Wystarczy spojrzeć na trailer. Z tych krótkich urywków widać już słabość gry aktorskiej, przeładowanie efektami specjalnymi, nacisk na informację o kultowości oryginalnej powieści, jakby film sam w sobie nie był wart obejrzenia. Reżyser - przeciętniak ze słabym dorobkiem, aktorzy - dzieci, a dzieci grać nie potrafią, po za nielicznymi wyjątkami, których w obsadzie nie ma. Sytuacji nie uratuje też Ben Kinsley i Viola Davis, bo to nie jest film o nich. Fabuła zostanie zmieniona i wykoślawiona, bo jest niepoprawna pedagogicznie a film powstaje w dużym studio, nie w małym, niezależnym. Podsumowując - czeka nas gniot a nadzieje na dobre science-fiction lepiej w 2012 roku przelać na Prometeusza niż Grę Endera.
Prometeusz mi sie nie podbał.
Ja sie cieszę, że zrobią ekranizacje książki ją lubię, dlatego nie mogę się doczekać. A reszta trudno, mało jest rzeczy idealnych..
Gratuluje pomyślunku jak nie wiesz, ze do takich filmów szykuje sie dubbing + napisy. A ksiązka jest genialna wiec durnej bajki bym sie nie spodziewał. Zwłaszcza biorac pod uwage współpracy z autorem ksiazki i wypowiedzi ekipy. Warto looknac na wnioski po set visit na slashfilm.
"ksiązka jest genialna"
Hmmm... To, co dzieje się we współczesnej SF, jest widać zaraźliwe. Tam mamy bohaterów=dzieci=geniuszy, to i książki o nich muszą "być genialne", he he. Niedługo przeczytam, że skoro ci bohaterowie=dzieci=geniusze są zbawicielami, to i literatura SF, w której występują, zapewne "zbawi" świat. ;-)
1985 - Nagroda Nebua
1986 - Nagroda Hugo
2 najbardziej prestiżowe nagrody jeśli chodzi o literature SF
1986 - Nominacja do nagrody Locus
59 Miejsce w plebiscycie na 100 najlepszych współczesnych powieści.
Nebula, nie Nebua.
Tak Cię czytam - i odnoszę wrażenie, iżeś jest ofiarą nazbyt częstego oglądania filmów SF oraz przeglądania Wikipedii na ich temat.
1) Wymienione przez Ciebie nagrody nie posiadają żadnego znaczenia, żadnego prestiżu. To nagrody branżowe. Ponieważ pisarz SF nie ma szans na Nobla czy Booker Prize, to chociaż powalczy o Nebula.
2) Nawet nie komentuję sposobu przyznawania tych nagród. Najwyraźniej kolega nie czai Bronka. Bo nawet u nas w kraju więcej osób głosowało w plebiscytach "Fantastyki"/"Nowej Fantastyki" niż w niektórych edycjach Hugo.
3) W plebiscytach i rankingach, które są istotne, nigdy nie pojawiło się nazwisko Carda. To pisarz SF, czyli literacka miernota. To tak, jakby u nas w regionie zrobić plebiscyt na najlepszą drużynę piłkarską, a potem się przechwalać, że Studzionki Bydgoszcz wygrały, bo najwięcej głosów było. ;-)
4) Plebiscyt, o którym wspominasz, może najwyżej mówić o "najpopularniejszych powieściach współczesnych", a nie najlepszych, nawet jeśli tak to zostało ujęte. Czyli znowu, jak wyżej, we wcześniejszym poście, magia i bariera języka. "Geniusze", "zbawiciele", "najlepsze powieści", itd. Tjaaa...
Nie czytam SF od czasów liceum, co było kawałek czautemu. Wikipedii na ich temat nie przegladam, po prostu znajomi zza wielkiej wody maja fioła na pkt. książki to zacytowałem wiki.
1) Nebule dostają na prawde dobrze uznane i oceniane książki. Dobrze oceniane ksiązki NIE w skali SF, tylko ogólnie. To są bardzo prestiżowe nagrody. To, że ich nie znasz nie znaczy, że nic nie znaczą.
2) Nie ważne ile osób głosowało, ważne jakie są efekty. Czasem jednak mam ochotę na sf czy fantastyke i jednak wybierajac po hugo z reguły trafiam
3) I tu Twoja opinia traci jakakolwiek wartość bo pokazujesz, że cały Twój sprzeciw wynika z niecheci do gatunku. Rozumiem, ze może ci się nie podobać ale zakładanie że SF to od razu gówno świadczy o Twoich ograniczeniach. Dyskredytując SF dyskredytujesz wiele wielkich współczesnych książek. Czy 1984 to gówno bo to przeciez SF. Czy moze Arthur C Clark, Asimov, Lem czy Dick to Literackie Miernoty? Smucą mnie takie ograniczone opinie. Może ender jest genialny jako ryzrywka i nie oczekuje wiecej ale bawi mnie twoje dyskredytowanie DOWOLNEGO gatunku w literaturze.
Mnie z kolei zawsze bawiły dyskusje takie jak te. Oto piszesz, że czytasz SF od liceum i że jest to już jakiś znaczący okres czasu. A zarazem Twoja orientacja w dziedzinie SF, jak i w temacie literatury jest... żadna. Tyle zmarnowanych lat.
1) Twierdzenie, że jakoby "nie znam" nagrody Nebula, świadczy o elementarnym braku wyczucia z Twojej strony. To, co napisałem na temat obu nagród, każdego kompetentnego rozmówcę powinno przekonać. To, iż Ciebie nie przekonało, a także to, co piszesz dalej, przemawia za tym, iż podajesz informacje kompletnie niesprawdzone, bez jakiegokolwiek rozeznania w temacie.
2) "Nebule dostają na prawde dobrze uznane i oceniane książki. Dobrze oceniane ksiązki NIE w skali SF, tylko ogólnie. To są bardzo prestiżowe nagrody."
To jakaś pomyłka. Najwyraźniej nie wiesz, co to Nebula, a zarzucasz to takim ekspertom w temacie jak ja. Nebulę przyznaje się wyłącznie powieściom SF oraz fantasy. Czyli inaczej - literaturze popularnej czy masowej o charakterze fantastycznym. Żadna naprawdę istotna powieść XX wieku nie otrzymała tej nagrody - bo to nie ta kategoria. To tak jakby Usain Bolt dostał medal z aluminium po zawodach w Bańskiej Niżnej. Przepaść.
