Chapeau bas! Polański zrobił film, kipiący erotyzmem, a jednocześnie nie wulgarny, trzymający w napięciu, świetnie skonstruowany i niesamowicie gęsty emocjonalnie. Historia jest tu może mniej ważna niż warsztat reżyserski. Bo w sumie opowieść jest przecież dość banalna i łatwo można ją było banalnie streścić, łatwo było postawić na sceny erotyczne i tym seksem wszystko przesłonić. A Polański, choć z tego nie zrezygnował i wdzięki oraz niewątpliwy drapieżny i samoświadomy sexappeal Emmanuelle Seigner prezentuje bardzo odważnie, to przecież też umiejętnie wypełnia fabularną materię zawieszoną w powietrzu zagadką, nieudzielonymi odpowiedziami, niezdrową ciekawością przemieszaną z lękiem.
Dawno, a już z pewnością przy żadnym żałosnym współczesnym horrorze, nie czułam takiego napięcia. Polański z wielkim wyczuciem połączył też oba wątki - wydarzenia na statku i retrospekcje Oscara i właściwie nie wiadomo na ciąg dalszy której z tych historii czeka się z większą niecierpliwością. :) Brawa! Może to i nic do głębokiej refleksji, ale na pewno kino z pazurem.