Co miał na celu ten bezgrawitacyjny paintball? Rozumiem, że dzieciaki musiały się szkolić. Ale
szkolenie musiało się odbywać w (zapewne) super drogim placu zabaw na naszej orbicie? Co
miało ich nauczyć samodzielne latanie i strzelanie w 'przestrzeni' kosmicznej?
Na początku myślałem, że może będą się jakąś 'łączyć' ze statkami i takie szkolenie ma ich
nauczyć poruszania się w przestrzeni kosmicznej. No, ale ostatecznie niczego takiego nie było.
I jeszcze jedno.
O ile szkolenie Super Endera miało sens (wyjątkowe spojrzenie i rozumienie wroga) to jaki
miało sens uczenie i wykorzystanie np Petry, która była po prostu pilotem i kanonierem? Dorośli
nawet tego nie potrafili?
Wiem, że ostatnia symulacja była prawdziwą bitwą i tamte dzieciaki zapewne tylko statystowały, a
na polu bitwy byli dorośli, ale... Jaki to miało sens? To od początku miała być szopka zrobiona
pod Endera? Że niby symulacje z innymi dzieciakami lepiej by mu szły niż z prawdziwą załogą?
W książce było to zdecydowanie lepiej przedstawione. Całe szkolenie trwało kilka lat i opierało się na takiej podstawie, że dzieci lepiej od dorosłych radzą sobie z przełamywaniem schematów, a walka z robalami przede wszystkim wymagała głównie zrozumienia przeciwnika i nowych sposobów walki. Ta gra na arenie miała ich nauczyć działania w przestrzeni kosmicznej, współpracy i sposobu myślenia. W książce dokładniej było napisane, jak Ender wykorzystywał to, co ćwiczyli i wymyślali podczas szkolenia w stacji bojowej. Poza tym wpojono im pewne postawy i sposób myślenia, jaki był potrzebny do dowodzenia flotą.
Dokładnie tak jak piszesz, wszystko było ustawione pod Endera. Stał za tym grubszy plan, starczy powiedzieć, że to geniusz. Nie każdy z dzieciaków tylko pociągał za spust jak Petra, miały swoje statki, eskadry itp. Nie byli oni tak dobrzy w te klocki jak główny bohater, ale to było kilkunastu wyselekcjonowanych absolwentów szkoły bojowej, którzy swoje umieli. A co do Petry, to ktoś musiał mieć tą posadkę, która została raptem dwa razy wykorzystana, ale przecież dokładanie kogoś do tak dobrze zgranej załogi (w książce szkolenie trwało kilka lat, większość ich życia) nie miałoby sensu. No i ta broń wymagał bezbłędności od strzelca, gdyby wystrzeliła za wcześnie lub za późno nie udałoby się.
I dorośli brali udział tylko w walkach bezpośrednich, całe dowództwo było oparte na dzieciach (nastolatkach), które przez prawie całe życie się do tego przygotowywały.
Po spójniejszą historię odsyłam do książki, jeśli lubisz science fiction to warto przeczytać.