Powtarzam ponownie - Nebula jest nagrodą branżową, czyli przyznawaną przez Stowarzyszenie Amerykańskich Pisarzy Fantasy i Science Fiction utworom - znowu powtarzam - fantasy i SF. Sam pomysł tym podobnej nagrody jest żałosny, a dlaczego, to nawet mi się tłumaczyć nie chce (ot, zaufam tu Twojej inteligencji, acz nie wiem, czy dobrze na tym wyjdę, he he he). Ale skoro Cię to tak interesuje i skoro już przywołałeś Mistrza - to proszę, poczytaj, co ma na ten temat do powiedzenie właśnie Lem. Jak się postarasz, to znajdziesz niejeden fragment, w którym szydzi zwłaszcza z Nebula (bo Hugo przyznawane jest na innych zasadach, acz i w tym przypadku bywał bezlitosny). Skoro takie ma on dla Ciebie znaczenie, to i powinieneś mu zaufać w tej kwestii.
3) "Nie ważne ile osób głosowało, ważne jakie są efekty."
Otóż ważne. Bo to, ilu czytelników głosowało w danym roku za przyznaniem w poszczególnych kategoriach Hugo i według jakich zasad, najlepiej oddaje, jakie ma "poważanie" ta nagroda. Przypominam, że to nagroda fandomu. Czyli że ilu się zjedzie na konwent, tylu głosuje - uprawnieni są bodaj ci, którzy uiszczą opłatę. Niekiedy goście nawet nie znają tych wszystkich tekstów kultury (tak je nazywam, bo kategorie są różnorodne), na które mają zagłosować. Czyli tym podobna nagroda również jest zwyczajnie żałosna, ale dlaczego, to - jak wyżej - tłumaczył nie będę (pozostawiam to... itd.). Pamiętam natomiast jeden z numerów "Fantastyki", gdzie był opisany taki konwent, a redaktorzy się przechwalali, że już w naszym krajowym piśmie więcej respondentów wybiera najlepsze teksty roku.
4) "I tu Twoja opinia traci jakakolwiek wartość bo pokazujesz, że cały Twój sprzeciw wynika z niecheci do gatunku."
Człowieku, zacznij myśleć. Przeczytałem więcej SF niż Ty zdołasz w ciągu całego swojego życia. Obejrzałem niemal wszystkie filmy tego gatunku. Znam również inne dziedziny, w których się on "przejawia", jak komiks, malarstwo, anime, itd. Twierdzenie, iż jestem niechętny fantastyce naukowej to jakaś głupota. Ale - to, że znam SF, nie zmienia faktu, iż znam również jej wartość. Jest żadna. To śmieci. Makulatura. I teraz niespodzianka dla Ciebie - identyczne było zdanie śp. Stanisława Lema. Wyraził to przede wszystkim w rozprawie "Fantastyka i futurologia", ale wracał do tym podobnych stwierdzeń wielokrotnie przy różnych okazjach. Ja nie piszę niczego, czego on by nie autoryzował. ;-)
5) "zakładanie że SF to od razu gówno świadczy o Twoich ograniczeniach"
SF to literatura masowa. Tu nie ma żadnych "ograniczeń", to zwyczajny fakt. Większość produkcji z tego gatunku przepada całkowicie w otchłani zapomnienia. O ile można wracać do każdego dzieła Dostojewskiego, Conrada, Kafki czy Manna, o tyle niemal nikt nie wraca do powieści Silverberga, Heinleina czy Simaka. Dlaczego? Bo to zazwyczaj bezwartościowe starocie, tymczasem w tym gatunku liczy się tylko to, co nowe, modne, popularne, itd. A że mam rację, to tacy jak Ty sami tego dowodzą - nawet nie wiecie, jakie antologie SF zostały wydane u nas w Polsce, o czym się wielokrotnie przekonałem. Nabyć je można na Allegro często za bezcen, bo nie ma kto tego czytać. Albo idą na przemiał.
6) "Dyskredytując SF dyskredytujesz wiele wielkich współczesnych książek. Czy 1984 to gówno bo to przeciez SF. Czy moze Arthur C Clark, Asimov, Lem czy Dick to Literackie Miernoty?"
Zacznijmy od tego nieszczęsnego "Roku 1984". To nie SF, ale dystopia czy też ew. antyutopia, jak się to zwykło określać. Czy antyutopia przynależy do obszaru SF? Jedni twierdzą, że tak, inni, że nie. Najlepiej byłoby zapytać pisarzy. Spośród tych kilku, którzy tworzyli dystopie/antyutopie (Zamiatin, Witkacy, Huxley, Orwell, Bradbury, Golding, Rand, Vonnegut, Atwood, Ishiguro i inni), większość wypiera się jakiegokolwiek związku z fantastyką naukową albo nawet nie wie(działa), co to jest. Takie ich zakwalifikowanie uważają często za obraźliwe. Twierdzą natomiast, że bądź nawiązują do szacownej tradycji utopii, bądź też reprezentują pisarstwo o charakterze filozoficznym czy psychologicznym. Z kolei wśród tzw. znawców różnie bywa: jak ktoś chce dowartościować SF, zalicza doń antyutopie/dystopie, a jak jakiemuś badaczowi to obojętne, nawet nie rozpatruje tychże w kontekście gatunku SF. Długo by o tym pisać...
Dalej. Tacy pisarze jak Asimov czy Clarke (po raz kolejny zwracam Ci uwagę na poważny błąd - mógłbyś go przynajmniej doceniać na tyle, aby nie mylić się w pisowni nazwiska) to literackie miernoty do kwadratu. Żaden z nich nie potrafi pisać - ot, jedynie składali zdania o intrygach, akcjach i sensacjach. Ale też żaden z tych pisarzy nie maił aspiracji na nic więcej, więc problem nie istniał. Pojawia się on dopiero wtedy, gdy tacy jak Ty przypisują im większe znaczenie, niż na to zasłużyli.
Dalej - Dick. Jeden z nielicznych, którzy zasłużyli na szacunek Lema, a to istotne. Tylko że warto wiedzieć jedno: Dick zamierzał tworzyć dzieła wysokoartystyczne, jednak ponieważ mu się to nie udawało, zdecydował się poprzestać na SF. Oto jest coś, czego nijak nie pojmujesz. Dick był ambitny, ale za cienki. Niemniej, ponieważ przynajmniej próbował zaistnieć w dziedzinie literatury poważnej czy też pięknej, obecnie bywa wymieniany pośród tych najwybitniejszych twórców na świecie. A Clarke czy Asimov takich ambicji nie mieli, bo nie zwariowali na szczęście.
I wreszcie Lem. Jak mógł, tak wyrzekał się związków z SF. Całe życie podkreślał, że nie jest pisarzem fantastyczno-naukowym. Jak myślisz, dlaczego to czynił??? Odpowiem, żeby już nie było wątpliwości. Bo SF kojarzyła mu się z literackimi miernotami. Nie chciał być zaliczany do takiego grona!!! I miał rację, bo to wybitny pisarz.
7) "Może ender jest genialny jako ryzrywka i nie oczekuje wiecej ale bawi mnie twoje dyskredytowanie DOWOLNEGO gatunku w literaturze."
Wciąż czego nie rozumiesz. Wróć raz jeszcze do moich wcześniejszych postów. Mnie bawi jedynie nadużywanie przez takich jak Ty niektórych słów w odniesieniu do SF. Drwię nie z literatury tego rodzaju (mimo że mam o niej negatywną opinię - zaprzepaściła swoje szans i dziś fantasy ją zastępuje), a z tych wszystkich epitetów, jakimi się posługujesz: "książka jest genialna" czy "najlepsze powieści współczesne".
8) Na koniec - to co piszesz, przekonuje mnie, że Twoja wiedza o literaturze jest żadna. Ot, jak większość, zapewne poczytywałeś w owym liceum SF zamiast lektur. Teraz też taki jest krąg, w którym mieści się Twoje wyobrażenie o literaturze. Mylisz pojęcia. Popularny nie znaczy wybitny. Bardzo często te najwybitniejsze powieści nie są tak popularne jak "Gra Endera". Bo też, by filozofa Russella przywołać, większość ludzi jest zbyt głupia, by podołać dziełom ambitnym i pozostaje im poprzestać na masowych.
Pozdrawiam.
PIsze, że NIE CZYTAM SF od liceum. Nie jestem fanem gatunku od bardzo dawna. Traktuje to tak samo jak dowolny inny gatunek. Czytaj uważnie zanim się zaczniesz odnosic do mojej wypowiedzi.
1. Z twojej wypowiedzi wynika, że z góry ją dyskredytujesz. Ciesze się, że skoro się z Tobą nie zgadzam zakładasz z góry, że jestem niekompetentny. Zabieg retoryczny na poziomie lokalnych debat politycznych.
2. "A zarzucasz to takim ekspertom w temacie jak Ja" to chyba dalej nie ma co dyskutować?
2A. Tak wiem, ze to tylko SF i Fantasy ale czy to znaczy, ze nagradzane ksiązki są automatycznie złe? Bo to sugerujesz
3. Idąc tym tokiem Oskary są najbardziej miarodajne bo najwiejce osób z duzych nagród jest w jury.
4. Znowu jesteś ekspertem. I tak Lem odnosił sie do gatunku bo za jego czasów (za naszych dalej ale w mniejszym stopniu) SF było wykorzystywane głownie do słabej literatury. Miał racje ale to nie znaczy, że 100% SF to szajs. A tak zakładasz.
5. SF to taka literatura jaką sobie autor wymyśli. SF określa tylko świat w jakim dana ksiązka się dzieje. Osadzenie akcji nie oznacza jednoznacznie czy dana literatura jest masowa. Liczy sie forma i treść. Podchodzisz do SF bardzo powierzchownie jak na eksperta.
6. Bo za ich czasów SF traktowana jak komiks. Definicja gatunku się zmienia. I tak SF ma znaczenie pejoratywne ale odciecie się od definicji nie znaczy, że ktoś pod tą definicje nie podlega. To jakbym zaczał grac w zespole jazzowym i wszystkim wmawiał, ze to rock bo nie lubie jazzu. Nie działa.
7. Rozumiesz potoczne znaczenie słowa genialna? Ew. zgoogluj termin hiperbola. Nie sugerowałem geniuszu autora. Ekspert od literatury a ze słowem pisanym ma wyraźny problem.
8. Czyli w dużym skrócie sugerujesz mi, że:
A) Jestem głupi
B) Nie znam się na ksiązkach
C) Czytam ich mało
D) Ty jesteś inteligentny, znasz się na literaturze jak mało kto
I to mi zarzucasz elementarny brak wyczucia? Przerośnięte ego Ci czegoś nie uciska? W dupie mam SF bo w dupie mam gatunku. Gra Endera to dobra, popularna i pozytywnie oceniana ksiązka. Tak nie jest to arcydzieło współczesnej literatury ale nie jest to też zmierzch. Pomysł jest sztampowy ale samo rozwiązanie stoi na ponadprzecietnym poziomie. Ale oczywiscie nadęte dorki siedzące po piwnicach fantasy musza nawet na filmwebie wykłucac, że fantastyka lepsza od SF albo na odwrót. Wróć na ziemie człowieku.
No, nareszcie to na Tobie wymusiłem:
"Gra Endera to dobra, popularna i pozytywnie oceniana ksiązka. Tak nie jest to arcydzieło współczesnej literatury ale nie jest to też zmierzch. Pomysł jest sztampowy ale samo rozwiązanie stoi na ponadprzecietnym poziomie."
Teraz już nie ma nieporozumień. Heh, gdybyś był to wcześniej napisał, nie musiałbym aż tak się starać, by Cię do tego skłonić. ;-)
Pozdrawiam.
PS1. Nie za bardzo przepadam za filmami nagrodzonymi Oskarem. Jeśli już, to tylko w kategorii "film nieanglojęzyczny". W tej i tylko w tej kategorii zazwyczaj honorowane są filmy porządne czy nawet wybitne. Począwszy od "Dzieci ulicy", poprzez inne: "Rashamon", "La strada", "Nóż w wodzie", "Blaszany bębenek", "Uczta Babette", "Spaleni słońcem" (by tylko niektóre podać), czy ostatnio: "Rozstanie" i "Miłość". Inne kategorie to na ogół hajmerykański szajs.
PS2. Fantasy jest jeszcze gorsze niż SF.
Nie ma co sie dowalać do określeń. Genialny to bardzo zdewaluowany termin.
PS2 - nie ma co generalizowac. Idac tym tokiem komiksy to też gówno bo wiekszosc to gówno ale wtedy np. odrzucasz twórczoć Charlesa Burnsa.
"Genialny to bardzo zdewaluowany termin."
Mądre stwierdzenie. Zdewaluował się między innymi dlatego, że jest używany nawet w odniesieniu do takich powieści, jak "Gra Endera". Czemu się przeciwstawiłem z całą mocą. ;-)
PS.
Tak na serio, to na ćwierć gwizdka, alem już zbyt leniwy, by ciężką artylerię wyprowadzać...
To fantasy, nie SF.
Czy znasz jego utwory SF? Jeżeli nie, to dyskusję na ten temat przerywamy.
Wiem,że to fantasy ale napisałeś iż fantasy to syf to co pieśń do syfu się zalicza?
Na marginesie Gre Endera czytałem i się rozczarowałem autor ma slaby warsztat bohaterowie drewniani i nierealistyczni (Peter niesamowicie irytujący) a uniwersum niezarysowane(żadnych technologi statków a liczyłem na to) o pomyśle fabule nie wspomnę.Z Martina czytałem jeszcze tylko "Fevere Dream".
Odpowiem na to tak. Dziś popularny jest Martin i jego "Saga Lodu i Ognia". Rozsławił go serial "Gra o tron" na jej podstawie. Stanowi to obecnie jeden z najwyraźniejszych "systemów rozrywki" (pojęcie stosowane w kulturoznawstwie).
Zanim powstało fantasy Martina, popularne były inne cykle fantasy. Większość z tych, którzy fascynują się GoT-em, nawet ich nie zna. Dlaczego, skoro w niczym nie ustępowały temu, co stworzył Martin?
Otóż dlatego, że takie cykle fantasy to tylko moda. Przeminą wszystkie, przeminęło ich już wiele. "Saga Lodu i Ognia" prawdopodobnie ma większe szanse na przetrwanie w kulturze, jako że przyczyniła się do powstania wyżej wspomnianego "systemu rozrywki". To tenże system będzie podtrzymywał jej istnienie i stymulował przeświadczenie, iż SLiO jest bardziej wartościowa niż jest. A pod względem literackim jest przeciętna, natomiast w fantasy - i tylko w obrębie fantasy - wybitna.
Przyznaje,że poznałem sagę bo usłyszałem o serialu ale jak dotąd żaden twór literacki nie dał mi tyle emocji(nawałnica..) a czytam naprawdę dużo.Ale przyznaje również,ze noblistów nie czytuje.
Wymień parę arcydzieł w twojej opinii to po nie sięgnę. Już myślałem ,ze jesteś jakimś snobem jakich parę znam w realu ale jak zobaczyłem 9/10 na ME jasne było iż pomyliłem się czekam na tytuły.
I.
"Wymień parę arcydzieł w twojej opinii to po nie sięgnę."
Na początek tylko kilka absolutnych arcydzieł i kilka arcydzieł powstałych niedawno. Bo gdybym miał temat omówić szczegółowo, to cóż... trwałoby to bardzo bardzo długo. ;-)
1) Absolutne arcydzieła:
"Mistrz i Małgorzata" Bułhakowa
"Czarodziejska góra" Manna
"Człowiek bez właściwości" Musila
"W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta
"Pod wulkanem" Lowry'ego
2) Arcydzieła powstałe niedawno:
"Wyznaję" Cabre
"Dzicy detektywi" i "2666" Bolano
"Harmonia caelestis" Esterhazy’ego
„Łaskawe” Littela
„Dunaj” i/lub „Mikrokosmosy” Magrisa
Proponuję rozpocząć lekturę od „Łaskawych” bądź „Wyznaję”. Natomiast co do innych pozycji, odsyłam do już podanego tu przeze mnie niżej kanonu Harolda Blooma.
II.
"Już myślałem ,ze jesteś jakimś snobem jakich parę znam w realu ale jak zobaczyłem 9/10 na ME jasne było iż pomyliłem się"
Miło mi się z Tobą rozmawia. Niemniej to, co piszesz, świadczy o tym, iż nie zrozumiałeś moich intencji. Mam nadzieję, że to nastąpi.
Pozdrawiam.
Dziękuję za listę skorzystam na pewno.Za Mistrza i Małgorzatę już wcześniej miałem się zabrać to bardzo słynna książka to teraz przyspieszę lekturę.Jeszcze co do twoich wcześniejszych wypowiedzi:
"Zanim powstało fantasy Martina, popularne były inne cykle fantasy. Większość z tych, którzy fascynują się GoT-em, nawet ich nie zna. Dlaczego, skoro w niczym nie ustępowały temu, co stworzył Martin? "
Częściowo masz racje ale tylko częściowo. Dzięki serialowi twórczość Martina weszła do popkultury ale wśród czytelników była bardzo popularna od początku choćby polski fandom miał wielką stronę przed serialem.Inne cykle Fantasy?Koło Czasu?Ziemiomorze?Świat Dysku?
To wszystko Fantasy ale Martin po raz pierwszy(reki za to stwierdzenie uciąć sobie nie dam)
stworzył dzieło z głęboko zaawansowanym realizmem wplecionymi w niewielkie podawane z smaczkiem elementy Fantasy.Określ się jasno bo mam niewielkie wątpliwości, czytałeś "Pieśń Lodu i Ognia"?Dla mnie "Pieśń" to doskonała barwna powieść ze świetnie nakreślonymi bohaterami,znakomitą fabułą,rewelacyjnym i klimatycznym uniwersum Martin żongluję losami bohaterów tworząc budząca ogromne emocje powieść z mrocznym klimatem.jego książki się nie czyta tylko pochłania,i będę bronił twórczości Martina do ostatniej kropli krwi ale doskonale zdaje sobie sprawę z różnicy -pomiędzy nim a literaturą piękną.Martin nie tworzy artystycznego dzieła tylko dzieło rozrywkowe jego bohaterowie maja świetny zarys psychologiczny ale nie jest to zarys relaistyczno-filozoficzny.Fabuła również ma za zadanie czytać czytelnika w napięciu a nie wstrząsnąć nim i skłonić do przemyśleń.
