Pomijając fakt, że to ogólnie film średni, w którym zaoszczędzono na ilości wydawałoby się
niezbędnych aktorów, mechanizmach logicznego zachowania i nawrzucano płytkich pierdół
(gdyby nie to, mógłby to być fenomenalny film - zapewne jak książka, której niestety nie czytałem),
ratuje go tylko jedna rzecz jaką jest strona graficzna i jeden 30-sekundowy dialog.
Pytanie brzmi: Czy Ender prowadził realną kampanię wojenną od samego początku (wskazuje na
to pare rzeczy, jak "postępująca trudność, realność i kompleksowość 'symulacji'" czy siła OPR
jaki zebrał od Kingsley'a za (jedyną?) porażkę); czy jednak poprzedzające bitwy naprawdę były
symulacjami, a tylko ostatnia realnym starciem i zagładą planety?
Jeśli była to realna kampania od samego początku, film dostaje u mnie dodatkową gwiazdkę, bo
naprawdę udało się ukryć ten fakt (pod stertą bezproduktywnych scen) do samego końca.
Początkowo korzystał z symulatora, jednak w filmie tego nie pokazano, bo wątek na Erosie został brutalnie wykastrowany.
Od momentu, gdy Mazer przejął jego szkolenie (oraz przydzielono mu dowódców eskadr), Ender nieświadomie prowadził Trzecią Inwazję, której przebieg jednak dość znacznie różnił się od książkowego pierwowzoru.
Ender prowadził atak na Robale to nie była Trzecia inwazja, po prostu atak prewencyjny, wyprzedzający. Ta "sterta bezproduktywnych scen" to próba oddania atmosfery książki, jak dla mnie dość dobrze. Jednak dla filmu, wierne trzymanie się oryginału, nie wyszła za dobrze ale ogólnie dobry film.