Wiele naczytałem się pozytywnych opini o filmie, że niby bardzo dobry, że pomimo efektów
specjalnych coś z sobą niesie, że fani książki też pozytywnie się o nim wypowiadają, ale ...
mam również swoją subiektywną opinię.
Jako że przed ekranizacjami książek zazwyczaj staram się najpierw sięgać po wersję
drukowaną, to jak najbardziej mam prawo napisać co nieco i o "Grze Endera".
Może najpierw zacznę od samego filmu, który mogę śmiało ocenić jako dobry. Ktoś kto nie
czytał książki, pewnie oceni go wyżej, a ktoś kto jest fanem pewnie niżej, ale ja patrząc przez
pryzmat możliwości do zrealizowania, a samego efektu finalnego, więcej nie mogę dać.
Nie wszyscy aktorzy stanęli ma wysokości zadania. Poza Harison'em Ford'em, Ben'em
Kingsley'em i Violą Davies, którzy zagrali dobrze i Asą Buttefield'em, który również zagrał
poprawnie, resztę można przemilczeć. Nie to żeby ich gra aktorska była bardzo kiepska, ale
mogłaby być o poziom, albo nawet i dwa wyższa.
Reżyseria całkiem poprawna, ale szczerze mówiąc zabrakło mi przede wszystkim warstwy
emocjonalnej Endera. Tego, jaki wpływa na niego miał Peter i Valentine. Trochę to takie
spłaszczone i zrobionę na siłę, żeby w kilku scenach oddać wszystko co kłębiło się w jego
głowie i jaki ogromy wpływ miało to na niego. Na podejmowane decyzje, jak również jako
osobny całkiem ciekawy wątek, który po rozwinięciu zakończenia, mógłby wiele wnieść.
Samo odwzorowanie wizualne jak najbardziej na plus, no może już czepiając się, to sam
symulator walki, a dokładnie widok planet i księżyców (tak, tak ... te klocki w środku to planety i
księżyce) trochę mnie zawiódł. Już nie chcę rozpisywać się o innych rzeczach, ale było ich kilka,
łacznie z zakończeniem, które według wielu uznawane jest za coś dodającego filmowi bardzo
dużo. Może i zgodzę się, bo jakiś obraz człowieczeństwa z tego wynika, ale można było to zrobić
troszkę inaczej. Zatanawiam się nad jednym. Czy producenci pójdą za ciosem i zrobią "Mówcę
umarłych". Szczerze mówiąc warto, bo i "Gra Endera" zyskała by na tym i może powstałby
kolejny, co najmniej dobry, a może i bardzo dobry film. Jest tylko jedna pułapka. Jest to mało
prawdopodobne żeby to wykonać bez robienia trzeciej części - "Ksenocydu". Ja jednak mam
nadzieję.
Podsumowując, to jak dla mnie film powiniem trwać co najmniej 3 godziny. Jak patrzę na to, co
zrobił Peter Jackson z "Władcą pierścieni", gdzie według mnie wycisnął naprawdę sporo, idąc
przez "Hobbit'a", gdzie film jest lepszy od książki, to można i z "Gry Endera" zrobić coś, o czym
pamięta się dość długo. Było już wiele dużo lepszych fimów sci-ci przed tym i pewnie będzie
dużo po nim, a mogło być tak fajnie. Nie wiem gdzie był problem producencki, ale jak to
zazwyczaj bywa, pieniądze rządzą wszystkim. Nam widzom i czytelnikom pozostaje tylko cieszyć
się z tego co mamy.
Na sam koniec, zachęcam do książki, ale nie zaraz po filmie. Najlepiej za jakiś czas, a zobaczycie, że warto!
Też zachęcam do czytania książek i jeśli jakiś film spowoduje, że młodziaki się zainteresują literaturą, to już jest wartość dodana. Sam nie byłem nigdy wielkim fanem SF, ale klasykę tego gatunku przeczytałem i to co jest słabe w ekranizacjach, to skupianie sie na efektach. W książkach to jest tylko pewne tło do rozbudowanych, głębszych wątków , które dają sporo do myślenia. Oczywiście zdarzają sie filmowe wyjątki np. "Łowca androidów", który był niezłą próbą. Szkoda, że wiele osób mówi: " Ee, to SF- nie lubię" jak tylko usłyszą, że książka jest tego gatunku.