Pieśń jest również bardzo zgrabna pod względem warsztatowym martin mistrzem pióra nie jest ale nikt mi nie wmówi ,że nie jest bardzo dobrym pisarzem.
Należy pamiętać również ,że dla fana Fanatsy/Sci-Fi(nigdy nie czytałem naprawdę dobrej książki z tego gatunku ale uwielbiam Sci-fi z Filmów i Gier i własnej wyobraźni) równie ważne co sama książka jest fikcyjne uniwersum którym się fascynujemy wielu o tym zapomina.
Ja wręcz nie mogę się doczekać aż poznam losy moich ukochanych bohaterów w moim ukochanym świecie.
Nie odwołuje swojego zdania o początkowym wzięciu cię za snoba i tego iż lubisz ME dowodzi ,że nim nie jesteś,co do twoich intencji myślę ,ze nie masz nic do samego gatunku tylko do większości tworzących go autorów.
Co fantasy niższego poziomu tez lubię przykład idealny- David Eddings to grafoman zdaje sobie z tego sprawę ale grafoman z wyobraźnia.Jego bohaterowie są płascy(dzielny paladyn..) i wałczą ze złem.Zdaje sobie sprawę z artystycznej i warsztatowej klasy tego utworu ale mimo to szczerze go lubię to niezłe czytadło które umila mi dzień i daje trochę emocji. Trudi Canavan,Cinda Williams Chima kolejne przykłady tylko one są lepsze warsztatowo.Bardzo przyjemne książki które lubię dla mnie sam fakt,iż bohaterowie znajdują się w świecie Fanatsy stanowi już na start duży plus.
Bardzo proszę o twoje porównanie 3 autorów- George R.R martin,Stephen King,i Philip K.Dick( o ile Martina dobrze znasz ja Dicka osobiście sam znam bardzo słabo)
"co do twoich intencji myślę ,ze nie masz nic do samego gatunku tylko do większości tworzących go autorów."
Moje intencje są następujące:
"będę bronił twórczości Martina do ostatniej kropli krwi ale doskonale zdaje sobie sprawę z różnicy -pomiędzy nim a literaturą piękną.Martin nie tworzy artystycznego dzieła tylko dzieło rozrywkowe jego bohaterowie maja świetny zarys psychologiczny ale nie jest to zarys relaistyczno-filozoficzny."
Kiedy poszukasz w moich tematach, niejednokrotnie znajdziesz tam pojęcie RÓŻNICY. Posłużyłeś się nim w takim sensie, w obronie którego występuję. Istnieje RÓŻNICA miedzy na przykład Martinem a na przykład Bułhakowem. Istnieje RÓŻNICA między literaturą wysokoartystyczną a literaturą masową. To wszystko.
A co do tego, czy czytałem SOiL, odpowiem tak: oczekujesz ode mnie, bym czytał fantasy i SF, mimo że już dawno wyrosłem z takich historii i nie ma w nich niczego, co mogłoby mnie zainteresować. Tymczasem sam przyznajesz, że nie znasz "Mistrze i Małgorzaty".
Proponuję układ. Ty przeczytasz arcydzieło Bułhakowa, wówczas ja wyrażę swoją opinię o Martinie i tych dwóch pozostałych, Kingu i Dicku (o którym już zresztą wielokrotnie pisałem). To będzie uczciwe porozumienie - bo wtedy będziemy rozmawiać tak: ja będę znał to, co wartościowe dla Ciebie, ale Ty będziesz znał to, co wartościowe dla mnie.
Pozdrawiam.
A Lolite Nabokova zaliczasz do arcydzieł?Znam te książkę bardzo dobrze, pięknie napisana pod względem językowym.Dokładnie wiem o co ci chodzi z różnicą też ją widzę tylko,że nie sprawia to iż przestane uwielbiać sci-fi i fantasy(przyznaje ,ze jeszcze nigdy nie czytałem dobrej książki sci-fi Gra Endera-słabizna i to irytująca).
"oczekujesz ode mnie, bym czytał fantasy i SF"
Niczego nie oczekuje spytałem się tylko czy czytałeś i dalej pytam.
" już dawno wyrosłem z takich historii i nie ma w nich niczego, co mogłoby mnie zainteresować"
Nic nie mam do twojego gustu ale użyłeś irytującego mnie i innych fanów fantastyki(w wszelkiej formie) terminu "wyrosłem" zobacz sobie na polskie fora o fantastyce i sprawdź średnią wieku.Wiek nie ma nic do bycia fanem fantastyki znajomi mi fani fantastyki w realu i
internecie są od dawna pełnoletni. Jeżeli nie kochasz fantastyki dziś nie kochałeś jej nigdy
(analogiczna sytuacja z animacją) powtarzam nic do tego nie mam ale nie pisz "wyrosłem" tylko "nie lubię" bądź "zwisa mi".
Na pewno przeczytam mistrza zrobiłbym to nawet bez Twojej rekomendacji i resztę książek z twojej listy też ale w swoim czasie.A tak na marginesie "Mistrz i Małgorzata" to twój nr1?
O Dicku pisałeś ale raz napisałeś "był za cienki na ambitne dzieła" a potem "wybitny pisarz"
jeżeli był wybitny na ambitne dzieła za cienki być nie może,może po prostu sci-fi mu odpowiadało(sam bardzo słabo znam jego twórczość)?O Kingu napisz ja mogę-
King to według mojej opinii sprawny rzemieślnik którego czyta się naprawdę dobrze jest sprawny pisarsko i pomysłowy.Dla mnie jego książki to naprawdę dobra rozrywka na noc.
O Martinie pisałem.
"Kiedy poszukasz w moich tematach"
Oszczędź szukania i podaj linki.
Tak jak pisałem - dalsza dyskusja między nami w tym temacie zaistnieje dopiero, kiedy przeczytasz "Mistrza i Małgorzatę". Dopiero wtedy uznam, że możemy rozważać na przykład temat "czy można wyrosnąć z SF czy nie". Jak możesz sobie bowiem wyobrazić coś takiego, skoro nie znasz dzieła Bułhakowa? I kilkuset innych wybitnych dzieł...
