) nie twierdzę, że nie mam. Ale chodzi o to, że ktoś nie zrozumiał mojego komenta i pojechał mi od głupków- bywa. A jeśli siłą nazywasz studia- to zamierzam być potężny (do najbliższej sesji ;) )...
Swoją drogą co próbuję udowodnić? Że Murrow popierał komunistów? Przeciż popieał- ja tylko się nie zgadzam z pozytywnym wydziwiękiem filmu... który nawiasem mówiąc jest dobrym filmem. Więc czego konkretnie chcesz?
pozdrawiam

ocenił(a) film na 1
jc_

hehe no wlasnie chce ci powiedziec ze na sile kombinujesz jakby tu z siebie mega inteligenta zrobic, przynajmniej tak to wyglada. spoko ziomek nie chce tutaj uskuteczniac jakiejs napinki, mnie tam sie ten film nie podobal. ja musze byc potezny juz w poniedzialek bo sie zbiegly kolosy

godbeast

hehe... a ja zawsze się uważałem za ułomka intelektualnego... sorki jeśli to wyglądało, że zgrywam mózga... raczej przez przypadek :). Powodzenia na kolosach- ja mam swój w piątek i raczej będzie to trudniejsze niż bronienie Mc Carthy'iego... :)

ocenił(a) film na 7
godbeast

Pozwolę nie zgodzic się z Twoim zdaniem godbeast. Otóż nie wydaje mi się, zeby ten film był nadmiernie przechylony w stronę lewicową. Jest to film o podejścoiu subiektywnym, ale czy istnieją filmy obiketywne? Przecież nie. Wszystkie są mniej lub bardziej subieketywne. Jak się tak lpeij przypatrzy okaze się, ze sama historia tak w ogóle jest kreacją w pewnej mierze subiektywną. Kwestia raczej w tym czy ten film jest uczciwy? Według mnie tak. Clooney nie nadużywa historii, a to że w społeczenstwie mamy fanatyków antykomunistów, którzy każdy apel ostrzegający przed ograniczaniem praw obywatelskich uważają za przejaw lewackosci, komunizmu etc to inna sprawa. Ci ludzie mają za ciasny światopogląd i klapki na oczach, to nic dziwnego, że kazda wypowiedź, która nie zgadza się z ich ideami jest krytykowana.

użytkownik usunięty
torne

Mam do powiedzenia niewiele na temat tego arcydzieła bez mocnych stron ale wyraże swoją opinie:

Film ten jest tak odkrywczy jak stwierdzenie, że po wiośnie zawsze jest lato. Tak poczułem ostro atmosfere lat 60-tych, że się obsram za moment. Gdyby nie moja dziewczyna siedzaca obok to chyba bym zasnął. I niech mi żaden pseudointeligent nie mówi, ze pewnie nie zrozumiałem tego filmu. Pomijając już wszystkie te kwestie, to film ten mógłby nie istnieć, przynajmniej jak dla mnie, skoro w 3 ostatnich zdaniach głównego bohatera na końcu zostaje zawarte wszystko co ten film ma nam do powiedzenia. Jezeli dobra charakteryzacja, scenografia i nakręcenie go na czarnobiałej taśmie mają mnie przenieść w zajebiste lata 60, a cały tem wspaniały pomysł ma mnie powalić na kolana to chyba jestem krzyżak niemiecki. Wielkich popsiów aktorskich też tu nie widziałem. Główny bohater ma cały czas ten sam mizerny i skrzywiony wyraz twarzy, mówi jakby za chwile miał dostać padaki i pali papierosa za papierosem. Jeszcze żeby robił to jakoś przekonująco, a ja miałem wrazenie jakby chłopak się poprostu męczył grając w tym filmie. Nie pamiętam żeby była jakaś muzyka w tym filmie. W ogóle ciężko jest mi w nim znaleźć coś ciekawego. Miałem nadzieje, że będzie to film chociaż troche cos w stylu filmów Olivera Stone'a, ale nie dorównuje żadnemu z nich. DUPA BLADA. Odradzam. To nie jest ambitne kino. Pseudointelektualne badziewie. gniot.

ocenił(a) film na 9

Lata 50, waćpanie. Nie zauważyłeś?

ocenił(a) film na 7

Gniotem to ty jestes... to film dla intelgentnych ludzi, a Ty do nich nie należysz, bo nawet nie zauwazyles, ze ten film dzieje się w latach 50-tych anie 60-tych. Ech.... Idz oglądac Pokemony albo Chucka Norrisa.

A co do Goodbye.. Nie uwazam, ze jest to arcydzieło. Na pewno nim nie jest. Ma trochę wad, ale to na pewno dobry film.

użytkownik usunięty
fidelio

ok, moja pomyłka mała, lata 50. Wybacz ale ani za pokemonami, nie za Strażnikiem teksasu nie przepadam. Stwierdzam poprostu że film jest słaby i tyle.....

ocenił(a) film na 7

W porzadku zagalopowałem się z tym Norrisem. Każdy ma prawo do własnej opinii. Pozdrawiam.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones