Gra Endera

Ender's Game
2013
6,4 80 tys. ocen
6,4 10 1 80382
5,7 21 krytyków
Gra Endera
powrót do forum filmu Gra Endera

Dlaczego to Ender i reszta dzieci dowodzą ostatecznie całą flotą? Dlaczego Mazer i wojskowi tego nie zrobią? Na początku miało to jako taki sens, skoro ustalono że Mazer poświęcił się w pierwszej wojnie i teraz poszukują kogoś na jego miejsce, czyli Endera. Ale skoro pod koniec okazuje się że Mazer jednak żyje, to po co ta cała maskarada? Skoro razem z pułkownikiem mieli zamiar zakończyć wszystko w jednej bitwie, a Rackham był w stanie pokonać obcych za pierwszym razem, to po co ta zabawa i strata czasu w szkolenie nowego pokolenia i zrzucenie całej odpowiedzialności na grupkę dzieci, które poza Enderem, nie robią przez cały film nic wyjątkowego, podczas gdy oni tylko stoją i patrzą? Może ktoś kto czytał książkę zdradzi, czy było to tam jakoś lepiej rozwinięte?

Nie zrozumiałem też ukazania ludzi jako agresorów. Łapię, że przesłanie miało mówić, żeby nie dopuszczać się do całkowitego wybicia potencjalnie rozumnej rasy, ale to nadal nie zmienia faktu, że to robale pierwsze wleciały na Ziemię i zaczęły zabijać. Ender jest święcie przekonany, że obcy nie mieli wrogich zamiarów, tylko i wyłącznie dlatego, że nic nie zrobili po przybyciu ziemskiej floty. Oczywiście, że nic nie zrobili, mieli pełno w gaciach, bo myśleli że podbiją i wyeksploatują sobie prymitywną planetę, a cały plan wystrzelił im prosto w twarz. Co to zmieniało, że cała sytuacja miała być symulacją, jeżeli tak bardzo nie pasował mu pomysł zniszczenia całej rasy, to dlaczego w ogóle zapisał się do tych zawodów? Co miał zamiar zrobić w faktycznej bitwie? I nie pamiętam, żeby "całkowita eksterminacja" to był jedyny rozkaz, miał wygrać wojnę jedną bitwą, skoro był takim genialnym strategiem, to chyba mógłby przemyśleć jak zrobić to bez spopielania całego globu.

Liczę, że osoby zaznajomione z książką rzucą trochę światła czy podobnie sprawy wyglądają w książce, czy może to film nie poruszył wszystkich kwestii. Wbrew pozorom, nie uważam produkcji za klapę, miał kilka fajnych pomysłów, dobry artystycznie, ze świetnymi efektami i nawet projekty obcych i ich statków, mimo że dość banalne, przypadły mi do gustu. Jednak wymienione już nieścisłości i wszelkie amerykańskie głupoty w scenariuszu skutecznie potrafią odstraszyć, ale nie chcę spisywać książki z obiecującym uniwersum na straty, bo adaptacja mogła coś pochrzanić.

ocenił(a) film na 5
Pumo

Ogólny zamysł stojący u podstaw szkoły bojowej był prosty: umysł dziecka, w przeciwieństwie do umysłu dorosłego, nie jest spaczony żadnymi schematami. Przyswajanie dużej porcji informacji w krótkim czasie przychodzi im właściwie naturalnie i nie krępują ich żadne zbędne rozterki moralne czy religijne. Dużo łatwiej jest im przekuć nieszablonowe pomysły w śmiertelnie skuteczne działanie taktyczne. Przynajmniej w teorii.

Sam Ender był skuteczny w tym, co robił, bo potrafił zrozumieć swojego przeciwnika. Gdy stawał do walki, chciał nie tylko wygrać tę jedną potyczkę, ale też od razu zapobiec wszystkim następnym. Kiedy jednak zrozumiał przeciwnika na tyle dobrze, by go pokonać, w tej samej chwili go pokochał. Całkowita eksterminacja rozumnego gatunku zawsze będzie moralnie dwuznaczna, tym bardziej, gdy gatunek ów nie przejawia już żadnych zachowań agresywnych.

Cytat z książki:

"Czuł to, co czuła królowa, oglądając oczami robotnic śmierć, która nadchodziła zbyt szybko, by jej uniknąć, lecz nie dość szybko, by jej nie oczekiwać. We wspomnieniach nie było jednak lęku ani bólu. Królowa odczuwała smutek i rezygnację. Nie myślała słowami, gdy patrzyła na ludzi, którzy przybyli zabijać, ale w słowach usłyszał ją Ender. Nie wybaczyli nam, myślała. A więc musimy zginąć."

I kolejny:

"Jesteśmy jak ty, pojawiła się w jego mózgu obca myśl. Nie chcieliśmy mordować, a kiedy to zrozumieliśmy, nie przylatywaliśmy więcej. Póki was nie spotkaliśmy, uważaliśmy się za jedyne myślące istoty we Wszechświecie. Jak mogliśmy uwierzyć, że świadomość pojawi się u samotnych zwierząt, które nie potrafią śnić wzajemnie swoich snów? Skąd mieliśmy wiedzieć? Moglibyśmy żyć w pokoju. Uwierz nam, uwierz nam, uwierz nam."

Z kolei sama Trzecia Inwazja wyglądała zdecydowanie inaczej w powieści. To nie była pojedyncza bitwa, a raczej mozolna kampania wojenna, na skutek której Ender był wyczerpany i psychicznie i fizycznie. Znużenie przemieniło się jednak w rozpacz, gdy doszło do finałowego starcia:

"Ender nie dostrzegał żadnej drogi przez ich szyki - otwarta jeszcze przed chwilą przestrzeń zamykała się nagle i pojawiała gdzie indziej, luźne formacje stawały się nieprzeniknione. Planeta tkwiła na samej krawędzi pola i Ender mógł się spodziewać, że za nią, poza zasięgiem obrazu symulatora, kryje sięco najmniej tyle samo okrętów. Jego flota składała sięz dwudziestu okrętów, mających tylko po cztery myśliwce. Znał te czwórkowe kosmoloty; były staromodne i nieruchawe, a ich Mały Doktor miał zasięg o połowę mniejszy niż w nowych jednostkach. Osiemdziesiąt myśliwców przeciw pięciu, może dziesięciu tysiącom statków wroga."

Połącz powyższe z przekonaniem, że to tylko kolejna zaawansowana symulacja, w której już z góry ustalono wynik, bo nie dano mu żadnych szans na zwycięstwo, a spopielenie całego globu przestanie wydawać ci się takie nielogiczne. Polecam jednak zaznajomić się z pierwowzorem książkowym, bo większość wątków w filmie została brutalnie wykastrowana, a sama książka operuje na tylu płaszczyznach, że nie sposób jest to przedstawić w niespełna dwugodzinnym filmie.

Eelsky

Dzięki za wyczerpującą odpowiedź, widać już po pierwszym cytacie, że oryginał jest o wiele głębszy niż adaptacja. Wielka szkoda że film tak wszystko spłycił, mógł położyć podwaliny pod dobrą serię. Może gdyby przedstawili to jako serial, albo dwuczęściowy film, to wyszłoby im to lepiej. W każdym razie, jeszcze raz dzięki. Przy najbliższej okazji zapoznam się z książką.