Zatem, jak pisałem, już wszystko sobie powiedzieliśmy. Ja przeczytałem kilkaset powieści SF i fantasy, znam temat. Ty jesteś dopiero przed lekturą "Mistrza i Małgorzaty". Życzę, by była ona przyjemna. ;-)
Pozdrawiam.
Moim zdaniem mylisz się ja od zawsze do dziś i chyba na zawsze kocham trylogie Jacksona.
Równocześnie uwielbiam Kubricka i Kurosawe. Lubię zarówno ambitność i artyzm jak i epickość i efektowność(Nie jest to idealny przykład w odniesieniu do literatury...). Całkiem niedawno miałem seans WP i podobał mi się tak samo jak za pierwszym razem,oglądałem "Mechaniczna Pomarańcze" z 4 razy i kocham ją całym serduchem. Choćby nie wiem jak dobra będzie książka Bułhakowa nie zmieni mojego światopoglądu.Ja kocham sci-fi swoją dusza fascynuje mnie kosmos fascynuje mnie technologia pisałem już ,że nigdy nie czytałem dobrej książki sci-fi(choć mam niewielkie doświadczenie) wiec jakość innych książek nie ma tu nic do rzeczy bo dobrej książki sci-fi sam nie znam.Nie lubię uniwersum Star Treka i Gwiezdnych Wojen satysfakcjonuje mnie tylko uniwersum Mass Effecta tobie przecież też znane.
Nie odpowiedziałeś na moje pytania zawarte w poprzednim poście odpowiedz.
"Choćby nie wiem jak dobra będzie książka Bułhakowa nie zmieni mojego światopoglądu."
"Na pewno przeczytam mistrza [...] i resztę książek z twojej listy też ale w swoim czasie."
Zatem z niecierpliwością oczekuję, aż nastanie ten czas. Nie ukrywam, aż jestem podekscytowany - wow, znalazłem czytelnika dla Marcela Prousta i Tomasza Manna. ;-)
Po raz trzeci powtarzam, na tę chwilę dyskusję uważam za zakończoną. Nie nalegaj. Uszanuj to. Jej reaktywacja jest możliwa, ale dopiero kiedy wybierzesz czerwoną pigułkę. Bo twierdzić, że się przeczyta Bułhakowa, Prousta i Manna, to jedno, a przeczytać, to co innego. Do tego - przeczytać ze zrozumieniem, a nie przekartkować... 99% Polaków nigdy nie przeczytało dzieła Prousta czy Manna, więc niedługo będziesz należał do tego 1% wybrańców. Kiedy, to zależy już tylko od Ciebie. Im szybciej, tym lepiej, ale nie ponaglam. ;-)
Natomiast co do "Mechanicznej pomarańczy" czy filmów Kurosawy - oglądałem je w wieku 16-18 lat. Od tego czasu wiele się zmieniło we mnie. Z każdą przeczytaną książką. Wysokoartystyczną.
Ambitna literatura uczy cierpliwości. Odczekaj, aż ją poznasz.
To wszystko.
Ale na pytania o Lolitę i czy mistrz to twój nr 1 odpowiedzieć możesz.
Na zakończenie muszę napisać to jeszcze raz-Nie jestem fanem literatury Sci-Fi tylko formy Sci-Fi samej w sobie byłbym wniebowzięty gdym przeczytał wybitna książkę Sci-Fi i mógł dzięki niej lepiej wyrazić miłość do tego gatunku który ma nieograniczony potęciał.
"Lolita" jest wybitną powieścią. Mało kto pojmuje jej złożoność - na ogół przesłania to kontrowersyjna tematyka, wokół której koncentruje się uwaga. Lektura tego dzieła bywa zwulgaryzowana, ekranizacje marne. A już sam wymiar intertekstualny jest niesamowity - bo jej autorem jest Nabokov.
Co do pytania drugiego - "MiM" czytałem wielokrotnie, więc to chyba moja ulubiona powieść. Ale - tu właśnie mamy nieporozumienie. W kulturze wysokoartystycznej wszelkie
"topy" są niepotrzebne i zawodne. Bułhakow nie jest lepszy od Prousta czy Manna, nie jest też gorszy. Czy od kilkudziesięciu bądź kilkuset innych wybitnych pisarzy. Są równorzędni. Dlatego też nie uznałem za istotne podejmowanie tego tematu - "topy" to kolejna cecha pop-kultury, mnie w zasadzie obca. Czasem - w żarcie - posługuję się tym, ale to nie w moim stylu i niezbyt mądre.
Zatem - gdyby ktoś zapytał mnie, od którego dzieła rozpocząć swój kontakt z SF (first contact, he he he), odpowiedziałbym bez zastanowienia: od "Diuny" Franka Herberta!
Czytałem ją w latach 80-tych, w legendarnym wydaniu "Iskier" z 1985. Do dziś - obok "Solaris" Stanisława Lema, "Kantyczki dla Leibowitza" Waltera M. Millera, "Ubika" Philipa K. Dicka i "Hyperiona" Dana Simmonsa - pozostaje moją ulubioną powieścią SF. To mój prywatny TOP5. ;-)
Gdyby jednak, jak w "451 stopniach Fahrenheita" Raya Bradbury'ego, nastały marne czasy dla książek (bo dla literatury marne czasy nastały już dawno - większość nie tylko nie czyta tej ambitnej, ale nawet nie wie o jej istnieniu), i zapytano mnie: "Który z tych sześciu woluminów oddałbyś na spalenie", a następnie pokazał mi: "Mistrza i Małgorzatę" Bułhakowa, "Czarodziejską górę" Manna, "Człowieka bez właściwości" Musila, "W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta, "Pod wulkanem" Lowry'ego (by poprzestać na tych tytułach, które wyżej określiłem jako "absolutne arcydzieła") oraz właśnie "Diunę", również bez zastanowienia oddałbym "Diunę".
I uwierz, odtańczyłbym pląs ekstazy pod stosem z tego powodu, iż ocaliłem te, które ocaliłem: NAJWARTOŚCIOWSZE. Dopóki istniałby wszechświat, nie żałowałbym tej decyzji.