Nie wiem czemu? - fabuła całkiem nieźle przeniesiona na duży ekran, a jedyna rzecz, która mi nie paskowała to ten ciągły pośpiech...
Oczywiście pośpiech to był istotny determinant całej historii, ale film ślizga się po wątkach i przez to traci szczegóły historii papierowej.
Ja bym więc napisał inaczej - "obejrzyj, po szczegóły zajrzyj do książki" ...jednej, potem kolejnej i następnej...
Poza tym jeszcze jedna uwaga: jestem dawno po lekturze, więc miło było odświeżyć tę historię i skonfrontować swoje wyobrażenie bitew w szkole bojowej z wersją ekranową.
Nie zawiodłem się tak sromotnie jak niektórzy (tu piszący), co więcej - osoby, z którymi byłem, do tego nie nastolatki i świeżo po lekturze - były równie zadowolone, że mogły 'zobaczyć' Grę.
Byłem chyba najbardziej krytyczny i - podobnie jak napisał losbamberos - nie obraził bym się na 3-godzinny maraton. ...mogłoby być mało... - też przeszła mi przez myśl realizacja a'la Jackson
Fabuła przeniesiona słabo. Wątki pobieżnie rozgrzebane, słabo pokazana "gra", nielogiczności, brak mindfu.cków emocjonalnych. Film jest zrobiony dla odbiorców w wieku maks 16 lat. Bardzo słabo.
Tak jak pisze grzybulub, jeśli ktokolwiek nawet ze zwykłej ciekawości sięgnie po książkę po obejrzeniu filmu, to już ogromny sukces. Ja już nawet nie chcę mówić o młodzikach, ale na stu moich znajomych, jeśli pięciu czyta regularnie książki to wszystko. 80% z nich nie miało żadnej książki w rękach przez cały mijający rok. Trochę mi przykro z tego powodu, ale i wstyd bo sam nie mogę przekonać do czytania mojej połowicy.
Przekładanie książek sci-fi lub sama produkcja takich filmów, niestety w głównej mierze wiąże się z wysokimi kosztami. Jak wiemy bardzo często traci na tym sama fabuła. W pogoni za widowiskowością, która w dzisiejszych czasach jest nieodłączną częścią kina (a przynajmniej sci-fi), gdzieś zawsze ucieka coś ważnego, co nie wynosi ich na wysoki poziom kina.
Oczywiście trafiają się perełki sci-fi (moja subiektywna ocena), jak choćby "Obcy", "Łowca androidów", "Gwiezdne wojny", "Matrix" czy "Avatar", które gdzieś zapadają w pamięć z tego czy innego powodu. Do tej pory nie mogę zapomnieć jak poszedłem pierwszy raz do kina, jeszcze jako kompletny młodziak na "Obcego" (od lat 18) na poczatku lat dziewięćdziesiątych, gdzieś po znajomości boczkiem, boczkiem, i co on ten film zrobił w mojej głowie. Wracałem do niego kilka razy i czuję ten klimat do dzisiaj.
Bardzo wiele z filmów sci-fi jest nowatorskich pod względem wykorzystywania najnowszych technik zdjęciowych, efektów specjalnych, czy innych.
Ja osobiści nixtone, nie zawiodłem się jako tako na filmie. Trochę mi tylko przykrol, że nie zrobiono kroku dalej, żeby wycisnąc więcej z jakże dobrej książki.
Wg mnie film się wybronił, ale mimo to obejrzenie filmu porównałbym raczej do spicia pianki z kufla pełnego piwa :D Brakuje kilku wątków i głębi podstawowego czyli uczuć Endera i całego mieszania w główkach dzieci. Ciekawe jakie są szanse na kontynuację :) Chciałbym zobaczyć prosiaczki :)