Pozdrawiam.
bardzo zgrabnie to napisales:) .u mnie z diuna bylo zupelnie inaczej. tzn przeszedlem przez cale morze chlamu i mialu ktory jest w fantastyce wszechobecny by na samym koncu dostac jak wisienke na torcie - Diune. co dziwne mialem do niej trzy podejscie i jak widac to ostanie dopiero zachwycilo. Coz jak widac do pewnych rzeczy sie dorasta. Dodam tylko ze bardzo lubie Neila Gaimana czytanie jego przybrudzonych rzeczywitosci daje mi jakas mroczna satysfakcje.
lubie takie doswiadczenia myslowe ktore przeprowadziles:
"Który z tych sześciu woluminów oddałbyś na spalenie",
to zawsze wyostrza zmysly i faktycznie sporo mozna sie wtedy dowiedziec o swoim guscie ( w sumie nie tylko o tym). Niestety nie moge porownac swojego gustu w tym eksperymencie poniewaz w zasadzie znam tylko Mistrza i Malgorzate:). Jak widac do pewnych rzezcy mozna nie dorosnac albo dorastac w innym kierunku. W zasadzie to wszytko co mam do napisania. Dzieki za odpowiedz
Kłaniam się uniżenie.
I - polecam, na przykład, "Pod wulkanem" albo "Łaskawe". To dobre lektury dla mężczyzn, acz bardzo kontrowersyjne pozycje. Być może je odrzucisz, a może jednak wytrzymasz te wszystkie "artystyczne" utrudnienia i książki Ci się spodobają.
Pozdrawiam.
ostanio wciagnal mnie Haruki Murakami. Czy moglbys doprecyzowac ten fragment "To dobre lektury dla mężczyzn, acz bardzo kontrowersyjne pozycje"?
Pierwsza o alkoholiku, który przebywa w Meksyku. Egzystencjalizm, katastrofizm, do tego tamtejsza "gęsta" kultura i wyprawa do "jądra ciemności".
Druga o Holokauście. Wszystko z perspektywy oprawcy, który był większym estetą niż ja. Obcowanie z jego psychiką jest bardziej wstrząsające niż filmy o Hannibalu Lecterze.
unikam takich mocnych rzeczy. Malowanego ptaka Kosinskiego do tej pory mam mocno wyrytego w pamieci i te obrazy emocjonalne sa malo przyjemne. Ale z drugiej strony juz pare razy sam sie zaskoczylem.
Pozdrawiam serdecznie
przeczytalem raz jeszcze swoja wypowiedz i widze w niej unik i jakies udawanie z mojej strony. Faktycznie unikam takich ksiazek (juz samo sformulowanie"takich" cos sugeruje:P) jest w tym jakies moje lenistwo intelektulane. wybiore raczej ksiazke lekka by potem tak po kilkudziesieciu stronach dojsc do wniosku ze trace czas. wtedy siega po pozycje ktora mnie stymuluje bardziej. Mam tez jakas awersje do klasykow zrodla ktorej doszukuje sie w lekturach szkolnych (wolałem czytac widzmina o ktorym zapomnialem napisac kiedy wymienialem co mi sie podoba). Ta odpowiedz jest bardziej prawdziwa niz ta:
"unikam takich mocnych rzeczy. Malowanego ptaka Kosinskiego do tej pory mam mocno wyrytego w pamieci i te obrazy emocjonalne sa malo przyjemne. Ale z drugiej strony juz pare razy sam sie zaskoczylem."
wybacz za ekshibicjonizm w mojej wypowiedzi ale odnioslem wrazenie ze lepsza odpowiedzia na Twoja szczerosc bedzie moja.
dzieki bardzo i juz lece do mojego egocentrycznego uniwersum
Ale to wszystko Twoja decyzja. Nikt nie może Cię zmusić do lektury tego czy tamtego. Najwyżej zachęcić. Według mnie warto zapoznać się z tymi pozycjami, które wymieniłem. I myślę, że nawet jeżeli tego nie zrobisz, przynajmniej nie od razu, gdzieś tam w pamięci zachowasz ich istnienie.
Hejka.
"Dick był ambitny, ale za cienki. Niemniej, ponieważ przynajmniej próbował zaistnieć w dziedzinie literatury poważnej czy też pięknej, obecnie bywa wymieniany pośród tych najwybitniejszych twórców na świecie. A Clarke czy Asimov takich ambicji nie mieli, bo nie zwariowali na szczęście."
Jestem dokładnie odwrotnego zdania, gdyż zaistnienie w panteonie najwybitniejszych twórców, jak dla mnie, nijak ma się do jego niegdysiejszych prób "zaistnienia w dziedzinie literatury pięknej", zaś w Twoim zdaniu brzmi to jak główny powód jego sukcesu i prowadzi do konkluzji, iż to, co słabo napisał, przyniosło mu większą sławę, niż to, co napisał znakomicie. Prędzej skłaniałbym się ku stwierdzeniu, że to, w czego pisaniu niegdyś próbował zaistnieć, otwarło mu pewne drzwi. Choć zresztą i to graniczy z szaleństwem nie mniejszym, niż Dick sobie przypisał.
Swoją drogą nie jestem pewien jak odczytać ostatnie Twoje zdanie, które zacytowałem.
Jest wielce prawdopodobne, iż szaleństwo, jakie rzekomo miało wpływ na jego pisarstwo i jakie mu się przypisuje, jest wyolbrzymione i przerysowane przez samego Dicka, o czym traktuje na przykład jego, bardzo dobra zresztą, biografia, mianowicie "Divine Invasions / Boże Inwazje" Sutina.
Hmmmm, faktycznie, zdanie można odczytać na dwa sposoby. Skrót myślowy, o którym to zjawisku jeszcze niedawno pisałem tutaj.
Zatem dopowiadam.
"Dick był ambitny, ale za cienki. Niemniej, ponieważ przynajmniej próbował zaistnieć w dziedzinie literatury poważnej czy też pięknej, obecnie bywa wymieniany pośród tych najwybitniejszych twórców na świecie. A Clarke czy Asimov takich ambicji nie mieli, bo nie zwariowali na szczęście."
Znaczy to, iż owe pragnienie tworzenia literatury wysokoartystycznej nigdy Dicka nie opuściło. Nawet kiedy poprzestał na pisaniu "zaledwie" książek SF, często te jego utwory rozpierała "artystyczna ambicja" czy "energia wybitności". To powodowało, że zamiast zwykłej fantastyki naukowej otrzymywaliśmy coś niezwykłego, coś "więcej", coś, co obecnie powoduje, że jest omawiany przez literaturoznawców. I doskonale wpisuje się to, co teraz piszę, w sposób postrzegania Dicka przez samego Sutnina we wspomnianych przez Ciebie "Bożych inwazjach". To tam bowiem został określony mianem "twórcy tandetnych arcydzieł", wprawdzie przez redaktora przedmowy, niemniej autor biografii na to określenie przystawał.
Ale ale - owa "artystyczna ambicja" czy "energia wybitności" powodowała, że już inni pisarze SF tego nie docenili. Sprawdź, ile przyznali mu nagród Nebula. ;-)
Natomiast szanował go Lem. Wybitny pisarz rozpoznał innego wybitnego pisarza. Jednak czy faktycznie Dick zasługuje na "zaistnienie w panteonie najwybitniejszych twórców"??? To pytanie, na które wolałbym nie odpowiadać. Albowiem odpowiedź na nie uzależniona jest w dużej mierze od poziomu kompetencji kulturowych i poziomu oczytania w literaturze tych najwybitniejszych twórców. Jeżeli ktoś zna kanon Blooma, może w tym temacie się wypowiadać, a jeżeli go nie zna, jego wypowiedź jest bez znaczenia. Dlaczego? Bo to tak jak z tym czytelnikiem książki telefonicznej, który wielokrotnie z niej korzystał i uważał, że nie ma wspanialszej na całym świecie. A była to... jedyna książka, jaką znał. ;-)
Kanon Heralda Blooma tutaj:
http://home.comcast.net/~dwtaylor1/theocraticcanon.html
http://home.comcast.net/~dwtaylor1/aristocraticcanon.html
http://home.comcast.net/~dwtaylor1/democraticcanon.html
http://home.comcast.net/~dwtaylor1/chaoticcanon.html
Przy okazji - jest on niepełny. Nawet Bloom okazał się osobą niedostatecznie zorientowaną w temacie i pominął kilkadziesiąt wybitnych arcydzieł, które powstały jeszcze w XX wieku. A także kilkudziesięciu wybitnych twórców. Niestety, ale wiedza tego literaturoznawcy mnie osobiście zawiodła. ;-)
Pozdrawiam.
PS.
Polecam poszukać w powyższym zestawieniu Dicka. Dział: "The United States". ;-)
Dziękuję za wyjaśnienie. Tak już jest ze słowem pisanym, że można je odebrać w dwójnasób, zależnie od intencji, które nie zawsze są jasne.
Co do dalszej Twojej wiadomości..
Parafrazując Gombrowicza: "Co mnie Bloom, kiedy ja mówię". Zestawienie rzeczywiście niepełne. I chyba zbytnio nie lubował się Bloom w literaturze polskiej, o czym świadczy brak kilku nazwisk (..i wymienienie zaledwie, o zgrozo, sześciu), choćby Zajdla, którego "Limes Inferior" znalazło uznanie u Lema, skoro już na Jego gusta się powołujemy. Dlatego brak Dicka u Blooma nie odbierałbym jako żadnej ujmy, co zapewne chciałeś zasugerować w post scriptum.
P.S. Założ goodreads, marscorpio. To taki filmweb, tyle, że książkowy. Odkurzyłbym swój, bo zapewne masz do zaoferowania dość szerokie spektrum fantastyki, czy dystopii, a tej zawsze mało i na lekarstwo.
Z Zajdlem jest problem. Dlaczego? Bo nie wytrzymał próby czasu nawet wśród Polaków. Zatem nie zarzucałbym Bloomowi, że nigdy o nim nie słyszał. Z drugiej strony, "Limes inferior" bardzo cenię, jednak nie nalegałbym na obowiązkową lekturę w tym przypadku. Mógłbym wymienić co najmniej dziesięć bardziej wartościowych polskich pozycji współczesnych, które powinny być znane powszechnie. Chociażby... "Dziennik" Gombrowicza!
W postscriptum chciałem zasugerować coś innego niż to, co sugerujesz, że chciałem zasugerować. ;-) W tym zestawieniu Blooma znajdziesz U. K. Le Guin, T. M. Discha (polecam jego dystopie/antyutopie - "Obóz koncentracji" i "Na skrzydłach pieśni") czy K. Vonneguta Jr. Nie ma natomiast Dicka. O czym to świadczy (bo dziś pewnie by tam był)? Otóż tu trzeba mieć pewne rozeznanie w dziedzinie socjologii kultury i w sposobie funkcjonowanie środowisk akademickich, he he he...
"Założ goodreads, marscorpio. To taki filmweb, tyle, że książkowy. "
Apage, satanas! Już i tak przed kompem spędzam zbyt dużo czasu.
kolego marscorpio
jesli nie masz pojecia o czym piszesz to nie pisz wcale
Gra Endera jest jedna z najlepszych ksiazek jakie kiedykolwiek zostaly napisane
Podejrzewam, że aktorzy mogą całkiem dobrze zagrać, jednak zgadzam się z faktem, iż jest za dużo efektów specjalnych (jednak dziwne to by było jakby w filmi sci-fi ich nie było). Ci młodzi aktorzy, którzy twoim zdaniem nie dadzą radę zagrać... Czy widziałeś chociaż by takiego "Chłopca w pasiastej piżamie" w roli głównej z Asą Butterfield? Chłopak zagrał tam naprawdę dobrze. Hailiee Stainfeld także zagrała dobrze w "Prawie Męstwa", za tą rolę została nawet nominowana do Oskara. Nie pasuje mi tylko tutaj Abigail Breslin. Za nic nie umiem się pogodzić z tym, że tu gra. Co do Harrisona Forda, Violi Davis i Bena Kingley'a - nie mam wątpliwości, że ich role będą dobre.
Książka była naprawdę genialna i mam nadzieję, że film także będzie genialny. Jednakże pod żadnym pozorem nie pójdę na dubbing, który jak zwykle jest beznadziejny.